Czy chamstwo, prostactwo, wulgarność stały się już pełnoprawnym sposobem przykuwania uwagi opinii publicznej, zaznaczania własnego ja, a nawet metajęzykiem polityków, ludzi mediów?
Prof. Jacek Hołówka: Zaznaczeniem własnego ja na pewno nie, dlatego że gdyby te osoby, które zachowują się arogancko, wyzywająco, napastliwie i ordynarnie, zapytać, czy tak muszą, to powiedzą, że nie. A czy tak traktują swoich przyjaciół? Też nie. Zachowują się ohydnie wtedy, kiedy ludzie na nich patrzą.
Bo w ten sposób zyskują akceptację?
Nie, akceptacja to jest rzecz mało ważna i przez polityków słabo ceniona. To daje im szansę na zrobienie skandalu. I w tej chwili większa część wysiłków polityków zmierza do tego, żeby skutecznie sprowokować swoich przeciwników. Wyprowadzić ich z równowagi, rozwścieczyć. To jest taka dokuczliwość ze szkoły podstawowej: siada się z tyłu za jakimś, pstryka się go w ucho. Jeżeli się wścieknie i łupnie pstrykającego w głowę, to jest z tego skandal i winien jest ten zaczepiony, bo nie potrafił się powstrzymać, stracił nerwy i przesadził w reakcji.
I to jest przypadek na przykład posłanki prof. Pawłowicz, która wykrzykuje w telewizji: „zdziry, kurwy, szmaty, spierdalaj”, a też w Sejmie do innego parlamentarzysty mówi „spierdalaj”?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.