Ręce opadają. Episkopat obwieścił światu kuriozalny dokument, w którym zakazuje in vitro ze względu na to, że jest to procedura „znana z hodowli zwierząt i roślin” oraz że „jej celem jest wytworzenie człowieka w laboratorium i przeniesienie go mechanicznie do organizmu matki”. Na czym opiera swoje dziwne werdykty Kościół? Na pewno nie na nauce, choć z nauk Kościół chętnie korzysta. W XIII w. bullą papieską Watykan zabronił sekcji zwłok, choć już kilkadziesiąt lat później słudzy Kościoła korzystali z dobrodziejstw rozwijającej się – dzięki sekcjom – medycyny. Z wielkim potępieniem Kościoła spotkały się nauki Darwina, choć dziś bardzo bogobojny poseł Niesiołowski przekonuje mnie, że nie powinnam dokarmiać zimą ptaków, bo po to jest zima, by zgodnie z teorią ewolucji przetrwały tylko najsilniejsze indywidua. Co ciekawe, poseł Niesiołowski nie stosuje tej powszechnej teorii „przetrwania najsilniejszych” do – na przykład – ratowania wcześniaków. Bo w końcu, jeśli wierzyć ewolucji i prawom naturalnym, wcześniaki powinny iść na stracenie, podobnie jak ludzie niepełnosprawni czy starzy, zwłaszcza ci, którzy spełnili pokładane w nich ewolucyjne nadzieje, rozsiewając potomstwo po świecie.
Notabene zarówno ci starcy, jak i wcześniaki żyją często głównie dzięki laboratoriom i absolutnie sztucznym „mechanizmom” podtrzymywania życia. Więcej. Świętej pamięci papież dożył sędziwych lat dzięki terapiom genowym i innym metodom bardzo nowoczesnej i kosztownej medycyny, której rozwój byłby zupełnie niemożliwy, gdyby takie dokumenty jak ten, nad którym trudził się episkopat, były poważnie przez wszystkich traktowane.
Warto przypomnieć, że Kościół zaciekle walczył ze szczepionkami (jako niezgodnymi z wolą Boga), transplantacjami, a nawet lekami uśmierzającymi cierpienie, bo właśnie cierpienie stanowiło i stanowi – według doktryny chrześcijańskiej – ważny element wyroków boskich, człowieczego losu oraz drogę do naśladowania Chrystusa. I nawet dziś w Polsce XXI w. w wielu szpitalach rodzącym kobietom niechętnie podaje się środki przeciwbólowe, bo przecież już w Biblii napisano, że „niewiasta rodzić będzie w bólach”, choć nie słyszałam o hierarsze, który z powodu naśladownictwa Jezusa wyrzekłby się środków przeciwbólowych.
Święci, doktorzy i hierarchowie Kościoła przez setki lat nie mieli pojęcia o istnieniu zarodków, blastocysty, a nawet komórek jajowych. Teologia od czasów św. Tomasza dowodziła, że człowiek zyskuje duszę po kilkudziesięciu tygodniach (chłopcy znacznie wcześniej niż dziewczęta), a chrzcić się powinno po siedmiu latach, kiedy prawdopodobieństwo przeżycia będzie większe. Losem niemowlaków, dzieci czy poronionych płodów nikt się nie zajmował (nie chowano ich w poświęconej ziemi), a walka z aborcją zaostrzała się tylko wtedy, gdy wojny krzyżowe, epidemie lub inne kataklizmy powodowały naturalny odpływ wiernych. Kategoria „życia poczętego” pojawiła się w języku Kościoła dopiero 20 lat temu (ale jaką już zrobiła karierę! Znacznie większą niż zasada miłości bliźniego).
Sądzę, że Kościół niewiele dziś osiągnie poprzez swój zakaz. Niepłodne pary nadal będą się starały o dzieci, tak jak wszyscy hierarchowie i zwykli księża starają się o zapobieżenie własnej śmierci czy cierpieniu niepomni, że korzystają w tym celu z metod zakazanych przez poprzedników i „na wieki potępionych” przez Kościół.
Dokumentem swoim Kościół nie zatrzyma więc medycyny ani nie ograniczy potrzeb ludzi pragnących dzieci, ale niewątpliwie napiętnuje te dzieci. Akcję „Piętno” rozpoczął już ks. prof. Longchamps de Bérier. Teraz poszedł za nim cały episkopat. Trzeba się temu przeciwstawić, i to nie tylko w imię godności i równego traktowania dzieci poczętych metodą in vitro, ale w imię samego chrześcijaństwa. Dawne bowiem nowotestamentowe hasło „Nie masz Greka, Żyda, Rzymianina” dziś może brzmieć: „Nie masz człowieka poczętego naturalnie i nienaturalnie”. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, Natury, kultury i nauki. A piętno hańbi głównie piętnującego, a nie jego ofiarę.
Notabene zarówno ci starcy, jak i wcześniaki żyją często głównie dzięki laboratoriom i absolutnie sztucznym „mechanizmom” podtrzymywania życia. Więcej. Świętej pamięci papież dożył sędziwych lat dzięki terapiom genowym i innym metodom bardzo nowoczesnej i kosztownej medycyny, której rozwój byłby zupełnie niemożliwy, gdyby takie dokumenty jak ten, nad którym trudził się episkopat, były poważnie przez wszystkich traktowane.
Warto przypomnieć, że Kościół zaciekle walczył ze szczepionkami (jako niezgodnymi z wolą Boga), transplantacjami, a nawet lekami uśmierzającymi cierpienie, bo właśnie cierpienie stanowiło i stanowi – według doktryny chrześcijańskiej – ważny element wyroków boskich, człowieczego losu oraz drogę do naśladowania Chrystusa. I nawet dziś w Polsce XXI w. w wielu szpitalach rodzącym kobietom niechętnie podaje się środki przeciwbólowe, bo przecież już w Biblii napisano, że „niewiasta rodzić będzie w bólach”, choć nie słyszałam o hierarsze, który z powodu naśladownictwa Jezusa wyrzekłby się środków przeciwbólowych.
Święci, doktorzy i hierarchowie Kościoła przez setki lat nie mieli pojęcia o istnieniu zarodków, blastocysty, a nawet komórek jajowych. Teologia od czasów św. Tomasza dowodziła, że człowiek zyskuje duszę po kilkudziesięciu tygodniach (chłopcy znacznie wcześniej niż dziewczęta), a chrzcić się powinno po siedmiu latach, kiedy prawdopodobieństwo przeżycia będzie większe. Losem niemowlaków, dzieci czy poronionych płodów nikt się nie zajmował (nie chowano ich w poświęconej ziemi), a walka z aborcją zaostrzała się tylko wtedy, gdy wojny krzyżowe, epidemie lub inne kataklizmy powodowały naturalny odpływ wiernych. Kategoria „życia poczętego” pojawiła się w języku Kościoła dopiero 20 lat temu (ale jaką już zrobiła karierę! Znacznie większą niż zasada miłości bliźniego).
Sądzę, że Kościół niewiele dziś osiągnie poprzez swój zakaz. Niepłodne pary nadal będą się starały o dzieci, tak jak wszyscy hierarchowie i zwykli księża starają się o zapobieżenie własnej śmierci czy cierpieniu niepomni, że korzystają w tym celu z metod zakazanych przez poprzedników i „na wieki potępionych” przez Kościół.
Dokumentem swoim Kościół nie zatrzyma więc medycyny ani nie ograniczy potrzeb ludzi pragnących dzieci, ale niewątpliwie napiętnuje te dzieci. Akcję „Piętno” rozpoczął już ks. prof. Longchamps de Bérier. Teraz poszedł za nim cały episkopat. Trzeba się temu przeciwstawić, i to nie tylko w imię godności i równego traktowania dzieci poczętych metodą in vitro, ale w imię samego chrześcijaństwa. Dawne bowiem nowotestamentowe hasło „Nie masz Greka, Żyda, Rzymianina” dziś może brzmieć: „Nie masz człowieka poczętego naturalnie i nienaturalnie”. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, Natury, kultury i nauki. A piętno hańbi głównie piętnującego, a nie jego ofiarę.
Więcej możesz przeczytać w 16/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.