300 zł dopłacił każdy polski kierowca do firmy dwóch Ukraińców z Cypru
Co najmniej 800 mln USD kosztował nas w latach 1995-2004 monopol zarejestrowanej na Cyprze firmy J&S na dostawy ropy do Polski. Według naszych szacunków, o tyle mniej zapłacilibyśmy bowiem za rosyjską ropę, kupując ją od innych pośredników lub bez pośredników. Oznacza to, że każdy z 12 mln polskich kierowców dopłacił firmie Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza petroharacz w wysokości około 300 zł. Przed kilku laty dostarczali oni do Petrochemii Płock (obecny PKN Orlen) i Rafinerii Gdańskiej (obecna Grupa Lotos) nawet ponad 90 proc. ropy. Dziś, już po dopuszczeniu do interesu rosyjskiego Jukosu, wciąż kontrolują ponad 66 proc. dostaw do polskich rafinerii. Dlaczego Polska uzależniła się od rosyjskiej ropy dostarczanej przez dwóch Ukraińców z polskimi paszportami?
Dominację J&S na polskim rynku szefowie naszych rafinerii tłumaczą rzekomo najkorzystniejszymi warunkami dostaw ropy, jakie oferuje im ta spółka. Co więcej, od lat słyszymy, że z pośrednictwa J&S nie możemy zrezygnować, bo warunek ten dyktują nam rosyjskie firmy naftowe. To nieprawda! "Wprost" dotarł do poufnego raportu sporządzonego dla rady nadzorczej Petrochemii Płock jeszcze w 1999 r. Czytamy w nim, że "za dostawy realizowane na podstawie umów terminowych, jak i spot [doraźne zakupy ropy - przyp. red.], ceny uzyskiwane w transakcjach z firmą J&S Service & Investment Ltd były wyższe niż w wypadku umów z innymi kontrahentami". - Nie ma żadnego problemu z bezpośrednim kupnem ropy w Rosji. Polskie rafinerie miały kłopoty z pozyskaniem tam bezpośrednich dostawców, bo im na tym nie zależało - mówi "Wprost" Paweł Gorszenkow, dyrektor w rosyjskiej kompanii naftowej TNK BP. Oba mity - o dobrej cenie i konieczności korzystania z pośrednictwa J&S - kultywują tylko kierownictwa naszych koncernów paliwowych i politycy: od Pałacu Prezydenckiego i niektórych działaczy SLD po dawnych członków rządu AWS. W ten sposób chcą ukryć fakt, że to oni z dwóch nikomu nie znanych ukraińskich emigrantów zrobili polskich szejków naftowych - za nasze pieniądze, bo potęgę J&S stworzono, gdy płocka rafineria w całości należała jeszcze do państwa (w gdańskiej rafinerii skarb państwa nadal ma 100 proc. akcji).
Renta monopolowa
Przed pięciu laty baryłka ropy rosyjskiej u jej producentów i wielu pośredników była tańsza od baryłki lepszej jakościowo ropy Brent średnio o 3 USD. Według naszych informatorów, ta sama rosyjska ropa sprzedawana polskim rafineriom przez J&S była wówczas tańsza od ropy Brent - w zależności od terminu dostawy - tylko o 0,5-2,5 USD. Po roku 1999 ceny surowca dostarczanego nam przez J&S były już wyższe od średnich cen ropy z Rosji. Prawdziwe rozmiary "nadpłaty" moglibyśmy poznać, porównując ceny importowanej ropy deklarowane na granicy (w bazie naftowej Adamowo) ze średnimi cenami rynkowymi. Także inne warunki dostaw od J&S budzą wątpliwości. Menedżerowie PKN Orlen chwalili m.in. zaoferowany im przez J&S długi, trzydziestodniowy termin płatności. Tymczasem typowe warunki zakupu ropy arabskiej przewidują od 30 do 45 dni na zapłatę za dostawę.
Nasze rafinerie podpisywały z J&S kontrakty - i przerzucały koszty droższej ropy na klientów stacji paliw - mimo że nie było po temu powodu. W Rosji działa około 70 większych producentów ropy (w tym giganci, np. Jukos, Łukoil, Sibnieft czy TNK BP) i setki traderów handlujących ropą doraźnie albo stale. Nie jesteśmy skazani na pośrednictwo J&S. - 31 grudnia 2002 r. wygasają kontrakty, które J&S podpisał z PKN Orlen. Jeżeli Polacy nie będą kupowali ropy bezpośrednio od nas, będzie to oznaczać, że są skorumpowani - stwierdził podczas konferencji w grudniu 2001 r. Ralif Safin, wiceprezes rosyjskiej kompanii naftowej Łukoil. Rok później Orlen znów podpisał długoletni kontrakt z firmą J&S (na pięć lat z możliwością przedłużenia do siedmiu). - Wynegocjowaliśmy lepsze warunki niż te, które zawierała poprzednia umowa z 1997 r. - mówi "Wprost" Zbigniew Wróbel, były szef PKN Orlen. Tyle że warunki lepsze niż fatalne są nadal złe.
Uwaga, zły pies
"Robię dużą rozmowę z panem Smołokowskim, jednym z dwóch właścicieli firmy J&S, która sprowadza połowę ropy do Polski. W ciągu dziesięciu lat dwaj Polacy zbudowali ogromną korporację liczącą się na świecie" - opowiadał w maju 2004 r. w wywiadzie dla "Zeszytów Telewizyjnych" (nr 5/2004) Jacek Żakowski, publicysta "Polityki". Właśnie tak chcą być w Polsce postrzegani Smołokowski i Jankilewicz, choć ta naiwna wersja american dream ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. - Jeszcze w połowie lat 90. J&S był u was małym kundelkiem na rynku, ale polskie rafinerie na płocie wywiesiły tabliczkę "Uwaga! Zły pies!" - tłumaczył obrazowo były dyrektor jednej z rosyjskich kompanii naftowych, z którym rozmawialiśmy w październiku 2003 r. w Moskwie. Smołokowski i Jankilewicz swój sukces zawdzięczają wsparciu kolejnych zarządów Orlenu i ich politycznego zaplecza, które zbudowały wiarygodność holdingu J&S w oczach ludzi z rosyjskiej branży naftowej. Bez niej nikt w WNP nie sprzedawałby J&S tak dużych ilości ropy.
W 1993 r. firma J&S Service & Investment, zarejestrowana na Cyprze (oferuje on niskie podatki spółkom offshore), rozpoczęła rozmowy z ówczesną Petrochemią Płock o dostawach ropy. Wtedy monopolistą w dostawach wschodniej ropy do Płocka był nasz państwowy Ciech, który narzucał rafinerii horrendalne ceny. Złożenie konkurencyjnej oferty nie było więc specjalnie trudne. Płocka rafineria na początku zlecała J&S małe dostawy (od 30 tys. do 50 tys. ton ropy rocznie). W 1995 r. petrochemia całkowicie zerwała współpracę z Ciechem, a niemal całą ropę kupowała od J&S (w ramach krótkoterminowych kontraktów). W 1997 r. polskie firmy handlujące ropą postanowiły jednak wrócić do gry - tym razem z korzystniejszymi cenami. Polskim konkurentom J&S (na przykład Ciechowi, Węglokoksowi) czarną polewkę podała jednak Petrochemia Płock, a dokładniej Stanisław Mańka i Andrzej Praxmajer, odpowiadający w niej za zakupy ropy. To dzięki nim J&S nie tylko utrzymał dostawy do rafinerii, ale szybko je powiększał. Stanisław Mańka został później zatrudniony w J&S. Z kolei Praxmajer, uznawany często za ojca-założyciela J&S, okazał się nieusuwalny. Gdy w 2002 r. rząd Leszka Millera wymienił władze Orlenu i Praxmajerowi nie przedłużono kontraktu menedżerskiego, jako doradcę zatrudnił go nowy prezes koncernu Zbigniew Wróbel.
Potyczka ministrów
J&S chronili także wyżej postawieni ludzie. Przykładem tego, jak usuwano potencjalnych konkurentów Jankilewicza i Smołokowskiego, jest sprawa konsorcjum polskich firm Węglokoks i Trade-Prod. Pod koniec sierpnia 1997 r. konsorcjum złożyło Petrochemii Płock ofertę na dostawy ropy, którą ta wstępnie zaakceptowała. Pod pozorem zbadania wiarygodności konsorcjum zażądano jednak, by ujawniło ono, od kogo będzie brało ropę. Wkrótce po tym, jak Węglokoks i Trade-Prod poinformowały Praxmajera, że surowiec będą kupować od rosyjskiego Gazpromu, do moskiewskiej siedziby tego koncernu zgłosił się przedstawiciel J&S i zaczął nakłaniać jego szefów do rezygnacji z handlu z Polakami. Miesiąc później ludzie J&S zniechęcali do współpracy z Polakami inną rosyjską firmę naftową - Sidanko.
Węglokoks i Trade-Prod postanowiły zadbać o poparcie polityków. - Na prośbę mojego doradcy interweniował Andrzej Majkowski, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego. Dzięki temu zgodził się z nami spotkać prezes Petrochemii Płock - wspomina Bronisław Blamowski, szef Trade-Prod. Do spotkania doszło 4 listopada 1997 r. w Płocku. Konrad Jaskóła, ówczesny prezes rafinerii, zgodził się, by polskie konsorcjum dostarczało mu ropę (milion ton rocznie). Tymczasem dwa tygodnie później, 20 listopada, Jaskóła podpisał pierwszy duży długoterminowy kontrakt z J&S - na znacznie gorszych warunkach. Polskie firmy zostały odprawione. Kto okazał się promotorem J&S silniejszym od Majkowskiego? Zdaniem naszych informatorów, był to Marek Ungier, szef gabinetu prezydenta. "Nigdy nie namawiałem prezesa Jaskóły do podpisywania kontraktów z J&S" - napisał Ungier w przesłanym nam oświadczeniu.
Papierowy tygrys
J&S udzielono też swego rodzaju licencji na zabijanie konkurencji. Mogły temu służyć niejasne upoważnienia dla J&S do koordynacji dostaw ropy dla Petrochemii Płock, które petrochemia rozsyłała rosyjskim ministerstwom i przedsiębiorstwom zajmującym się eksportem ropy. J&S podpisywał nawet z koordynatorem po stronie rosyjskiej (obecnie jest nim państwowy AK Transnieft) grafiki dostaw rurociągiem (na dokumentach widnieją pieczątki warszawskiej spółki Jankilewicza i Smołokowskiego - J&S Energy). Oznaczałoby to, że w praktyce każdy, kto chciał sprzedawać ropę do Polski, musiał się dogadać z J&S, by jego surowiec popłynął w określonym terminie rurą (inaczej płaciłby rafinerii wysokie kary umowne)!
AK Transnieft zażądał nawet od Polaków potwierdzenia tego procederu i rafineria w Płocku wystawiła J&S stosowne quasi-pełnomocnictwo (12 sierpnia 1998 r. podpisał je Adam Dyląg, członek zarządu rafinerii). Teoretycznie ograniczało ono rolę J&S do koordynowania dostaw tylko w ramach kontraktu tej spółki z Petrochemią Płock z 1997 r. (miało wygasnąć w grudniu 2002 r. wraz z kontraktem). - Ten dokument mieliśmy prawo pokazać jakiemukolwiek partnerowi rosyjskiemu, by uwiarygodnić, że odbierzemy ropę, którą będziemy od niego kupować - wyjaśnia "Wprost" Grzegorz Zambrzycki, prezes J&S Energy SA. Dlaczego jednak Petrochemia Płock wystawiła J&S takie pismo dopiero 10 miesięcy po podpisaniu z nim kontraktu? Na to pytanie nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Pismo Dyląga mogło tymczasem umożliwić J&S występowanie w kontaktach z rosyjskimi instytucjami w roli koordynatora wszystkich dostaw ropy do Polski. Musiał o tym wiedzieć Konrad Jaskóła, ówczesny prezes Petrochemii Płock (obecnie prezes Polimex-Cekop). Pytany o tę sprawę odparł, że to "zamknięty rozdział jego życia". Wiedział o tym także jego następca, rekomendowany przez AWS Andrzej Modrzejewski (został prezesem w kwietniu 1999 r.), a także członek jego zarządu Krzysztof Cetnar, odpowiedzialny za zakupy ropy. - Dopuszczam możliwość, że pełnomocnictwo było nadużywane. Uznaliśmy jednak, że wycofanie go, czyli podważenie przed Rosjanami wiarygodności J&S, naszego głównego dostawcy, wyrządzi nam zbyt wiele szkód - mówi "Wprost" Cetnar. O pełnomocnictwie musiał wiedzieć również kolejny prezes PKN Orlen Zbigniew Wróbel (wybrany 8 lutego 2002 r.), ale także go nie wycofał.
- Potwierdzamy tylko odbiór tej ropy, która jest naszą własnością - tłumaczy Jarek Astramowicz, dyrektor generalny J&S Holding Ltd. Dlaczego więc odbiór ropy, którą w ostatnich latach zaczęli dostarczać do PKN Orlen inni pośrednicy (BMP i Petroval), potwierdza sam Orlen?
Ciszej nad ropą
Na przełomie roku 2001 i 2002 warszawski Energopol-Oil prowadził rozmowy z Petrochemią Płock na temat dostaw ropy. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. - "Bezpieczeństwo energetyczne" to w Płocku hasło, za pomocą którego pozbywają się konkurentów J&S. Niezależnie od tego, jakie warunki proponowaliśmy, ile gwarancji oraz referencji od Rosjan przynieśliśmy, nie byliśmy dla rafinerii wiarygodni - wspomina jedna z osób znających szczegóły tych negocjacji. Przedstawiciele Energopolu-Oil usłyszeli wtedy, że rafineria nie chce, by konkurowali oni z jej głównym dostawcą. Nie mogliby zatem sprzedawać do Płocka ropy od tych rosyjskich producentów, u których zaopatruje się także J&S!
Mimo że firmy handlujące ropą wielokrotnie informowały kierownictwo dzisiejszego PKN Orlen i kolejne rządy, że ich próby dotarcia z ofertą do polskich rafinerii są blokowane, w sprawie zapadła zmowa milczenia. Mariana Krzaklewskiego informował o całej historii Antoni Pietkiewicz, ówczesny wojewoda mazowiecki. - Sprawa firmy J&S była jednym z powodów mojego konfliktu z Marianem Krzaklewskim - twierdzi Janusz Tomaszewski, były wicepremier i szef MSWiA w rządzie Jerzego Buzka. Z rządu AWS odszedł Janusz Michalski, wiceminister skarbu interesujący się sprawą niejasnych pełnomocnictw dla J&S. - W 1998 r. zaniepokojony pytaniami poselskimi o J&S poprosiłem prezesa ówczesnej Petrochemii Płock Konrada Jaskółę o wyjaśnienia. Dał mi do zrozumienia, że istnienie na rynku pośrednika J&S jest wolą strony rosyjskiej, ale nie ma się czym martwić, bo cena jest korzystna - mówi "Wprost" Janusz Steinhoff, minister gospodarki w rządzie AWS.
Emilowi Wąsaczowi, ówczesnemu ministrowi skarbu, do którego alarmujące pisma kierowały polskie firmy, informując, że Petrochemia Płock traci na zakupach w J&S 50--70 mln USD rocznie, nazwa firmy dwóch Ukraińców nic nie mówi. - Nie muszę znać wszystkich firm - twierdzi Wąsacz.
Firma Trade-Prod próbowała jeszcze raz przełamać monopol J&S w czerwcu 1998 r. - tym razem w konsorcjum z Ciechem. Dzięki poparciu Andrzeja Piłata, płockiego posła SLD, konsorcjum dostarczyło Petrochemii Płock 50 tys. ton ropy, oferując cenę prawie o 50 centów niższą, niż w tym czasie proponował J&S. Na tym biznes się zakończył. Jaskóła zadzwonił do Piłata, mówiąc, że polskie konsorcjum "zawaliło sprawę" i nigdy nie będzie z nim robił interesów. W podobnie ogólnikowy sposób dyskredytowano wszystkich potencjalnych konkurentów J&S.
Dzielenie prowizji
Na początku 2002 r. Andrzej Modrzejewski chciał przedłużyć niekorzystny dla Orlenu kontrakt długoterminowy z J&S. Nim zdążył to zrobić, został zatrzymany 7 lutego 2002 r. przez UOP na polecenie Zbigniewa Siemiątkowskiego (SLD), który uchodzi za człowieka prezydenta Kwaśniewskiego. Posłużono się wątpliwym pretekstem, lecz cel został osiągnięty: Modrzejewskiego odwołała rada nadzorcza Orlenu i kontraktu z J&S nie podpisał. Wiesław Kaczmarek, ówczesny minister skarbu w rządzie Millera, zasugerował niedawno (w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z 2 kwietnia 2004 r.), że zatrzymanie Modrzejewskiego było rezultatem walki o to, kto podpisze z J&S kontrakt i zgarnie wielomilionową prowizję. - Część SLD szlag trafiał, że w 1997 r. to oni wymyślili lukratywny interes, a przez cztery lata kupony od biznesu odcinała AWS - uważa nasz informator.
Nowe władze Orlenu powstrzymały się od szybkiego podpisania nowego kontraktu z J&S. Znaleziono drugiego dostawcę ropy - rosyjskiego giganta Jukos. Zatrzymano się jednak w pół drogi, bo jesienią 2002 r. Orlen przedłużył kontrakt z J&S na kolejne pięć lat. - Ogłosiliśmy otwarty konkurs ofert. Żadna z rosyjskich firm nie przysłała oferty - mówi Zbigniew Wróbel, były prezes PKN Orlen. Zapomina, że pełnomocnictwo wystawione wcześniej J&S wygasało dopiero pod koniec 2002 r. Jesienią 2002 r. Rosjanie nie potraktowali przetargu poważnie, bo dla nich koordynatorem dostaw był nadal J&S, a z koordynatorem lepiej nie zadzierać.
Dziś właściciele J&S, mimo podpisania długoletnich kontraktów z PKN Orlen i Rafinerią Gdańską (gdański koncern w 2003 r. także podpisał umowę na pięć lat), nie mogą spać spokojnie. Szczególnie muszą się obawiać wyników postępowania sejmowej komisji śledczej w sprawie Orlenu. Dlatego Jankilewicz i Smołokowski usiłują stworzyć wrażenie, że J&S to już holding globalny, dla którego Polska jest sporym rynkiem, ale tylko jednym z wielu. Grupa J&S podaje, że w 2003 r. sprzedała na świecie 23,2 mln ton ropy, z czego do Polski dostarczyła 8,3 mln ton (7,2 mln ton rurociągiem, resztę koleją). Według brytyjskiej firmy Petroleum Argus (z której opracowań korzysta także J&S), w ubiegłym roku dostawy ropy do Polski, które zatwierdził J&S, wyniosły około 11,2 mln ton (polski rynek zapewnił więc spółce nie 35,7 proc., lecz 48,5 proc. sprzedaży). Czyżby właściciele J&S chcieli ukryć, jak dużym ciosem dla firmy byłoby odcięcie jej od polskiego rynku?
Grzegorz Jankilewicz i Sławomir Smołokowski nie znaleźli czasu, by się z nami spotkać. Astramowicz i Zambrzycki przesłali nam zaś zdawkowe wyjaśnienia. W liście czytamy m.in., że "Grupa J&S nie dysponuje jakimikolwiek uprawnieniami, rozumianymi (...) jako przywileje przyznane przez organy państwa w dostawach ropy do odbiorców w jakimkolwiek kraju, w tym również w Polsce. (...) Działamy na zasadach wolnego rynku". Oby wolny rynek wreszcie zweryfikował ich poczynania.
Dominację J&S na polskim rynku szefowie naszych rafinerii tłumaczą rzekomo najkorzystniejszymi warunkami dostaw ropy, jakie oferuje im ta spółka. Co więcej, od lat słyszymy, że z pośrednictwa J&S nie możemy zrezygnować, bo warunek ten dyktują nam rosyjskie firmy naftowe. To nieprawda! "Wprost" dotarł do poufnego raportu sporządzonego dla rady nadzorczej Petrochemii Płock jeszcze w 1999 r. Czytamy w nim, że "za dostawy realizowane na podstawie umów terminowych, jak i spot [doraźne zakupy ropy - przyp. red.], ceny uzyskiwane w transakcjach z firmą J&S Service & Investment Ltd były wyższe niż w wypadku umów z innymi kontrahentami". - Nie ma żadnego problemu z bezpośrednim kupnem ropy w Rosji. Polskie rafinerie miały kłopoty z pozyskaniem tam bezpośrednich dostawców, bo im na tym nie zależało - mówi "Wprost" Paweł Gorszenkow, dyrektor w rosyjskiej kompanii naftowej TNK BP. Oba mity - o dobrej cenie i konieczności korzystania z pośrednictwa J&S - kultywują tylko kierownictwa naszych koncernów paliwowych i politycy: od Pałacu Prezydenckiego i niektórych działaczy SLD po dawnych członków rządu AWS. W ten sposób chcą ukryć fakt, że to oni z dwóch nikomu nie znanych ukraińskich emigrantów zrobili polskich szejków naftowych - za nasze pieniądze, bo potęgę J&S stworzono, gdy płocka rafineria w całości należała jeszcze do państwa (w gdańskiej rafinerii skarb państwa nadal ma 100 proc. akcji).
Renta monopolowa
Przed pięciu laty baryłka ropy rosyjskiej u jej producentów i wielu pośredników była tańsza od baryłki lepszej jakościowo ropy Brent średnio o 3 USD. Według naszych informatorów, ta sama rosyjska ropa sprzedawana polskim rafineriom przez J&S była wówczas tańsza od ropy Brent - w zależności od terminu dostawy - tylko o 0,5-2,5 USD. Po roku 1999 ceny surowca dostarczanego nam przez J&S były już wyższe od średnich cen ropy z Rosji. Prawdziwe rozmiary "nadpłaty" moglibyśmy poznać, porównując ceny importowanej ropy deklarowane na granicy (w bazie naftowej Adamowo) ze średnimi cenami rynkowymi. Także inne warunki dostaw od J&S budzą wątpliwości. Menedżerowie PKN Orlen chwalili m.in. zaoferowany im przez J&S długi, trzydziestodniowy termin płatności. Tymczasem typowe warunki zakupu ropy arabskiej przewidują od 30 do 45 dni na zapłatę za dostawę.
Nasze rafinerie podpisywały z J&S kontrakty - i przerzucały koszty droższej ropy na klientów stacji paliw - mimo że nie było po temu powodu. W Rosji działa około 70 większych producentów ropy (w tym giganci, np. Jukos, Łukoil, Sibnieft czy TNK BP) i setki traderów handlujących ropą doraźnie albo stale. Nie jesteśmy skazani na pośrednictwo J&S. - 31 grudnia 2002 r. wygasają kontrakty, które J&S podpisał z PKN Orlen. Jeżeli Polacy nie będą kupowali ropy bezpośrednio od nas, będzie to oznaczać, że są skorumpowani - stwierdził podczas konferencji w grudniu 2001 r. Ralif Safin, wiceprezes rosyjskiej kompanii naftowej Łukoil. Rok później Orlen znów podpisał długoletni kontrakt z firmą J&S (na pięć lat z możliwością przedłużenia do siedmiu). - Wynegocjowaliśmy lepsze warunki niż te, które zawierała poprzednia umowa z 1997 r. - mówi "Wprost" Zbigniew Wróbel, były szef PKN Orlen. Tyle że warunki lepsze niż fatalne są nadal złe.
Uwaga, zły pies
"Robię dużą rozmowę z panem Smołokowskim, jednym z dwóch właścicieli firmy J&S, która sprowadza połowę ropy do Polski. W ciągu dziesięciu lat dwaj Polacy zbudowali ogromną korporację liczącą się na świecie" - opowiadał w maju 2004 r. w wywiadzie dla "Zeszytów Telewizyjnych" (nr 5/2004) Jacek Żakowski, publicysta "Polityki". Właśnie tak chcą być w Polsce postrzegani Smołokowski i Jankilewicz, choć ta naiwna wersja american dream ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. - Jeszcze w połowie lat 90. J&S był u was małym kundelkiem na rynku, ale polskie rafinerie na płocie wywiesiły tabliczkę "Uwaga! Zły pies!" - tłumaczył obrazowo były dyrektor jednej z rosyjskich kompanii naftowych, z którym rozmawialiśmy w październiku 2003 r. w Moskwie. Smołokowski i Jankilewicz swój sukces zawdzięczają wsparciu kolejnych zarządów Orlenu i ich politycznego zaplecza, które zbudowały wiarygodność holdingu J&S w oczach ludzi z rosyjskiej branży naftowej. Bez niej nikt w WNP nie sprzedawałby J&S tak dużych ilości ropy.
W 1993 r. firma J&S Service & Investment, zarejestrowana na Cyprze (oferuje on niskie podatki spółkom offshore), rozpoczęła rozmowy z ówczesną Petrochemią Płock o dostawach ropy. Wtedy monopolistą w dostawach wschodniej ropy do Płocka był nasz państwowy Ciech, który narzucał rafinerii horrendalne ceny. Złożenie konkurencyjnej oferty nie było więc specjalnie trudne. Płocka rafineria na początku zlecała J&S małe dostawy (od 30 tys. do 50 tys. ton ropy rocznie). W 1995 r. petrochemia całkowicie zerwała współpracę z Ciechem, a niemal całą ropę kupowała od J&S (w ramach krótkoterminowych kontraktów). W 1997 r. polskie firmy handlujące ropą postanowiły jednak wrócić do gry - tym razem z korzystniejszymi cenami. Polskim konkurentom J&S (na przykład Ciechowi, Węglokoksowi) czarną polewkę podała jednak Petrochemia Płock, a dokładniej Stanisław Mańka i Andrzej Praxmajer, odpowiadający w niej za zakupy ropy. To dzięki nim J&S nie tylko utrzymał dostawy do rafinerii, ale szybko je powiększał. Stanisław Mańka został później zatrudniony w J&S. Z kolei Praxmajer, uznawany często za ojca-założyciela J&S, okazał się nieusuwalny. Gdy w 2002 r. rząd Leszka Millera wymienił władze Orlenu i Praxmajerowi nie przedłużono kontraktu menedżerskiego, jako doradcę zatrudnił go nowy prezes koncernu Zbigniew Wróbel.
Potyczka ministrów
J&S chronili także wyżej postawieni ludzie. Przykładem tego, jak usuwano potencjalnych konkurentów Jankilewicza i Smołokowskiego, jest sprawa konsorcjum polskich firm Węglokoks i Trade-Prod. Pod koniec sierpnia 1997 r. konsorcjum złożyło Petrochemii Płock ofertę na dostawy ropy, którą ta wstępnie zaakceptowała. Pod pozorem zbadania wiarygodności konsorcjum zażądano jednak, by ujawniło ono, od kogo będzie brało ropę. Wkrótce po tym, jak Węglokoks i Trade-Prod poinformowały Praxmajera, że surowiec będą kupować od rosyjskiego Gazpromu, do moskiewskiej siedziby tego koncernu zgłosił się przedstawiciel J&S i zaczął nakłaniać jego szefów do rezygnacji z handlu z Polakami. Miesiąc później ludzie J&S zniechęcali do współpracy z Polakami inną rosyjską firmę naftową - Sidanko.
Węglokoks i Trade-Prod postanowiły zadbać o poparcie polityków. - Na prośbę mojego doradcy interweniował Andrzej Majkowski, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego. Dzięki temu zgodził się z nami spotkać prezes Petrochemii Płock - wspomina Bronisław Blamowski, szef Trade-Prod. Do spotkania doszło 4 listopada 1997 r. w Płocku. Konrad Jaskóła, ówczesny prezes rafinerii, zgodził się, by polskie konsorcjum dostarczało mu ropę (milion ton rocznie). Tymczasem dwa tygodnie później, 20 listopada, Jaskóła podpisał pierwszy duży długoterminowy kontrakt z J&S - na znacznie gorszych warunkach. Polskie firmy zostały odprawione. Kto okazał się promotorem J&S silniejszym od Majkowskiego? Zdaniem naszych informatorów, był to Marek Ungier, szef gabinetu prezydenta. "Nigdy nie namawiałem prezesa Jaskóły do podpisywania kontraktów z J&S" - napisał Ungier w przesłanym nam oświadczeniu.
Papierowy tygrys
J&S udzielono też swego rodzaju licencji na zabijanie konkurencji. Mogły temu służyć niejasne upoważnienia dla J&S do koordynacji dostaw ropy dla Petrochemii Płock, które petrochemia rozsyłała rosyjskim ministerstwom i przedsiębiorstwom zajmującym się eksportem ropy. J&S podpisywał nawet z koordynatorem po stronie rosyjskiej (obecnie jest nim państwowy AK Transnieft) grafiki dostaw rurociągiem (na dokumentach widnieją pieczątki warszawskiej spółki Jankilewicza i Smołokowskiego - J&S Energy). Oznaczałoby to, że w praktyce każdy, kto chciał sprzedawać ropę do Polski, musiał się dogadać z J&S, by jego surowiec popłynął w określonym terminie rurą (inaczej płaciłby rafinerii wysokie kary umowne)!
AK Transnieft zażądał nawet od Polaków potwierdzenia tego procederu i rafineria w Płocku wystawiła J&S stosowne quasi-pełnomocnictwo (12 sierpnia 1998 r. podpisał je Adam Dyląg, członek zarządu rafinerii). Teoretycznie ograniczało ono rolę J&S do koordynowania dostaw tylko w ramach kontraktu tej spółki z Petrochemią Płock z 1997 r. (miało wygasnąć w grudniu 2002 r. wraz z kontraktem). - Ten dokument mieliśmy prawo pokazać jakiemukolwiek partnerowi rosyjskiemu, by uwiarygodnić, że odbierzemy ropę, którą będziemy od niego kupować - wyjaśnia "Wprost" Grzegorz Zambrzycki, prezes J&S Energy SA. Dlaczego jednak Petrochemia Płock wystawiła J&S takie pismo dopiero 10 miesięcy po podpisaniu z nim kontraktu? Na to pytanie nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Pismo Dyląga mogło tymczasem umożliwić J&S występowanie w kontaktach z rosyjskimi instytucjami w roli koordynatora wszystkich dostaw ropy do Polski. Musiał o tym wiedzieć Konrad Jaskóła, ówczesny prezes Petrochemii Płock (obecnie prezes Polimex-Cekop). Pytany o tę sprawę odparł, że to "zamknięty rozdział jego życia". Wiedział o tym także jego następca, rekomendowany przez AWS Andrzej Modrzejewski (został prezesem w kwietniu 1999 r.), a także członek jego zarządu Krzysztof Cetnar, odpowiedzialny za zakupy ropy. - Dopuszczam możliwość, że pełnomocnictwo było nadużywane. Uznaliśmy jednak, że wycofanie go, czyli podważenie przed Rosjanami wiarygodności J&S, naszego głównego dostawcy, wyrządzi nam zbyt wiele szkód - mówi "Wprost" Cetnar. O pełnomocnictwie musiał wiedzieć również kolejny prezes PKN Orlen Zbigniew Wróbel (wybrany 8 lutego 2002 r.), ale także go nie wycofał.
- Potwierdzamy tylko odbiór tej ropy, która jest naszą własnością - tłumaczy Jarek Astramowicz, dyrektor generalny J&S Holding Ltd. Dlaczego więc odbiór ropy, którą w ostatnich latach zaczęli dostarczać do PKN Orlen inni pośrednicy (BMP i Petroval), potwierdza sam Orlen?
Ciszej nad ropą
Na przełomie roku 2001 i 2002 warszawski Energopol-Oil prowadził rozmowy z Petrochemią Płock na temat dostaw ropy. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. - "Bezpieczeństwo energetyczne" to w Płocku hasło, za pomocą którego pozbywają się konkurentów J&S. Niezależnie od tego, jakie warunki proponowaliśmy, ile gwarancji oraz referencji od Rosjan przynieśliśmy, nie byliśmy dla rafinerii wiarygodni - wspomina jedna z osób znających szczegóły tych negocjacji. Przedstawiciele Energopolu-Oil usłyszeli wtedy, że rafineria nie chce, by konkurowali oni z jej głównym dostawcą. Nie mogliby zatem sprzedawać do Płocka ropy od tych rosyjskich producentów, u których zaopatruje się także J&S!
Mimo że firmy handlujące ropą wielokrotnie informowały kierownictwo dzisiejszego PKN Orlen i kolejne rządy, że ich próby dotarcia z ofertą do polskich rafinerii są blokowane, w sprawie zapadła zmowa milczenia. Mariana Krzaklewskiego informował o całej historii Antoni Pietkiewicz, ówczesny wojewoda mazowiecki. - Sprawa firmy J&S była jednym z powodów mojego konfliktu z Marianem Krzaklewskim - twierdzi Janusz Tomaszewski, były wicepremier i szef MSWiA w rządzie Jerzego Buzka. Z rządu AWS odszedł Janusz Michalski, wiceminister skarbu interesujący się sprawą niejasnych pełnomocnictw dla J&S. - W 1998 r. zaniepokojony pytaniami poselskimi o J&S poprosiłem prezesa ówczesnej Petrochemii Płock Konrada Jaskółę o wyjaśnienia. Dał mi do zrozumienia, że istnienie na rynku pośrednika J&S jest wolą strony rosyjskiej, ale nie ma się czym martwić, bo cena jest korzystna - mówi "Wprost" Janusz Steinhoff, minister gospodarki w rządzie AWS.
Emilowi Wąsaczowi, ówczesnemu ministrowi skarbu, do którego alarmujące pisma kierowały polskie firmy, informując, że Petrochemia Płock traci na zakupach w J&S 50--70 mln USD rocznie, nazwa firmy dwóch Ukraińców nic nie mówi. - Nie muszę znać wszystkich firm - twierdzi Wąsacz.
Firma Trade-Prod próbowała jeszcze raz przełamać monopol J&S w czerwcu 1998 r. - tym razem w konsorcjum z Ciechem. Dzięki poparciu Andrzeja Piłata, płockiego posła SLD, konsorcjum dostarczyło Petrochemii Płock 50 tys. ton ropy, oferując cenę prawie o 50 centów niższą, niż w tym czasie proponował J&S. Na tym biznes się zakończył. Jaskóła zadzwonił do Piłata, mówiąc, że polskie konsorcjum "zawaliło sprawę" i nigdy nie będzie z nim robił interesów. W podobnie ogólnikowy sposób dyskredytowano wszystkich potencjalnych konkurentów J&S.
Dzielenie prowizji
Na początku 2002 r. Andrzej Modrzejewski chciał przedłużyć niekorzystny dla Orlenu kontrakt długoterminowy z J&S. Nim zdążył to zrobić, został zatrzymany 7 lutego 2002 r. przez UOP na polecenie Zbigniewa Siemiątkowskiego (SLD), który uchodzi za człowieka prezydenta Kwaśniewskiego. Posłużono się wątpliwym pretekstem, lecz cel został osiągnięty: Modrzejewskiego odwołała rada nadzorcza Orlenu i kontraktu z J&S nie podpisał. Wiesław Kaczmarek, ówczesny minister skarbu w rządzie Millera, zasugerował niedawno (w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z 2 kwietnia 2004 r.), że zatrzymanie Modrzejewskiego było rezultatem walki o to, kto podpisze z J&S kontrakt i zgarnie wielomilionową prowizję. - Część SLD szlag trafiał, że w 1997 r. to oni wymyślili lukratywny interes, a przez cztery lata kupony od biznesu odcinała AWS - uważa nasz informator.
Nowe władze Orlenu powstrzymały się od szybkiego podpisania nowego kontraktu z J&S. Znaleziono drugiego dostawcę ropy - rosyjskiego giganta Jukos. Zatrzymano się jednak w pół drogi, bo jesienią 2002 r. Orlen przedłużył kontrakt z J&S na kolejne pięć lat. - Ogłosiliśmy otwarty konkurs ofert. Żadna z rosyjskich firm nie przysłała oferty - mówi Zbigniew Wróbel, były prezes PKN Orlen. Zapomina, że pełnomocnictwo wystawione wcześniej J&S wygasało dopiero pod koniec 2002 r. Jesienią 2002 r. Rosjanie nie potraktowali przetargu poważnie, bo dla nich koordynatorem dostaw był nadal J&S, a z koordynatorem lepiej nie zadzierać.
Dziś właściciele J&S, mimo podpisania długoletnich kontraktów z PKN Orlen i Rafinerią Gdańską (gdański koncern w 2003 r. także podpisał umowę na pięć lat), nie mogą spać spokojnie. Szczególnie muszą się obawiać wyników postępowania sejmowej komisji śledczej w sprawie Orlenu. Dlatego Jankilewicz i Smołokowski usiłują stworzyć wrażenie, że J&S to już holding globalny, dla którego Polska jest sporym rynkiem, ale tylko jednym z wielu. Grupa J&S podaje, że w 2003 r. sprzedała na świecie 23,2 mln ton ropy, z czego do Polski dostarczyła 8,3 mln ton (7,2 mln ton rurociągiem, resztę koleją). Według brytyjskiej firmy Petroleum Argus (z której opracowań korzysta także J&S), w ubiegłym roku dostawy ropy do Polski, które zatwierdził J&S, wyniosły około 11,2 mln ton (polski rynek zapewnił więc spółce nie 35,7 proc., lecz 48,5 proc. sprzedaży). Czyżby właściciele J&S chcieli ukryć, jak dużym ciosem dla firmy byłoby odcięcie jej od polskiego rynku?
Grzegorz Jankilewicz i Sławomir Smołokowski nie znaleźli czasu, by się z nami spotkać. Astramowicz i Zambrzycki przesłali nam zaś zdawkowe wyjaśnienia. W liście czytamy m.in., że "Grupa J&S nie dysponuje jakimikolwiek uprawnieniami, rozumianymi (...) jako przywileje przyznane przez organy państwa w dostawach ropy do odbiorców w jakimkolwiek kraju, w tym również w Polsce. (...) Działamy na zasadach wolnego rynku". Oby wolny rynek wreszcie zweryfikował ich poczynania.
Dyrektor Departamentu Przemysłu Naftowego i Gazowego Federacji Rosyjskiej W.P. Sołomin DH/69/98 Szanowni Panowie! Informujemy Was, że kompania J&S Service & Investment Ltd jest handlowym partnerem naszego ZPR [Zakładu Przetwórstwa Ropy, czyli rafinerii - red.] w dostawach ropy w ramach długoterminowej umowy w okresie do 2002 r. W zakresie określonym tą umową kompania J&S ma pełnomocnictwa do współpracy z ministerstwami, organizacjami transportowymi, koordynatorami i kompaniami naftowymi Federacji Rosyjskiej w celu zapewnienia dostaw do naszego ZPR. W czasie trwającej od 1993 r. współpracy kompania J&S w pełni wywiązuje się z zawartych umów na dostawy Rosyjskiej Mieszanki Eksportowej rurociągiem "Przyjaźń". Z poważaniem członek zarządu dyrektor marketingu Adam Dyląg Do wiadomości: GD (Dyrekcja Generalna) CDU NIEFT - dyr. A.W. Koczniew AK (Spółka Akcyjna) TRANSNIEFT - wiceprezydent O.G. Gordiejew OAO (Towarzystwo Akcyjne) SIDANKO, wiceprezydent J.Ł. Złotnikow |
Duet skrzypków |
---|
Grzegorz (Grigorij) Jankilewicz i Sławomir (Wiaczesław) Smołokowski urodzili się na Ukrainie w 1954 r. - pierwszy pochodzi z Dniepropietrowska, drugi z Zaporoża. W jednym z wywiadów Smołokowski twierdzi, że poznali się w wieku 27 lat w Moskwie, gdzie zdobywali wykształcenie muzyczne (Smołokowski wspomina, że studiował głównie grę na klarnecie i koncertował potem przez kilka lat; z kolei wedle nie potwierdzonych pogłosek, obaj mieli być skrzypkami w jednym z radzieckich okręgów wojskowych). W połowie lat 80. wyjechali z ZSRR wraz z żonami - Polkami poznanymi w Rosji (Smołokowski rozwiódł się po przyjeździe do Polski). Obaj przebywali w Polsce od 1986 r. i mieli karty stałego pobytu. Smołokowskiego uznano za obywatela Polski decyzją wojewody mazowieckiego z 10 maja 1993 r. (po trzech miesiącach od złożenia wniosku). Jankilewicz polskim obywatelem został 31 stycznia 1992 r. na mocy postanowienia prezydenta RP (po czterech miesiącach od złożenia wniosku). W chwili składania wniosków o nadanie lub uznanie obywatelstwa byli bezpaństwowcami (wcześniej oddali paszporty ZSRR). Jankilewicz i Smołokowski pierwsze większe pieniądze zarobili jako właściciele lub udziałowcy kilku firm w Warszawie i Berlinie Zachodnim (handlowały odzieżą, sprzętem RTV i AGD). Z czasem dzięki "znajomym znajomych" nawiązali kontakty z dostawcami ropy w państwach WNP i zajęli się handlem tym surowcem. Dziś grupa J&S (w sumie kilkanaście spółek zarejestrowanych m.in. w Polsce, na Cyprze, w Rosji, Szwajcarii i Luksemburgu) dostarcza - według jej właścicieli - około 23,2 mln ton ropy naftowej rocznie do rafinerii w Polsce, Czechach, Niemczech, krajach byłej Jugosławii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Holandii, USA, Hiszpanii, Belgii i we Włoszech. Przychody grupy w 2003 r. wzrosły o jedną czwartą, do 5 mld USD. Niedawno Jankilewicz i Smołokowski dopuścili do akcjonariatu J&S (zostawili sobie 60 proc. akcji) dealerów naftowych z Genewy - Marco Dunanda i Daniela Jaeggiego (w sumie nabyli 30 proc. akcji) - oraz Czecha Pavla Pojdla, obywatela Szwajcarii, i Rosjanina Vadima Linetskiego, szefów spółek wchodzących w skład grupy J&S (objęli pozostałe 10 proc. akcji). |
Zagłębia rury |
---|
J&S jest także faktycznym monopolistą w tranzycie ropy przez nasze terytorium rurociągami "Przyjaźń" i "Pomorski" do Naftoportu w Gdańsku. Państwowe Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych - PERN (do którego należy polska część rurociągu "Przyjaźń") twierdzi, że oprócz J&S ropę w tym kierunku przesyła jeszcze firma Socap Int. - tyle że z oficjalnych dokumentów rosyjskiego AK Transnieft wynika, że właścicielem całej przesyłanej ropy "na wejściu" do Polski jest J&S! Według danych Petroleum Argus, w ciągu ostatniego półtora roku jedynie J&S przesyłał ropę tranzytem do Gdańska (w 2003 r. było to 7,8 mln ton). Doszło do tego, że poza J&S nikt inny nie może się dopchać do rury, mimo że jej moce nie były w całości wykorzystywane. - Nie było innych chętnych do tranzytu ropy - twierdzi Stanisław Jakubowski, prezes PERN. Zainteresowane tranzytem ropy polskie firmy dowiadują się zaś w PERN, że "moce przesyłowe rurociągu są zajęte, zapraszamy, jak wybudujemy kolejną nitkę". |
Nasze uzależnienie od rosyjskiej ropy (stanowi 96 proc. całej ropy przerabianej w Polsce) - niezależnie od tego, od kogo ją kupujemy - przestaje mieć sens. Możemy ją kupować taniej niż dziś (czyli taniej niż od J&S), ale ropa ze Wschodu - wbrew powszechnemu przekonaniu - nie należy do najtańszych. Jej jakość jest bowiem gorsza niż na przykład ropy saudyjskiej (trzeba ją odsiarczać i odparafinowywać). Łączny koszt zakupu i przerobu rosyjskiej ropy jest więc często wyższy niż surowca importowanego z innych kierunków. Tymczasem dysponujemy gdańskim Naftoportem, który mógłby przyjmować ropę importowaną z Bliskiego Wschodu czy Wenezueli. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.