Czy rodzicom było bardzo przykro, gdy powiedział im pan, że będzie muzykiem rockowym?
Mama miała nadzieję, że znajdę pracę w zakładach Stomil, które otwierali w Olsztynie, gdy szedłem do liceum. Marzyła, że zostanę chemikiem. Miałbym wtedy blisko do pracy, bo mieszkaliśmy pod Olsztynem, w Łęgajnach.
A ojciec?
Chyba nie miał takich marzeń. Był technikiem rolnikiem. Specjalizował się w torfiarstwie. Dorabiałem u niego, wiercąc torfowiska. Był boleśnie doświadczony przez wojnę. Pochodził z poznańskiej rodziny, która na przełomie wieków broniła Polaków przed pruską Hakatą. Jackowscy, zanim przenieśli się na Warmię, zakładali pierwsze kółka rolnicze traktowane wówczas jak organizacje polskiej samoobrony. Ojciec urodził się we wsi Bartąg pod Olsztynem. Tak jak wielu Polaków z Prus został przymusowo wcielony do Wehrmachtu. Niemcy uważali go za „polnische Schweine” i przydzielili do kompanii karnej, z którą został wysłany pod Stalingrad. Tam został ranny. Natomiast Polacy po wyzwoleniu uznawali ojca za Niemca, więc trafił na trzy lata do więzienia. Wyszedł dopiero za Gomułki. I zaczął się dla nas czas małej stabilizacji. Na bardzo niskim poziomie, bo zdarzało się, że nie było co jeść. Mama wysyłała mnie do lasu po grzyby lub szczaw, by można było jakąś zupę ugotować.
Skąd się wzięła muzyka w pańskim życiu?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.