Wódkę mają na półce taniej, niż kupowałem w hurtowni. Nie mam szans – mówi zrezygnowany były menedżer delikatesów zlokalizowanych w apartamentowcu na warszawskim Mokotowie. Po tym jak w sąsiedztwie powstała Biedronka, opuściła go większość klientów. Nawet ci z wyższych pięter budynku, którzy kupowali mieszkania po 10 tys. za mkw., po bułki, ser, pomidory i soki zaczęli chodzić do nowego taniego sklepu. Wprawdzie na Facebooku powstawała strona Ratujmynaszedelikatesy, ale polubiło ją zaledwie siedem osób. Handlowcom pozostało spakować towar z półek i zamknąć lokal.
– Każda nowa Biedronka zazwyczaj przejmuje połowę klientów ze sklepów w promieniu około kilometra – zdradza jeden z menedżerów Jeronimo Martins Dystrybucja, wywodzącej się z Portugalii spółki, która jest właścicielem sieci handlowej. Plajt małych lokalnych sklepów będzie więcej, bo tylko w tym roku ma powstać kolejnych 290 Biedronek.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.