Odpowiadamy: nic nie mówi. Co wiedział, już powiedział. Nie wiadomo nawet, gdzie jest. To znaczy ktoś wie, ale niewielu – najpewniej rosyjscy agenci. No i Julian Assange – ten ponoć wszystko wie. Reszta spekuluje.
Spekulacje na bok, przytoczmy fakty. Prezydent Boliwii Ivo Morales w czasie wizyty w Moskwie mówi, że jeśli Snowden poprosi o azyl w jego kraju, to on się zastanowi. Niewiele później odlatuje z Szeremietiewa. Chce lądować we Francji, w Portugalii, we Włoszech i w Hiszpanii. Władze tych państw nie dają zgody. Zawrócony samolot siada w Wiedniu. Austriackie służby wchodzą na pokład. Szukają Snowdena. Nie ma go. Po powrocie do Boliwii Morales oskarża USA o przymuszanie Europejczyków do „porwania”. Gdy wygłasza oświadczenie, stoją przy nim przywódcy Wenezueli, Ekwadoru, Argentyny i Urugwaju.
Puśćmy wodze fantazji. Samolot z prezydentem Francji zostaje zmuszony do lądowania w Ameryce Łacińskiej, na przykład w Urugwaju. Agenci wchodzą do maszyny i szukają kogoś, kogo ich koledzy – np. z Boliwii – uznali za zdrajcę. Prezydent Francji 14 godzin siedzi i czeka. Trudne do ogarnięcia, prawda?
Snowdenowską sagę można by zinterpretować tak: świat coraz bardziej dzieli się na bogatych i biednych, mocarnych i słabych; na tych, co mogą wszystko, i tych, co mogą tyle, na ile ci drudzy im pozwolą. Ale taka interpretacja to bzdura. Latynosi nie są święci, sami łamią prawa człowieka, a Chiny i Rosja są jednymi z najmniej demokratycznych państw. Snowden mówi co innego. Opowiada o postępującym upadku demokracji w USA. Działania NSA, które ujawnił, pomijając ich kontekst międzynarodowy, są sprzeczne z amerykańską konstytucją.
Spora część świata szczerze znienawidziła Amerykę pod rządami aroganta i ignoranta Busha. Obama przyniósł nadzieję. Ale po kilku latach jego rządów świat pyta: czym ten gość różni się od poprzednika? Odpowiadamy: potrafi ładniej ściemniać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.