Tego dnia postanowiłem jechać na miasto udręczane przez rocznicę. Od lat stary felietonista, poluję na tematy, co ociera się o podglądactwo. Tym razem jednak nie mogłem, tyle było we mnie wstydu i niesmaku. Widziałem tylko w mediach, jak prezes w asyście osobników o zatrząśniętych obliczach, krokiem niezwykle prędkim jak na tak małego i korpulentnego jegomościa przemieszczał się po rocznicowym pogorzelisku, próbując obsłużyć wydarzenie. Miał masę pracy, robił zapasy na cały rok.
Każda taka osobliwość jak katastrofa smoleńska, zmieniona w religię, ma swoje orbity, krążą po niej zdechłe szczury, czarne koty o płonących oczach, ale też szczątki ludzkiej szlachetności i szczerego oburzenia. Trudno oprzeć się refleksji, że gen autodestrukcji w Polakach wielki jest i wisi w powietrzu jak kiszony ogórek. Kiedy nie ma wroga zewnętrznego, sami rzucamy się sobie do gardeł. Zauważył to już Jan Pasek, kiedy pisał w „Pamiętnikach”: „Uprzykrzyła się nam wojna z nieprzyjacielem, zachciało nam się spróbować z sobą”. Uderza, jak dzisiaj Polacy są świadomi swoich słabości, ale też jak wobec nich są bezradni. Podobni pacjentom po długiej terapii, wyliczają fachowo nasze przywary: kłótliwość, niechlujstwo, niemożność zespołowej pracy, nieprzestrzeganie reguł gry i procedur, niemożność ich ustalenia. To wszystko były czynniki prowadzące do smoleńskiej katastrofy…
Polska była krajem dynamicznym i twórczym do XVI w., niezwykle też witalnym, dlatego tak pulsują radością wiersze Reja i Kochanowskiego. Chociaż poeta z Czarnolasu już ostrzega, że Polacy przed szkodą i po szkodzie bywają głupi. Gdyby wiedział, jakie szkody dokonają się w przyszłej Polsce i jak będą głupi Polacy po nich, to straciłby pogodę ducha.
Po szwedzkim najeździe skala zniszczeń materialnych i mentalnych wytrąciła nas z orbity krajów, które liczą się w Europie. Dawna Rzeczpospolita wielu narodów była tolerancyjna, musiała, inaczej by się rozpadła. Dramat szwedzkiego najazdu to ostateczny koniec dobrych czasów, w tkance materialnej większe spustoszenie niż po hitlerowskim najeździe. Wtedy zaczyna się wielki strach, niepewność, niepokój. Z nich rodzą się nietolerancja i spiskowe myślenie.
Prezes, sam fizycznie słaby, łatwo tracący orientację w przestrzeni, bez prawa jazdy, człowiek, który nie potrafi budować więzi ani partnerstwa z ludźmi, dlatego bez rodziny, niewidywany w towarzystwie kobiet, w prawdziwej więzi uczuciowej tylko z matką i z kotem.
To, jakimi ludźmi się otacza, wiele o nim mówi. Nie toleruje silnych osobowości (Tusk do niego tu podobny), acz gwardia przyboczna prezesa doprawdy osobliwa. Jedni okrągli i rumiani jak Adam Hofman – a jaki elastyczny – inni zaś płascy, chudzi, sztywni i bladzi, jak Mariusz Błaszczak. Postacie z Gogola. I kwitnie szaleństwo Macierewicza. Jego trójka ocalonych z katastrofy sieje męt i zamęt w głowach. Oto szaleństwo umiarkowane, co jakiś czas otwiera szczelinę, gdzie lśni obłęd czysty i żywy.
PiS jest zlepione osobowością prezesa, osmolone jego publicznymi i prywatnymi klęskami, z przykurczami jego kompleksów. Ugrupowanie archaiczne w myśleniu o świecie, więc skazane na drugorzędność. Jeśli dojdzie do władzy, to jedynie na skutek niezwykłych koincydencji społecznych, szybko ją jednak straci, w niesławie. Na razie jedyne, co mogą robić, to miny, snucie mgieł smoleńskich, niepokojenie i przedrzeźnianie. Żadnej twórczej pracy. A winni ich niepowodzeń to zawsze jacyś obcy, media, Rosja…
Jedno hasło udało mi się tego dnia zobaczyć na ulicy na własne oczy: „Polska dla Polaków”. Wzruszyło mnie, w myślach od razu pokrewne: „Kurnik dla kur” i przypomniał mi się rok ‘68. Ale właśnie, tu wielka nowość – w polskim spiskowym imaginarium nie ma Żydów, jakby mogli nie mieć nic wspólnego z tym zamachem. (W zamachu poległ tylko prezydent z żoną, w lotniczej katastrofie zginęli zaś inni).
A już nazajutrz matka, która przechowywała swoje zabite dzieci w zamrażarce, wyparła smoleńską rocznicę. Takie czasy. Wszystko już można zamrozić, nie tylko rocznicę.
Każda taka osobliwość jak katastrofa smoleńska, zmieniona w religię, ma swoje orbity, krążą po niej zdechłe szczury, czarne koty o płonących oczach, ale też szczątki ludzkiej szlachetności i szczerego oburzenia. Trudno oprzeć się refleksji, że gen autodestrukcji w Polakach wielki jest i wisi w powietrzu jak kiszony ogórek. Kiedy nie ma wroga zewnętrznego, sami rzucamy się sobie do gardeł. Zauważył to już Jan Pasek, kiedy pisał w „Pamiętnikach”: „Uprzykrzyła się nam wojna z nieprzyjacielem, zachciało nam się spróbować z sobą”. Uderza, jak dzisiaj Polacy są świadomi swoich słabości, ale też jak wobec nich są bezradni. Podobni pacjentom po długiej terapii, wyliczają fachowo nasze przywary: kłótliwość, niechlujstwo, niemożność zespołowej pracy, nieprzestrzeganie reguł gry i procedur, niemożność ich ustalenia. To wszystko były czynniki prowadzące do smoleńskiej katastrofy…
Polska była krajem dynamicznym i twórczym do XVI w., niezwykle też witalnym, dlatego tak pulsują radością wiersze Reja i Kochanowskiego. Chociaż poeta z Czarnolasu już ostrzega, że Polacy przed szkodą i po szkodzie bywają głupi. Gdyby wiedział, jakie szkody dokonają się w przyszłej Polsce i jak będą głupi Polacy po nich, to straciłby pogodę ducha.
Po szwedzkim najeździe skala zniszczeń materialnych i mentalnych wytrąciła nas z orbity krajów, które liczą się w Europie. Dawna Rzeczpospolita wielu narodów była tolerancyjna, musiała, inaczej by się rozpadła. Dramat szwedzkiego najazdu to ostateczny koniec dobrych czasów, w tkance materialnej większe spustoszenie niż po hitlerowskim najeździe. Wtedy zaczyna się wielki strach, niepewność, niepokój. Z nich rodzą się nietolerancja i spiskowe myślenie.
Prezes, sam fizycznie słaby, łatwo tracący orientację w przestrzeni, bez prawa jazdy, człowiek, który nie potrafi budować więzi ani partnerstwa z ludźmi, dlatego bez rodziny, niewidywany w towarzystwie kobiet, w prawdziwej więzi uczuciowej tylko z matką i z kotem.
To, jakimi ludźmi się otacza, wiele o nim mówi. Nie toleruje silnych osobowości (Tusk do niego tu podobny), acz gwardia przyboczna prezesa doprawdy osobliwa. Jedni okrągli i rumiani jak Adam Hofman – a jaki elastyczny – inni zaś płascy, chudzi, sztywni i bladzi, jak Mariusz Błaszczak. Postacie z Gogola. I kwitnie szaleństwo Macierewicza. Jego trójka ocalonych z katastrofy sieje męt i zamęt w głowach. Oto szaleństwo umiarkowane, co jakiś czas otwiera szczelinę, gdzie lśni obłęd czysty i żywy.
PiS jest zlepione osobowością prezesa, osmolone jego publicznymi i prywatnymi klęskami, z przykurczami jego kompleksów. Ugrupowanie archaiczne w myśleniu o świecie, więc skazane na drugorzędność. Jeśli dojdzie do władzy, to jedynie na skutek niezwykłych koincydencji społecznych, szybko ją jednak straci, w niesławie. Na razie jedyne, co mogą robić, to miny, snucie mgieł smoleńskich, niepokojenie i przedrzeźnianie. Żadnej twórczej pracy. A winni ich niepowodzeń to zawsze jacyś obcy, media, Rosja…
Jedno hasło udało mi się tego dnia zobaczyć na ulicy na własne oczy: „Polska dla Polaków”. Wzruszyło mnie, w myślach od razu pokrewne: „Kurnik dla kur” i przypomniał mi się rok ‘68. Ale właśnie, tu wielka nowość – w polskim spiskowym imaginarium nie ma Żydów, jakby mogli nie mieć nic wspólnego z tym zamachem. (W zamachu poległ tylko prezydent z żoną, w lotniczej katastrofie zginęli zaś inni).
A już nazajutrz matka, która przechowywała swoje zabite dzieci w zamrażarce, wyparła smoleńską rocznicę. Takie czasy. Wszystko już można zamrozić, nie tylko rocznicę.
Więcej możesz przeczytać w 16/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.