Jeszcze kilka lat temu, gdy poseł PO Robert Węgrzyn powiedział do kamery, że gejami nie chce się zajmować, ale na lesbijki to by chętnie sobie popatrzył, wyleciał z hukiem z partii, a w konsekwencji z polityki. Posłankę (przepraszam – posła) Pawłowicz za jej (jego?) wypowiedzi urągające godności nie tylko posła, ale człowieka żyjącego w cywilizowanym demokratycznym kraju nie spotka zapewne żadna kara, a jeśli nawet dosięgnie ją (jego?) naganna ręka sejmowej komisji etycznej, to nawet tego nie poczuje. Przywykła. Poseł Pawłowicz skórę ma grubą i nagan się nie boi.
Muszę wyznać, że mam poważny kłopot z oceną jej zachowań. Pani poseł wyszła z kadrów wszelkich ocen i norm, choć nie wydaje mi się – jak posłowi Niesiołowskiemu – że mamy tu do czynienia przede wszystkim z problemem natury zdrowotnej, a nie etycznej. Byłaby to najprostsza interpretacja tego przypadku, a jest on znacznie poważniejszy.
Jak to się stało, że do Sejmu, ciała przedstawicielskiego i – jakkolwiek by było – elitarnego, trafiła osoba, która mówi językiem rynsztoka i w ogóle się tego nie wstydzi? Chyba nigdy w swoim życiu nie słyszałam tylu ordynarnych i obraźliwych słów, wypowiadanych z takim zapałem i taką żywiołową nienawiścią wobec bliźniego (poseł Pawłowicz z jakichś powodów nie lubi kobiet, nie lubi również gejów, właściwie trudno w ogóle powiedzieć, kogo lubi). Poseł, atakując „marsz szmat”, rzeczywiście osiągnął(ęła) szczyty wyrafinowanej nieprzyzwoitości. Ale miał(a) ku temu sprzyjającą atmosferę. W Sejmie i w mediach jest gleba, na której kiełkuje nowa klasa polityczna, a której aktywność może przynieść jeśli nie zmierzch demokracji parlamentarnej, to na pewno elitarnej roli parlamentu. Brak elitaryzmu i standardów etycznych to natomiast brak legitymizacji dla ustawodawczych funkcji parlamentu.
PiS oczywiście ani nie potępia, ani nie ochrania posła Pawłowicz. Nie ochrania, bo dla PiS, który przechodzi obecnie z fazy smoleńskiego wilka do fazy wyborczego baranka, poseł Pawłowicz może być niewygodny(a). Z drugiej strony poseł Pawłowicz musi – za pełną zgodą Kaczyńskiego – grać rolę jakiegoś autonomicznego-instrumentu-wzbudzania - powszechnego-zainteresowania i nawet jeśli swoimi popisami przyćmi czasem stoicką mądrość prezesa, to się jej wybacza, bo przecież partii potrzeba oglądalności. A tę poseł Pawłowicz niewątpliwie ma. Właśnie: OGLĄDALNOŚĆ! Chętnie zapytałabym redaktora Kuźniara (innych już próbowałam pytać, obrazili się), jakie intencje nim kierowały, by zaprosić do rozmowy akurat posła Pawłowicz. Potrzeba spluralizowania mediów? Pasja intelektualna? Czy „oglądalność”? Mamy w Polsce niezwykły tandem mediów i polityki, którego więzi coraz bardziej się zacieśniają. Media są na usługach polityków, politycy – mediów. Wszyscy zaś na usługach show-biznesu. Nie ma (niemal) programów publicystycznych, w których byłyby racje i argumenty; w prawie wszystkich są znane twarze, niewyparzone języki i nieokiełznane przez rozum emocje. Im mniej rozsądku, im więcej pogardy dla rozmówcy, tym większy show. Bez elementów show nie ma ani publicystyki, ani polityki. I co ważniejsze – nie ma odważnych, by ten zaklęty krąg przerwać. W pewnym sensie i dziennikarze, i politycy są ofiarami tego systemu. Ofiarami jesteśmy też my – obywatele i obywatelki. Coraz więcej z nas ma ochotę wyłączyć się z tego systemu i odwrócić się plecami zarówno do telewizji, jak i do polityki.
Poseł Pawłowicz jest jednak niebezpieczna i w innym sensie. Swoim zachowaniem daje legitymizację rynsztokowym wypowiedziom, które wylewają się z internetu, które toczą się ulicami miast; w ostatnią Noc Muzeów, gdy tysiące ludzi radośnie krążyły po mieście, dało się tu i ówdzie słyszeć ryk pijanych młodzieńców z szalikami klubów piłkarskich na ramieniu, policja nie reagowała, bo kibol został politycznie noblilitowany (i przez PiS, które zobaczyło w nim patriotę, i przez PO, która zbudowała mu stadiony – świątynie).
Jarosław Kaczyński po skandalicznym show swojego posła powiedział, że „nie interesują go sprawy obyczajowe”. Po następnych wyborach ma szansę na objęcie władzy w Polsce. Jeśli „wybryki” Pawłowicz traktuje jako mało istotną kwestię „obyczaju”, to znaczy, że szykuje nam się nowa epoka w dziejach parlamentaryzmu. Parlamentaryzmu, który niewiele będzie miał wspólnego z demokracją. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.