Anna Gromnicka : Dlaczego Paweł Szymański wybrał właśnie panią? Śpiewa pani głównie recitale i role barokowe, a ostatni album poświęciła Mozartowi.
Olga Pasiecznik: Chciałabym móc sobie wyobrażać, że to dlatego, iż zawsze na pierwszym miejscu stawiam muzykę i interesuje mnie głównie poszukiwanie w niej najgłębszych emocji. Poza tym Paweł wie, że nie jestem typową śpiewaczką. Nie ciekawi mnie samo piękno głosu, bardziej kładę nacisk na wyraz i oddanie tego, co było rzeczywistym zamiarem kompozytora.
Część krytyków podważała sens przeładowywania tej krótkiej opery skomplikowaną historią.
Myślę, że jeśli ktoś przyszedł na spektakl z założeniem, że będzie to opowieść od początku do końca jasna i przedstawiona zgodnie z chronologią, to mógł się zawieść. Ale tu nie o to chodziło. Nie rozumiem też zarzutu, że za dużo było tu materiału historycznego, wszystkich tych nazwisk nordyckich, elementów tej kultury. Uważam, że prosta opowieść nie byłaby tak przejmująca. Cała ta drobiazgowa warstwa tekstu czyni dzieło jeszcze bardziej wiarygodnym i nadaje mu wymiar metafizyczny.
Na początku sporo wątpliwości budziła praca reżysera z aktorami.
Eimuntas Nekrošius to niezwykła postać. Wizjoner, który prowadził postacie przez operę intuicyjnie, zawsze pozostawiając wielokropek. Jego reżyseria opiera się na niedomówieniu, w decydującym momencie potrafi zrezygnować z dotychczasowej interpretacji i nadać jej nowy sens. Myślę, że to, iż skupił się tak bardzo na motywach obrzędowych, pomogło inscenizacji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.