Nasi praprzodkowie mogli, jak niektóre zwierzęta, zapadać w zimowy sen
Pod koniec października i na początku listopada jeże zaczynają szukać schronienia pod stertami gałęzi, w dużych kopcach liści, pod spróchniałymi pniami. Niedźwiedzie przesypiają zimę w gawrach w rozpadlinach skalnych, wykrotach czy norach. Borsuki, nietoperze i inne ssaki również szukają kryjówek na zimę. Temperatura ich ciała obniża się, następuje spowolnienie pracy serca, rytmu oddychania, odruchów nerwowych i przemiany materii, zanika popęd płciowy. Co ciekawe, podobne objawy fizjologiczne można zaobserwować u ludzi. Chociaż tzw. sezonowa choroba afektywna dotyka zaledwie 5 proc. populacji, to większość jej objawów występuje u wszystkich ludzi żyjących w surowym klimacie. Coraz liczniejsze badania naukowe sugerują, że nasi przodkowie, tak jak inne ssaki, mogli zapadać w sen zimowy.
Stan hibernacji
W Hobart na Tasmanii, w najbardziej na południe wysuniętej części Australii, noce trwają przeciętnie 15 godzin. Kiedy jesienią się wydłużają, wiele osób obserwuje u siebie spowolnienie funkcji życiowych, apatię, większy apetyt oraz skłonność do dłuższego niż zwykle pozostawania pod kołdrą - najczęściej bez towarzystwa. Trudno się dziwić, że właśnie na tamtejszym uniwersytecie uczeni szczególnie intensywnie zajmują się problemem sezonowej choroby afektywnej.
"Chcemy ustalić, czy SAD (angielski skrót od Seasonal Affective Disorder; wyraz "sad" znaczy także smutny) jest częścią naszego genetycznego dziedzictwa. Nie wykluczamy, że jest atawistyczną formą hibernacji obserwowanej w świecie zwierząt" - twierdzi George Wilson z University of Tasmania. Tę tezę potwierdzają badania przeprowadzone przez jego współpracownicę Margaret Austen, która analizowała funkcjonowanie autonomicznego układu nerwowego u osób cierpiących na SAD i u zwierząt. Układ ten kontroluje funkcje organizmu, o których zazwyczaj nawet nie myślimy, takie jak oddychanie czy bicie serca. Dwie jego części, układ sympatyczny i parasympatyczny, mają przeciwstawne działanie. Podczas gdy pierwszy przyspiesza, drugi spowalnia wszystkie funkcje organizmu. To właśnie jego działanie nasila się, gdy zwierzęta zaczynają zapadać w sen zimowy. Z obserwacji Austen wynika, że podobny proces można zaobserwować u ludzi cierpiących na SAD. "Zwierzęta przygotowują się do zimy, gromadząc tłuszcze, a później zasypiają. Ludzie zimą również mają większą skłonność do jedzenia, czują się ociężali i więcej czasu przeznaczają na sen" - zauważa Austen. "Wzmożony apetyt i senność to sposób na magazynowanie energii" - twierdzi Arkadij Putiłow z Rosyjskiej Akademii Nauk w Nowosybirsku. Z jego badań wynika, że u ludzi cierpiących na SAD zużycie tlenu zmniejsza się w takim samym stopniu jak u zwierząt zapadających w stan hibernacji.
Zima w łóżku
Zmniejszony popęd seksualny również jest formą adaptacji do trudnych zimowych warunków. To zjawisko obserwuje się zarówno u ludzi cierpiących na SAD, jak i u zwierząt zapadających w sen zimowy. Dzięki mniejszemu libido organizm oszczędza energię. Poza tym u wielu gatunków mniejszy popęd zimą gwarantuje, że potomstwo pojawi się w okresie, kiedy żywność jest łatwo dostępna.
"Znaleźliśmy ludzki odpowiednik każdego genu, którego wpływ na proces hibernacji stwierdziliśmy u zwierząt. Na poziomie genetycznym nasze organizmy są więc przystosowane do hibernacji" - przekonuje Matthew Andrews z University of Minnesota. Uczony zlokalizował niedawno w DNA człowieka dwa geny kontrolujące proces spalania tłuszczu pochodzącego nie z węglowodanów, lecz z rezerw tłuszczowych.
Żarówka jako budzik
Gdyby rzeczywiście nasi przodkowie zapadali w sen zimowy, wszyscy - a nie tylko ludzie cierpiący na SAD - musielibyśmy odziedziczyć skłonność do zimowej senności. "I rzeczywiście tak jest" - przekonuje Thomas Wehr z National Institute of Mental Health. W wypadku większości ludzi sztuczne światło z powodzeniem zastępuje promienie słońca, co zapobiega senności i złemu nastrojowi. Ludzie cierpiący na SAD są po prostu wyjątkiem - wynika z badań przeprowadzonych przez Wehra.
"Sądzę, że wyjaśnienia zjawiska nazywanego zimową depresją trzeba szukać w biologii ewolucyjnej. W odległej przeszłości objawy zimowej depresji mogły być zjawiskiem naturalnym, dziś postrzegamy je jako zespół chorobowy" - przekonuje Wehr. Jeśli więc przy świątecznym stole zdarzy się komuś zmrużyć oczy i zdrzemnąć, nie należy z tego powodu rozdzierać szat. W końcu zimowa senność to też element wielowiekowej tradycji odziedziczonej po przodkach, starszej nawet niż święta.
Luxterapia |
---|
Najlepszym sposobem terapii sezonowej choroby afektywnej jest fototerapia, czyli leczenie światłem. Typowe oświetlenie w biurze ma natężenie 300-500 luksów, światło lamp fototerapeutycznych - powyżej 2500 luksów. Tę wartość wyznaczono eksperymentalnie, oceniając skuteczność terapii światłem o różnym natężeniu u osób cierpiących na sezonowe zaburzenia nastroju. Ilość docierającego do nas światła zależy także od czasu naświetlania. Najlepsze skutki terapeutyczne przynosi oczywiście podróż do kraju, gdzie na brak słońca nie można narzekać. Jeśli jednak nie możemy sobie pozwolić na podróżowanie, warto nawet zimą jak najwięcej przebywać na powietrzu i wpatrywać się w niebo - w ten sposób można dostarczyć organizmowi nawet kilka tysięcy luksów. |
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.