Gdy Rywin składał Agorze korupcyjną propozycję, nie było kompromisu między rządem a mediami prywatnymi
Trudno sobie wyobrazić gorszy moment na złożenie łapówkarskiej oferty Agorze niż ten, który wybrał Lew Rywin, i to właśnie pokazuje, jak absurdalna była to propozycja - stwierdzili przed komisją śledczą Leszek Miller, Aleksandra Jakubowska, Lech Nikolski, Robert Kwiatkowski i Włodzimierz Czarzasty. Jest akurat odwrotnie: trudno sobie wyobrazić lepszy moment na złożenie korupcyjnej propozycji. Żądając 17,5 mln dolarów od wydawcy "Gazety Wyborczej", Rywin nie musiał być szaleńcem, bo jeśli jakikolwiek targ był możliwy, to właśnie wtedy. Argumentacja czy linia obrony stosowana przez tych, którzy mówią, że Rywin nie miał się już o co targować, bo kompromis między rządem a mediami prywatnymi został zawarty, jest bowiem nieprawdziwa.
Przed 15 lipca 2002 r., kiedy Lew Rywin przyszedł do Wandy Rapaczyńskiej, prezes zarządu Agory, nie było żadnego kompromisu między rządem a mediami prywatnymi w sprawie zmian w ustawie o radiofonii i telewizji. Kierownictwo Agory nie miało żadnych gwarancji, że w ustawie pojawią się zapisy umożliwiające koncernowi kupienie telewizji Polsat. - Zostaliśmy zrobieni przez rząd w konia. Jako nadawcy prywatni przyjęliśmy zabójczy dla nas scenariusz zaproponowany przez stronę rządową. Zamiast nie ustępować ani na krok w sprawie tej ustawy i naszych postulatów, mieliśmy się cieszyć, że obcięto nam jedną, a nie obie ręce - mówi "Wprost" Wanda Rapaczyńska.
Kompromis, którego nie było
"Dla mnie przełomem było spotkanie 26 czerwca 2002 r. Od tego dnia na każdego, kto przychodzi gdziekolwiek z propozycjami doprowadzenia do takiego kompromisu, mogłem patrzeć jak na szaleńca, który nie zasługuje na żadną uwagę" - powiedział premier Miller podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą. - Na tym spotkaniu premier tylko zadeklarował chęć osiągnię-
cia kompromisu. Obie strony przedstawiły swoje postulaty i rozpoczęły się rozmowy, które, niestety, nie miały finału. Twierdzenie, że zawarto wówczas kompromis, nie jest prawdą - mówi "Wprost" Monika Bednarek, prezes zarządu Eurozetu (właściciela Radia Zet). - O ile premier zapewniał nas o chęci porozumienia, o tyle przygotowane później przez minister Jakubowską konkretne propozycje zapisów były zaprzeczeniem tej deklaracji szefa rządu. Kompromis okazał się więc fikcją - tłumaczy Józef Birka, członek rady nadzorczej telewizji Polsat. - Premier może żyć w przekonaniu, że w czerwcu istniała sprzyjająca atmosfera do zawarcia kompromisu między rządem a prywatnymi nadawcami. Mam jednak przeświadczenie, że Leszek Miller nie był informowany przez swoich współpracowników o dalszych posunięciach. Nie wiedział być może, że to, co zaproponowała potem strona rządowa, było bardziej zaprzeczeniem woli kompromisu niż jego urzeczywistnieniem - dodaje Mariusz Walter, były prezes TVN.
Trudno się dziwić opinii przedstawicieli prywatnych mediów: chcieli na przykład uregulować kwestie praw autorskich i zderzyli się ze ścianą. Domagali się ukrócenia monopolu TVP na rynku reklam (w 2002 r. wskutek swoistego dumpingu cenowego zdobyła ona około 42 proc. rynku reklamowego, stosując upusty wynoszące w skali roku aż 63 proc.) i zostali zignorowani, a nawet pouczeni, że powinni się lepiej starać. Postulowali ograniczenie nadmiernych uprawnień Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ale rząd zbył to milczeniem. Starali się, by ogólnopolskie radiostacje mogły kupować lokalne rozgłośnie i nie udało im się tego przeforsować. Tak wygląda urzeczywistnienie kompromisu.
"Kompromisu nie ma i nie było od momentu, w którym okazało się, że zapisy auto-
poprawki nie odpowiadają obietnicom złożonym nam na czerwcowym spotkaniu z szefem rządu" - napisali pod koniec kwietnia w liście do posłów szefowie mediów prywatnych, m.in. TVN, Polsatu, Agory i Eurozetu. Autopoprawka rządu załatwiała w zasadzie tylko jeden postulat, w dodatku satysfakcjonujący wyłącznie jeden prywatny podmiot, czyli Agorę. Chodziło o zapis umożliwiający Agorze kupno ogólnopolskiej telewizji. Ale i w tym wypadku przełom nastąpił dopiero po 15 lipca 2002 r. Tego dnia Rywin domagał się od Agory spełnienia trzech życzeń: nieatakowania premiera na łamach "Gazety Wyborczej", przekazania 17,5 mln dolarów oraz mianowania Rywina prezesem Polsatu po kupieniu tej telewizji od Zygmunta Solorza. "Jeśli nie zobowiążemy się konkretnie do realizacji powyższych trzech punktów, to, cytuję Lwa, 'premier powiedział, że jeśli nawet ustawa w akceptowalnej dla was formie przejdzie przez rząd, to on ją potem upierdoli w Sejmie i Senacie'" - czytamy w notatce Wandy Rapaczyńskiej sporządzonej po rozmowie z Rywinem. Dopiero czwartego dnia po spotkaniu Rywin - Rapaczyńska pojawia się rządowa propozycja zmian w ustawie o radiofonii i telewizji korzystna dla Agory. Do zawarcia kompromisu z Agorą doszło godzinę po konfrontacji Miller - Rywin - Michnik (22 lipca 2003 r.). Dzień później rząd zatwierdził tę autopoprawkę na swoim posiedzeniu.
Radiokomitet bis
- Demokratyczny rząd powinien wspierać rozwój sektora prywatnego i popierać wzrost konkurencji. Zasada mówiąca, że wówczas odbiorcy dostają lepszy produkt po niższych kosztach, odnosi się również do spraw medialnych. Właśnie dlatego legislatorzy nie powinni zbyt mocno ingerować w samoistnie kształtujące się relacje w ramach procesów wolnorynkowych - stwierdził Harry Haris, profesor Uniwersytetu w Kalifornii, podczas ubieg-
łorocznej konferencji mediów zorganizowanej przez ambasadę USA w Warszawie. Wbrew tej zasadzie Włodzimierz Czarzasty, Aleksandra Jakubowska i Robert Kwiatkowski, wspierani przez rząd i posłów SLD, chcą zbudować potężne i wyjątkowo uprzywilejowane media państwowe i zapewnić im na lata przewagę na rynku.
- Po co zmieniać ustawę o radiofonii i telewizji, lepiej od razu przywróćmy Radiokomitet - żartował jeden z posłów SLD po niedawnym posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu pracującej nad nowelizacją ustawy o RTV. Ten, kto ma silną państwową telewizję, ma władzę i pieniądze. Nie dziwi więc stwierdzenie jednego z członków rady krajo-
wej SLD, który w rozmowie z dziennikarzem "Wprost" powiedział: "Po następnych wyborach jesteśmy gotowi zawrzeć koalicję nawet z Samoobroną, byle tylko utrzymać władzę nad Telewizją Polską i Polskim Radiem". Panowanie nad silnymi państwowymi mediami umożliwia politykom kontrolę układu składającego się z największych reklamodawców oraz producentów filmowych i telewizyjnych. Kontrola nad TVP oznacza w rzeczywistości kontrolę nad rynkiem reklamy w Polsce. Tracąc pieniądze z reklam (wskutek dumpingu ze strony TVP dysponującej aż trzema kanałami ogólnopolskimi), prywatne media - tak jak państwowe - mogą zostać wepchnięte w objęcia polityków decydujących o podziale reklamowego tortu.
"Potężna telewizja znajdująca się w rękach urzędników państwowych może być bardziej niebezpieczna niż ustrój totalitarny" - napisał wybitny brytyjski filozof Karl Popper. Próbując zniwelować przewagę TVP nad nadawcami prywatnymi, właściciele prywatnych mediów de facto walczyli o ograniczenie władzy obecnej ekipy. Cena 17,5 mln dolarów za takie ograniczenie nie wydaje się wygórowana.
Przed 15 lipca 2002 r., kiedy Lew Rywin przyszedł do Wandy Rapaczyńskiej, prezes zarządu Agory, nie było żadnego kompromisu między rządem a mediami prywatnymi w sprawie zmian w ustawie o radiofonii i telewizji. Kierownictwo Agory nie miało żadnych gwarancji, że w ustawie pojawią się zapisy umożliwiające koncernowi kupienie telewizji Polsat. - Zostaliśmy zrobieni przez rząd w konia. Jako nadawcy prywatni przyjęliśmy zabójczy dla nas scenariusz zaproponowany przez stronę rządową. Zamiast nie ustępować ani na krok w sprawie tej ustawy i naszych postulatów, mieliśmy się cieszyć, że obcięto nam jedną, a nie obie ręce - mówi "Wprost" Wanda Rapaczyńska.
Kompromis, którego nie było
"Dla mnie przełomem było spotkanie 26 czerwca 2002 r. Od tego dnia na każdego, kto przychodzi gdziekolwiek z propozycjami doprowadzenia do takiego kompromisu, mogłem patrzeć jak na szaleńca, który nie zasługuje na żadną uwagę" - powiedział premier Miller podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą. - Na tym spotkaniu premier tylko zadeklarował chęć osiągnię-
cia kompromisu. Obie strony przedstawiły swoje postulaty i rozpoczęły się rozmowy, które, niestety, nie miały finału. Twierdzenie, że zawarto wówczas kompromis, nie jest prawdą - mówi "Wprost" Monika Bednarek, prezes zarządu Eurozetu (właściciela Radia Zet). - O ile premier zapewniał nas o chęci porozumienia, o tyle przygotowane później przez minister Jakubowską konkretne propozycje zapisów były zaprzeczeniem tej deklaracji szefa rządu. Kompromis okazał się więc fikcją - tłumaczy Józef Birka, członek rady nadzorczej telewizji Polsat. - Premier może żyć w przekonaniu, że w czerwcu istniała sprzyjająca atmosfera do zawarcia kompromisu między rządem a prywatnymi nadawcami. Mam jednak przeświadczenie, że Leszek Miller nie był informowany przez swoich współpracowników o dalszych posunięciach. Nie wiedział być może, że to, co zaproponowała potem strona rządowa, było bardziej zaprzeczeniem woli kompromisu niż jego urzeczywistnieniem - dodaje Mariusz Walter, były prezes TVN.
Trudno się dziwić opinii przedstawicieli prywatnych mediów: chcieli na przykład uregulować kwestie praw autorskich i zderzyli się ze ścianą. Domagali się ukrócenia monopolu TVP na rynku reklam (w 2002 r. wskutek swoistego dumpingu cenowego zdobyła ona około 42 proc. rynku reklamowego, stosując upusty wynoszące w skali roku aż 63 proc.) i zostali zignorowani, a nawet pouczeni, że powinni się lepiej starać. Postulowali ograniczenie nadmiernych uprawnień Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ale rząd zbył to milczeniem. Starali się, by ogólnopolskie radiostacje mogły kupować lokalne rozgłośnie i nie udało im się tego przeforsować. Tak wygląda urzeczywistnienie kompromisu.
"Kompromisu nie ma i nie było od momentu, w którym okazało się, że zapisy auto-
poprawki nie odpowiadają obietnicom złożonym nam na czerwcowym spotkaniu z szefem rządu" - napisali pod koniec kwietnia w liście do posłów szefowie mediów prywatnych, m.in. TVN, Polsatu, Agory i Eurozetu. Autopoprawka rządu załatwiała w zasadzie tylko jeden postulat, w dodatku satysfakcjonujący wyłącznie jeden prywatny podmiot, czyli Agorę. Chodziło o zapis umożliwiający Agorze kupno ogólnopolskiej telewizji. Ale i w tym wypadku przełom nastąpił dopiero po 15 lipca 2002 r. Tego dnia Rywin domagał się od Agory spełnienia trzech życzeń: nieatakowania premiera na łamach "Gazety Wyborczej", przekazania 17,5 mln dolarów oraz mianowania Rywina prezesem Polsatu po kupieniu tej telewizji od Zygmunta Solorza. "Jeśli nie zobowiążemy się konkretnie do realizacji powyższych trzech punktów, to, cytuję Lwa, 'premier powiedział, że jeśli nawet ustawa w akceptowalnej dla was formie przejdzie przez rząd, to on ją potem upierdoli w Sejmie i Senacie'" - czytamy w notatce Wandy Rapaczyńskiej sporządzonej po rozmowie z Rywinem. Dopiero czwartego dnia po spotkaniu Rywin - Rapaczyńska pojawia się rządowa propozycja zmian w ustawie o radiofonii i telewizji korzystna dla Agory. Do zawarcia kompromisu z Agorą doszło godzinę po konfrontacji Miller - Rywin - Michnik (22 lipca 2003 r.). Dzień później rząd zatwierdził tę autopoprawkę na swoim posiedzeniu.
Radiokomitet bis
- Demokratyczny rząd powinien wspierać rozwój sektora prywatnego i popierać wzrost konkurencji. Zasada mówiąca, że wówczas odbiorcy dostają lepszy produkt po niższych kosztach, odnosi się również do spraw medialnych. Właśnie dlatego legislatorzy nie powinni zbyt mocno ingerować w samoistnie kształtujące się relacje w ramach procesów wolnorynkowych - stwierdził Harry Haris, profesor Uniwersytetu w Kalifornii, podczas ubieg-
łorocznej konferencji mediów zorganizowanej przez ambasadę USA w Warszawie. Wbrew tej zasadzie Włodzimierz Czarzasty, Aleksandra Jakubowska i Robert Kwiatkowski, wspierani przez rząd i posłów SLD, chcą zbudować potężne i wyjątkowo uprzywilejowane media państwowe i zapewnić im na lata przewagę na rynku.
- Po co zmieniać ustawę o radiofonii i telewizji, lepiej od razu przywróćmy Radiokomitet - żartował jeden z posłów SLD po niedawnym posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu pracującej nad nowelizacją ustawy o RTV. Ten, kto ma silną państwową telewizję, ma władzę i pieniądze. Nie dziwi więc stwierdzenie jednego z członków rady krajo-
wej SLD, który w rozmowie z dziennikarzem "Wprost" powiedział: "Po następnych wyborach jesteśmy gotowi zawrzeć koalicję nawet z Samoobroną, byle tylko utrzymać władzę nad Telewizją Polską i Polskim Radiem". Panowanie nad silnymi państwowymi mediami umożliwia politykom kontrolę układu składającego się z największych reklamodawców oraz producentów filmowych i telewizyjnych. Kontrola nad TVP oznacza w rzeczywistości kontrolę nad rynkiem reklamy w Polsce. Tracąc pieniądze z reklam (wskutek dumpingu ze strony TVP dysponującej aż trzema kanałami ogólnopolskimi), prywatne media - tak jak państwowe - mogą zostać wepchnięte w objęcia polityków decydujących o podziale reklamowego tortu.
"Potężna telewizja znajdująca się w rękach urzędników państwowych może być bardziej niebezpieczna niż ustrój totalitarny" - napisał wybitny brytyjski filozof Karl Popper. Próbując zniwelować przewagę TVP nad nadawcami prywatnymi, właściciele prywatnych mediów de facto walczyli o ograniczenie władzy obecnej ekipy. Cena 17,5 mln dolarów za takie ograniczenie nie wydaje się wygórowana.
Więcej możesz przeczytać w 19/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.