Jego muzyka znów zabrzmi na ekranach kin – tym razem w „Drogówce”. Mikołaj Trzaska gra ze swoim nowym kwartetem Ircha i wciąż komponuje do filmów. – Bodę rogami i tak idę naprzód – mówi Annie Gromnickiej.
Anna Gromnicka: Właśnie zaczyna się dla ciebie kolejna przygoda z filmem Wojciecha Smarzowskiego – zabierasz się do pisania muzyki do „Pod Mocnym Aniołem”, ekranizacji książki Jerzego Pilcha. Tymczasem na ekrany kin wchodzi „Drogówka” z twoją ścieżką dźwiękową. Jaka to praca?
Mikołaj Trzaska: Smarzowski jest reżyserem, który ma bardzo konkretną wizję swoich filmów i zna się na muzyce. Tego rodzaju wrażliwość na melodię i rytm rzadko się zdarza. On nie chce ilustracyjnego opisywacza obrazów – woli, gdy muzyka oddaje zawiłości psychologiczne bohaterów. A moja muzyka właśnie dopowiada to, czego nie możemy zobaczyć.
Muzykę do „Drogówki” pisałeś tak jak do poprzednich filmów?
Pisałem to za dużo powiedziane – z garażu naszego wiejskiego domu wygrzebałem stare organy, w połowie niedziałające. Brzmienie klawiszy przypomina raczej zgrzyty i chroboty niż normalne melodie. Do tego doszły stare żeliwne słupki z budowy, kije namiotowe, śledzie, różne zardzewiałe rzeczy. Potrafiłem rzucać tym wszystkim o ziemię i takie odgłosy nagrywać na mikrofon studyjny. Wojtek miał jedno życzenie – muzyka, która się pojawi w tym filmie, nie może przypominać żadnej innej, a instrumenty mają wydawać dźwięki, których jeszcze nie słyszał.
Mikołaj Trzaska: Smarzowski jest reżyserem, który ma bardzo konkretną wizję swoich filmów i zna się na muzyce. Tego rodzaju wrażliwość na melodię i rytm rzadko się zdarza. On nie chce ilustracyjnego opisywacza obrazów – woli, gdy muzyka oddaje zawiłości psychologiczne bohaterów. A moja muzyka właśnie dopowiada to, czego nie możemy zobaczyć.
Muzykę do „Drogówki” pisałeś tak jak do poprzednich filmów?
Pisałem to za dużo powiedziane – z garażu naszego wiejskiego domu wygrzebałem stare organy, w połowie niedziałające. Brzmienie klawiszy przypomina raczej zgrzyty i chroboty niż normalne melodie. Do tego doszły stare żeliwne słupki z budowy, kije namiotowe, śledzie, różne zardzewiałe rzeczy. Potrafiłem rzucać tym wszystkim o ziemię i takie odgłosy nagrywać na mikrofon studyjny. Wojtek miał jedno życzenie – muzyka, która się pojawi w tym filmie, nie może przypominać żadnej innej, a instrumenty mają wydawać dźwięki, których jeszcze nie słyszał.
Więcej możesz przeczytać w 3/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.