Trzeba było szczelnie zasłonić okna, drzwi zamknąć na klucz, a radio włączyć na cały regulator, a wszystko po to, by nie natknąć się na Paradę Równości, czyli warszawską demonstrację organizacji homoseksualnych. Po przeczytaniu w "Rzeczpospolitej" rozprawki Piotra Semki "Wolność na wyłączność?" i mnie (w ramach szeroko pojętej wolności) przyszło do głowy, że tak właśnie musiał wyglądać pierwszomajowy czwartek publicysty. Nie mówiąc już o tym, że ostatnimi dniami oczy musiał mieć pan Semka zapewne wbite w trotuar. A to wszystko po to, żeby tylko nie spoglądać na ohydne billboardy "Niech nas zobaczą" z fotografiami homoseksualnych par autorstwa Karoliny Breguły. W ramach tzw. coming out miały być one wystawione na światło dzienne w całym kraju. Nie wszędzie się to udało. Zaprotestowały władze miast, zrejterowały agencje reklamowe. "Twarze młodych, sympatycznych gejów i lesbijek patrzą na nas z setek tablic reklamowych. Ale czy wszyscy powinni być zmuszani do patrzenia na nich?" - wtóruje Semce Piotr Zaremba w tekście "Czy kochać się inaczej..." . Obaj panowie są zgodni co do tego, że ludzie mają prawo sobie nie życzyć atakowania ich widokiem czegoś (chyba kogoś?), co uważają za "głęboko niemoralne". Oto pierwszy z brzegu niemoralny - Robert Biedroń, jeden z inicjatorów akcji przeciw homofobii. Ma 27 lat, jest pedałem, co w przełożeniu na język ludzi "normalnych" oznacza życie z mężczyzną, czytanie pedalskiej literatury i chodzenie na pedalskie imprezy. "Ich bin schwul und das ist auch gut so" - powiedział w czasie konferencji prasowej Klaus Wowereit. Moralni i niemoralni Niemcy wybrali go na burmistrza Berlina. U naszych zachodnich sąsiadów również dziennikarze nie mają z homofobią najmniejszego problemu. Nie są potrzebne billboardy z kochającymi inaczej, żeby prezenter prowadzący telewizyjne wiadomości nie ukrywał, że jest gejem. Podobnie jak gwiazda stacji ARD, dżentelmen w każdym calu Alfred Biolek, i wielu innych. Z badań polskiej opinii publicznej przeprowadzonych miesiąc przed unijnym referendum wynika, że 88 proc. społeczeństwa nie akceptuje homoseksualizmu, a połowa Polaków chciałaby zakazania stosunków homoseksualnych. W takich okolicznościach głos tzw. elity nabiera nadzwyczajnego znaczenia. Jacek Kuroń, Maria Janion, Władysław Frasyniuk oraz wielu innych polityków i intelektualistów napisali w otwartym liście, że "obowiązkiem ludzi myślących jest przeciwstawienie się wszelkim formom nietolerancji i solidarność z tymi, których nietolerancja dotyka". W czyim imieniu wypowiadają się Semka i Zaremba? Zwłaszcza ten pierwszy rozpędza się w tępieniu wszelkiej niemoralności, bo robi to w imieniu tych, którzy "walczą o swoje prawa do nieingerowania w intymną dziedzinę życia ich i ich dzieci". Jeśli tak rzeczywiście jest, to jakim prawem sam Semka docieka, "ile to homoseksualnych par z tych uwiecznionych na plakatach przetrwa próbę czasu?". Czy taka ciekawość, trzymając się nieskażonej, czyli dziecięcej terminologii, nie jest pierwszym stopniem do piekła? Z kolei według Zaremby, plakaty, o które toczyła się wojna, nie tyle nawołują do tolerancji, ile mogą być odczytywane jako rodzaj społecznego wzorca "także przez ludzi młodych i bardzo młodych". Nie możemy do tego dopuścić, żeby młody chłopak, któremu dotychczas podobała się Zosia, zapatrzył się na Romka i Tomka z bill- boardu i porzucił Zosię dla Stasia. Z "Początku" Andrzeja Szczypiorskiego utkwiły mi słowa bohaterki, która chcąc "zasłużyć" sobie na normalne życie, powtarza: nie jestem Żydówką, moje nazwisko to Maria Gostomska, jestem wdową po polskim oficerze. Nie jestem Żydówką, jestem Polką. Mija pół wieku. Nie jestem homoseksualistą, przecież mam żonę i dzieci, nie jestem gejem, tyle że nie mogę znaleźć tej jedynej itd. Tak brzmią zaklęcia, które mają oddalić wszelkie podejrzenia. O co? O niemoralność, o rozwiązłość, o nienormalność? W czyich oczach? Moralnych, niemoralnych czy też wyczulonych na wszelką demoralizację śledczych? A co do podawanej w wątpliwość gejowskiej krzywdy, to poza pobiciem, napisem na drzwiach "ty wstrętna cioto" jest coś bardziej poniżającego. To, że ciota nie ma odwagi na publiczne bycie tym, kim jest, że każdego dnia fałszuje własne życie. Rozpadają się rodziny, w których mężczyzna powodowany lękiem przed społecznym zdemaskowaniem żeni się i płodzi kolejne dzieci. Czy taka wymuszona obłuda pozwala spokojnie spać i uczciwie żyć "normalnym"? Czy nie jeży się im włos na głowie, gdy czytają drwiny Macieja Rybińskiego, że idealny ze względu na poprawność polityczną byłby plakat Cygana, który jest jednocześnie kalwinem, filatelistą, weganinem, homoseksualistą i filosemitą. Bez komentarzy. Co więcej - jest mi obojętne, czy wspieranie gejów w tym, żeby żyli tak jak my, "normalni", zostanie przez "śledczych" podciągnięte pod "postmarksistowski styl myślenia", relatywizm moralny, za który nieraz już dostałam. Po drodze mi z tym, kto mówi "jestem gejem", a boję się tego, kto zastanawia się, w jakim stopniu należy pozwalać na lansowanie gejowskiego stylu życia. Boję się Semki, chcę do Europy, a nie do domu wariatów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.