Na bezrybiu i Masłowska gwiazda
Wystarczyła jedna słaba powieść, by 19-letnia mieszkanka Wejherowa stała się symbolem tego, co najnowsze, najlepsze, najbardziej awangardowe w polskiej literaturze. Jest z pozoru skandalizująca książka, jest upozowana na skandalistkę autorka: rude włosy, papieros w zębach, w tle smętne, odrapane blokowisko... W telewizyjnym programie "Idol" jeden z jurorów, chcąc wytknąć uczestniczce ignorancję, zapytał: - "Wiesz, kim jest Dorota Masłowska?" Masłowska, autorka "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną", wali prosto z mostu: "Zawstydziłam wszystkich tym, że rzyganie, defloracja i walenie konia zostało postawione w jednym rządku z drzewami i kwiatami. Napisane na papierze i wydrukowane. Dlatego może jestem hańbą polskiej literatury". Dorota Masłowska, Krzysztof Varga, Robert Neumann - to tylko kilka przykładów pisarzy okrzykniętych ostatnimi czasy gwiazdami. Ich książki są agresywnie reklamowane, bo polska literatura na gwałt potrzebuje chociaż złudzenia, namiastki sukcesu.
Słaby Silny
"Hańba polskiej literatury" - brzmi jak hasło reklamowe, które razem z opinią, że to pierwsza w Polsce tzw. powieść dresiarska, nakręciło koniunkturę. Tymczasem główny bohater, niejaki Silny, to raczej wy(tfu!)r fantazji dziewczyny z prowincji na temat tego, co też może się roić w głowie blokersa. Masłowską wsparli jej starsi koledzy po fachu. "Ta metrykalnie młodziutka dziewczyna ma w sobie tak niesłychaną dojrzałość pisarską i taki dar władania polszczyzną, dar rozpruwania, nicowania, rozbijania na miazgę języka i tworzenia z tej miazgi języka swoistego, że możliwości dalszego rozwoju wydają się tu nie do zmierzenia" - wyrokował Jerzy Pilch. W wielki dzwon uderzył też poeta Marcin Świetlicki, oświadczając, że warto było pożyć 40 lat, by coś podobnego przeczytać. I tak sukces medialny stał się faktem. Teraz tylko czekać, aż ktoś wejherowską nastolatkę zgłosi do literackiego Nobla.
Kto podrze te bazgroły?
Za wrzawę wokół Masłowskiej w najmniejszym stopniu odpowiada ona sama. Wykorzystała swoje pięć minut i poparcie zachwyconych nią tzw. autorytetów. Skoro jej powieść okrzyknięto arcydziełem, zaczęła publikować, gdzie popadło - od felietonów w "Przekroju" po esej w cyklu "Generacja Nic" w "Gazecie Wyborczej". Głód nowych twarzy, które miałyby się stać wizytówką kolejnego pokolenia, jest tak wielki, że wystarczy cokolwiek wydrukować, by na autora zaczęto się powoływać. Przykładem Krzysztof Varga. "Tequila" i "Karolina" - powieści o "piciu, pannach i rocku" - aż proszą się o opatrywanie przymiotnikiem kultowy, który zazwyczaj znaczy tyle co nic. Varga miał już nominację do Nike, pochlebnie pisał o nim Andrzej Stasiuk. Niestety, trudno ufać tym opiniom - to po prostu towarzystwo wzajemnej adoracji.
Krytyka literacka, podzielona według środowiskowo-politycznego klucza, kompletnie straciła autorytet. Kto więc ma weryfikować oceny ferowane przez zaprzyjaźnionych recenzentów lub kolegów pisarzy? Powinna to robić - jako najbardziej wpływowe medium - telewizja. Niestety, większość obecnych na antenie programów kulturalnych jest robiona według schematu "u cioci na imieninach". Ich gospodarze wdzięczą się do zaproszonych twórców i nawzajem siebie przekrzykują. Dopóki najważniejszym celem telewizyjnej publicystki kulturalnej będzie zapewnienie pisarzom dobrego samopoczucia, dopóty nie doczekamy się polskiego Marcela Rei-cha-Ranickiego ani Bernarda Pivota. Czy ktoś się odważy publicznie podrzeć pseudointeligenckie, nudne bazgroły?
Grzech wtórności
Ile wart jest "Szum" Roberta Neumanna - powieść, która jest nieudaną próbą opisu zepsutego do szpiku kości świata polskich mediów? Autor poważył się jedynie na atrakcyjny temat, reszta to już nawet nie szum, lecz cisza - z zażenowania. Obcowanie z taką literaturą, pozbawioną krzty wdzięku, nie należy do przyjemności. Wystarczą przytoczone przez autora nazwiska Piotra Bratkowskiego oraz Roberta Stillera (wiadomo - autorytety muszą być) i jedna czy dwie entuzjastyczne recenzje, by w Polskę poszło hasło: sukces. I koniec. Skołowany czytelnik przyjmuje za dobrą monetę frazesy wymyślone przez biuro reklamowe wydawnictwa i umieszczane w widocznym miejscu na skrzydełku książki lub specjalnej banderolce.
Na tronie królowej nakładów wciąż siedzi Joanna Chmielewska, ale po piętach depcze jej Katarzyna Grochola. "Nigdy w życiu" czy "Serce na temblaku" walczą na lis-tach bestsellerów z powieściami Paula Coelho, Williama Whartona czy z Harrym Potterem. I wszyscy zapomnieli, że także proza Grocholi skażona jest grzechem podstawowym - wtórnością. To przecież niemal dosłowne przeniesienie na rodzimy grunt bohaterki w rodzaju Bridget Jones. Stosując telewizyjne kryteria, powieści Grocholi są jak programy na licencji, kręcone według wymyślonego przez kogoś innego scenariusza.
Na podobnej zasadzie próbuje się wykreować nurt feministyczny: w wersji "dojrzałej" (Krystyna Kofta) i "młodzieżowej" (Kinga Dunin).
Współczesna literatura polska nie przestanie istnieć bez dobrej powieści. Owszem, mamy w tej dziedzinie świetne tradycje - od "Lalki" po "Noce i dnie" - ale jest też kilka innych, nie gorszych gatunków literackich, w których można coś ważnego powiedzieć o współczesności. Dobra passa poetycka Polaków, która wynika z aktywności uznanych mistrzów (Miłosz, Szymborska, Różewicz, Barańczak), prozy z epickim zacięciem nie zastąpi. Prędzej uczyni to literatura faktu, w szczególności wspomnieniowa, która przeżywa wyraźny renesans. Skutki nadymania Masłowskiej do rangi odkrycia będą opłakane: ponoć na firmamencie pojawił się ostrzyżony na łyso siedemnastolatek ze Świdnicy, który opublikował pierwszą w Polsce hiphopową odyseję.
Słaby Silny
"Hańba polskiej literatury" - brzmi jak hasło reklamowe, które razem z opinią, że to pierwsza w Polsce tzw. powieść dresiarska, nakręciło koniunkturę. Tymczasem główny bohater, niejaki Silny, to raczej wy(tfu!)r fantazji dziewczyny z prowincji na temat tego, co też może się roić w głowie blokersa. Masłowską wsparli jej starsi koledzy po fachu. "Ta metrykalnie młodziutka dziewczyna ma w sobie tak niesłychaną dojrzałość pisarską i taki dar władania polszczyzną, dar rozpruwania, nicowania, rozbijania na miazgę języka i tworzenia z tej miazgi języka swoistego, że możliwości dalszego rozwoju wydają się tu nie do zmierzenia" - wyrokował Jerzy Pilch. W wielki dzwon uderzył też poeta Marcin Świetlicki, oświadczając, że warto było pożyć 40 lat, by coś podobnego przeczytać. I tak sukces medialny stał się faktem. Teraz tylko czekać, aż ktoś wejherowską nastolatkę zgłosi do literackiego Nobla.
Kto podrze te bazgroły?
Za wrzawę wokół Masłowskiej w najmniejszym stopniu odpowiada ona sama. Wykorzystała swoje pięć minut i poparcie zachwyconych nią tzw. autorytetów. Skoro jej powieść okrzyknięto arcydziełem, zaczęła publikować, gdzie popadło - od felietonów w "Przekroju" po esej w cyklu "Generacja Nic" w "Gazecie Wyborczej". Głód nowych twarzy, które miałyby się stać wizytówką kolejnego pokolenia, jest tak wielki, że wystarczy cokolwiek wydrukować, by na autora zaczęto się powoływać. Przykładem Krzysztof Varga. "Tequila" i "Karolina" - powieści o "piciu, pannach i rocku" - aż proszą się o opatrywanie przymiotnikiem kultowy, który zazwyczaj znaczy tyle co nic. Varga miał już nominację do Nike, pochlebnie pisał o nim Andrzej Stasiuk. Niestety, trudno ufać tym opiniom - to po prostu towarzystwo wzajemnej adoracji.
Krytyka literacka, podzielona według środowiskowo-politycznego klucza, kompletnie straciła autorytet. Kto więc ma weryfikować oceny ferowane przez zaprzyjaźnionych recenzentów lub kolegów pisarzy? Powinna to robić - jako najbardziej wpływowe medium - telewizja. Niestety, większość obecnych na antenie programów kulturalnych jest robiona według schematu "u cioci na imieninach". Ich gospodarze wdzięczą się do zaproszonych twórców i nawzajem siebie przekrzykują. Dopóki najważniejszym celem telewizyjnej publicystki kulturalnej będzie zapewnienie pisarzom dobrego samopoczucia, dopóty nie doczekamy się polskiego Marcela Rei-cha-Ranickiego ani Bernarda Pivota. Czy ktoś się odważy publicznie podrzeć pseudointeligenckie, nudne bazgroły?
Grzech wtórności
Ile wart jest "Szum" Roberta Neumanna - powieść, która jest nieudaną próbą opisu zepsutego do szpiku kości świata polskich mediów? Autor poważył się jedynie na atrakcyjny temat, reszta to już nawet nie szum, lecz cisza - z zażenowania. Obcowanie z taką literaturą, pozbawioną krzty wdzięku, nie należy do przyjemności. Wystarczą przytoczone przez autora nazwiska Piotra Bratkowskiego oraz Roberta Stillera (wiadomo - autorytety muszą być) i jedna czy dwie entuzjastyczne recenzje, by w Polskę poszło hasło: sukces. I koniec. Skołowany czytelnik przyjmuje za dobrą monetę frazesy wymyślone przez biuro reklamowe wydawnictwa i umieszczane w widocznym miejscu na skrzydełku książki lub specjalnej banderolce.
Na tronie królowej nakładów wciąż siedzi Joanna Chmielewska, ale po piętach depcze jej Katarzyna Grochola. "Nigdy w życiu" czy "Serce na temblaku" walczą na lis-tach bestsellerów z powieściami Paula Coelho, Williama Whartona czy z Harrym Potterem. I wszyscy zapomnieli, że także proza Grocholi skażona jest grzechem podstawowym - wtórnością. To przecież niemal dosłowne przeniesienie na rodzimy grunt bohaterki w rodzaju Bridget Jones. Stosując telewizyjne kryteria, powieści Grocholi są jak programy na licencji, kręcone według wymyślonego przez kogoś innego scenariusza.
Na podobnej zasadzie próbuje się wykreować nurt feministyczny: w wersji "dojrzałej" (Krystyna Kofta) i "młodzieżowej" (Kinga Dunin).
Współczesna literatura polska nie przestanie istnieć bez dobrej powieści. Owszem, mamy w tej dziedzinie świetne tradycje - od "Lalki" po "Noce i dnie" - ale jest też kilka innych, nie gorszych gatunków literackich, w których można coś ważnego powiedzieć o współczesności. Dobra passa poetycka Polaków, która wynika z aktywności uznanych mistrzów (Miłosz, Szymborska, Różewicz, Barańczak), prozy z epickim zacięciem nie zastąpi. Prędzej uczyni to literatura faktu, w szczególności wspomnieniowa, która przeżywa wyraźny renesans. Skutki nadymania Masłowskiej do rangi odkrycia będą opłakane: ponoć na firmamencie pojawił się ostrzyżony na łyso siedemnastolatek ze Świdnicy, który opublikował pierwszą w Polsce hiphopową odyseję.
Poczet przereklamowanych |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.