„Mój Nikifor”, „Plac Zbawiciela”, teraz „Papusza”. Upominacie się o ludzi zepchniętych na margines.
Krzysztof Krauze: Polska stała się krajem, w którym liczy się siła. Nie szanuje się słabszych. Mniejszości, kobiet, dzieci, chorych, inwalidów. Obowiązkiem ludzi myślących jest walka o ich prawa. A ja zawsze lepiej się czułem, robiąc filmy „w obronie”.
Czy kogoś interesuje dzisiaj los Romów?
Joanna Kos-Krauze: Powinien. W Europie jest ich 15 mln, według prognoz na Słowacji niedługo staną się etniczną większością. A nikt nie wsłuchuje się w ich głos. Dlatego postanowiliśmy uczynić ten naród zbiorowym bohaterem filmu. Poznaliśmy wspaniałych Romów z Olsztyna, Ełku, Ostródy, długo walczyliśmy o ich zaufanie. Nie było łatwo. Ale udało się. A oni jak już pokochają, to do końca. Po wyczerpujących zdjęciach płakali, obserwując, jak ekipa rozbiera cygańskie wozy.
K.K.: Na początku brali udział w filmie dla pieniędzy, może dla rozrywki. Z czasem zrozumieli, że mówimy w ich imieniu. Któregoś dnia powiedzieli, że udział w „Papuszy” uznają za swój moralny obowiązek. Ugięły się pode mną nogi. Zdałem sobie sprawę z odpowiedzialności.
W „Papuszy” pada zdanie: „Cyganie nie mają pamięci”. Film ma być ich pamięcią?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.