Optymistyczne wiadomości o hojności Polaków dobiegły z Jasnej Góry w zeszły czwartek.
Kardynał Kazimierz Nycz ujawnił na konferencji prasowej, że wierni w całym kraju obdarowują Kościół co roku sześcioma miliardami złotych "z ofiary ludzkiej na tacę". Jak wyliczył kardynał, Kościół w Polsce potrzebuje na swoje utrzymanie około ośmiu miliardów złotych. Te dwa brakujące dostaje z budżetu państwa na mocy postanowień konkordatu – między innymi na utrzymanie katechetów szkolnych.
Nasz narodowy szeroki gest wydaje się niezwykły, biorąc pod uwagę, że tyle samo na przykład dajemy rocznie – już nie z własnej woli, ale z podatków – na całą polską naukę. A na pomoc materialną dla studentów i doktorantów znacznie mniej, bo tylko 1,5 mld.
Warto sobie uświadomić, że Kościół kosztuje Polaków znacznie więcej. Nie jestem pewna, czy kardynał Nycz wliczył w dochody z tacy tak zwane dobrowolne opłaty za śluby, pogrzeby i udzielanie innych sakramentów. A jeśli nawet wliczył, to z pewnością nie uwzględnił choćby wyprawek czy prezentów dla dzieci idących właśnie do pierwszej komunii.
Są też koszty mniej oczywiste. Na przykład szkoła, zamiast uczyć matematyki lub języków obcych, zajmuje dzieciom czas nauką religii. Kwitnie więc przemysł nauczania pozaszkolnego. Według szacunków polscy rodzice wydają na korepetycje kilka miliardów złotych rocznie.
Wobec wymienionych na wstępie sum nie dziwi, że kardynał Nycz uważa 90 milionów złotych z Funduszu Kościelnego za "symboliczną kwotę". Od przyszłego roku zamiast tego funduszu, każdy z nas będzie mógł osobiście zdecydować, czy chce oddać kościołowi 0,5 proc. swojego podatku. Znając szczodrość Polaków, nie wątpię, że uzbiera się więcej niż 90 mln. Ale biskupi zapewniają, że akurat te pieniądze będą dzielić "przejrzyście".
Nasz narodowy szeroki gest wydaje się niezwykły, biorąc pod uwagę, że tyle samo na przykład dajemy rocznie – już nie z własnej woli, ale z podatków – na całą polską naukę. A na pomoc materialną dla studentów i doktorantów znacznie mniej, bo tylko 1,5 mld.
Warto sobie uświadomić, że Kościół kosztuje Polaków znacznie więcej. Nie jestem pewna, czy kardynał Nycz wliczył w dochody z tacy tak zwane dobrowolne opłaty za śluby, pogrzeby i udzielanie innych sakramentów. A jeśli nawet wliczył, to z pewnością nie uwzględnił choćby wyprawek czy prezentów dla dzieci idących właśnie do pierwszej komunii.
Są też koszty mniej oczywiste. Na przykład szkoła, zamiast uczyć matematyki lub języków obcych, zajmuje dzieciom czas nauką religii. Kwitnie więc przemysł nauczania pozaszkolnego. Według szacunków polscy rodzice wydają na korepetycje kilka miliardów złotych rocznie.
Wobec wymienionych na wstępie sum nie dziwi, że kardynał Nycz uważa 90 milionów złotych z Funduszu Kościelnego za "symboliczną kwotę". Od przyszłego roku zamiast tego funduszu, każdy z nas będzie mógł osobiście zdecydować, czy chce oddać kościołowi 0,5 proc. swojego podatku. Znając szczodrość Polaków, nie wątpię, że uzbiera się więcej niż 90 mln. Ale biskupi zapewniają, że akurat te pieniądze będą dzielić "przejrzyście".
Więcej możesz przeczytać w 19/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.