Posiałem telefon. To przedmiot, który wszędzie się może odłączyć od właściciela. I zaczyna się szukanie za pomocą komórek domowników, a potem odświeżając pamięć.
Nie przychodziło mi nic do głowy, czekałem na dzwonek od znalazcy albo szantażysty, który zwróci mi go za 100 zł. Była 22, kiedy zapukano do drzwi tak mocno, że wyleciały z zawiasów. W luce po nich pojawili się osobnicy w kominiarkach, z bronią krótką i automatyczną, w kamizelkach kuloodpornych i z napisem „CBA” na plecach.
– Krzysztof Dauszkiewicz?! – zapytał prokurator wchodzący za nimi.
– Daukszewicz, panowie pomyliliście mnie z kimś innym.
– Zamknąć mordę i nie pouczać prokuratora – warknął stojący najbliżej mnie i wbił mi lufę pistoletu między żebra.
– Dokumenty! – wrzasnął drugi.
– Nie mam przy sobie – wykrztusiłem, zwijając się z bólu.
– Jebany, coś przed nami ukrywa – powiedział trzeci i potraktował mnie paralizatorem. Kiedy po kwadransie odzyskałem przytomność, byłem już skuty i w drodze do radiowozu.
– Czego oni od ciebie chcą? – wykrztusiła zapłakana żona z dzieckiem na rękach i w zaawansowanej ciąży.
– Nie wiem – odpowiedziałem. – Dzwoń po adwokata!
– Nawet nie próbuj – prokurator natychmiast przeszedł z nią na ty, trzaskając drzwiami wyrwanymi z zawiasów. Kilka minut później siedziałem skuty w pokoju bez okien.
– No i co, Dauszkiewicz, wiecie, dlaczego tu jesteście?
– Daukszewicz.
– My lepiej wiemy, jak się nazywacie. Poznajecie ten telefon?
– Tak, to mój. Gdzie go znaleźliście?
– Dlaczego wręczyliście go jako łapówkę lekarzowi, Sławomirowi O.?
– Jaką łapówkę, panie śledczy, ja go zapomniałem. Poszedłem po receptę, a pan doktor zapytał mnie o jakąś Ewuś. To powiedziałem, że żadnej Ewusi nie znam. To on, żebym pokazał dokument. Zacząłem szukać, a telefon zostawiłem na krześle. I co, lekarz wam go oddał?
– Już siedzi za to, że się połaszczył nawet na używany, a wy jeżeli chcecie wrócić do domu, to podpiszcie tu, że mu wręczyliście, i tu, że dobrowolnie zgodziliście się na przesłuchanie w nocy i dlatego przyjechaliście do nas w piżamie.
I takie to było moje spotkanie z CBA, panie pośle Palikot, bo mam nadzieję, że dodzwoniłem się na numer 792 034 034.
– Krzysztof Dauszkiewicz?! – zapytał prokurator wchodzący za nimi.
– Daukszewicz, panowie pomyliliście mnie z kimś innym.
– Zamknąć mordę i nie pouczać prokuratora – warknął stojący najbliżej mnie i wbił mi lufę pistoletu między żebra.
– Dokumenty! – wrzasnął drugi.
– Nie mam przy sobie – wykrztusiłem, zwijając się z bólu.
– Jebany, coś przed nami ukrywa – powiedział trzeci i potraktował mnie paralizatorem. Kiedy po kwadransie odzyskałem przytomność, byłem już skuty i w drodze do radiowozu.
– Czego oni od ciebie chcą? – wykrztusiła zapłakana żona z dzieckiem na rękach i w zaawansowanej ciąży.
– Nie wiem – odpowiedziałem. – Dzwoń po adwokata!
– Nawet nie próbuj – prokurator natychmiast przeszedł z nią na ty, trzaskając drzwiami wyrwanymi z zawiasów. Kilka minut później siedziałem skuty w pokoju bez okien.
– No i co, Dauszkiewicz, wiecie, dlaczego tu jesteście?
– Daukszewicz.
– My lepiej wiemy, jak się nazywacie. Poznajecie ten telefon?
– Tak, to mój. Gdzie go znaleźliście?
– Dlaczego wręczyliście go jako łapówkę lekarzowi, Sławomirowi O.?
– Jaką łapówkę, panie śledczy, ja go zapomniałem. Poszedłem po receptę, a pan doktor zapytał mnie o jakąś Ewuś. To powiedziałem, że żadnej Ewusi nie znam. To on, żebym pokazał dokument. Zacząłem szukać, a telefon zostawiłem na krześle. I co, lekarz wam go oddał?
– Już siedzi za to, że się połaszczył nawet na używany, a wy jeżeli chcecie wrócić do domu, to podpiszcie tu, że mu wręczyliście, i tu, że dobrowolnie zgodziliście się na przesłuchanie w nocy i dlatego przyjechaliście do nas w piżamie.
I takie to było moje spotkanie z CBA, panie pośle Palikot, bo mam nadzieję, że dodzwoniłem się na numer 792 034 034.
Więcej możesz przeczytać w 3/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.