Parę tygodni temu był prawie wszechmogącym, nienaruszalnym chłopskim baronem. Były wojewoda, dziś marszałek województwa Mirosław Karapyta 25 kwietnia szedł do domu w rozczłapanych butach, dresowej bluzie, z reklamówką w ręce. Nieświeży. Na twarzy kilkudniowy zarost. Właśnie opuścił areszt, ciągnąc za sobą siedem prokuratorskich zarzutów i nowy tytuł, który nadała mu bulwarowa prasa: seksmarszałek. Kupił gazety i czytał: „Dawał pracę za seks”, „Z urzędu zrobił harem”, „To tu urządzał orgie?”. Grozi mu dziesięć lat więzienia. Choć nie dokładnie za to. Zdaniem Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie w latach 2011-2012 Karapyta przyjął łapówki na łączną kwotę ok. 50 tys. zł. Śledczy zarzucili mu korupcję i płatną protekcję, czyli powoływanie się na wpływy w ministerstwach, starostwach i jednostkach policji. Miał obiecywać pomoc w załatwieniu tam spraw.
Wczasy, meble i zapłata „w naturze”
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.