SLD przegrywa wojnę o telewizję Szykuje się wielka wojna między stacjami telewizyjnymi. Ale tym razem nie będzie to młócka na "Bary" i "Big Brothery" - telewizja publiczna, Polsat i TVN powalczą o widza publicystyką i informacją. Konkurencja wymusi kres telewizji lizusowskich wobec władzy. Zwieńczeniem tej "bitwy o informację" będzie powstanie konkurenta dla TVN 24. Do uruchomienia kanału informacyjnego przymierza się bowiem TVP pod wodzą Jana Dworaka. Po Woronicza krąży historyjka obrazująca, w jaki sposób nowy dyrektor I programu TVP Maciej Grzywaczewski przygotowuje telewizję do tej rywalizacji. Oto w wąskim gronie toczą się rozmowy nad kształtem ramówki. Padają nazwiska i nazwy programów. Dążący do odzyskania przez Jedynkę wiarygodności Grzywaczewski najczęściej mówi: "Wypierdalać!". Przy kolejnym nazwisku protestuje Dworak, mający opinię człowieka o miękkim sercu: "Ależ nie możemy go wyrzucić, on jest popularny". - "Wypierdalać!" - nie ustępuje Grzywaczewski. Dworak wychodzi. Pozostali uczestnicy spotkania kierują wzrok na Grzywaczewskiego. Są zdumieni i zaniepokojeni. - Proszę się nie bać. Prezes po prostu nie lubi, jak się przy nim przeklina - uspokaja Grzywaczewski. Po chwili wraca Dworak: - OK. Jaki mamy następny punkt programu?
Wojna na Słowa
Dotychczas informacje i publicystyka nie wydawały się towarem chodliwym. Prezes Polsatu Zygmunt Solorz traktował tego typu programy jako zło konieczne i nie przejawiał większych ambicji w tej dziedzinie. Z kolei grzechem telewizji publicznej za Kwiatkowskiego było jej skrajne upolitycznienie.
W tej sytuacji palmę pierwszeństwa dzierżyła telewizja Walterów. TVN mogła się poszczycić bezkonkurencyjnym programem informacyjnym ("Fakty"), kanałem informacyjnym (TVN 24) oraz Moniką Olejnik. Ale i tam coś zaczęło się psuć. Olejnik odeszła ze stacji, a z "Faktów" dochodziły sygnały o politycznych naciskach właścicieli. Po pogłoskach o prezydenckich aspiracjach Lisa wybuchł konflikt i twórca "Faktów" pożegnał się z TVN.
I nagle nastąpił radykalny zwrot akcji. Potentaci doszli do wniosku, że na froncie teleturniejów, reality show seriali i programów rozrywkowych toczy się wojna pozycyjna. Karty zostały rozdane, widzowie podzieleni i trudno ich odciągnąć od konkurencji. Najbardziej przyszłościowym segmentem programu okazała się informacja i publicystyka. Nadejście na Woronicza nowej ekipy oznaczało ofensywę w tej dziedzinie. Grę podjął Solorz, angażując w Polsacie Lisa. W tej sytuacji na bezczynność nie mógł sobie pozwolić TVN.
Olejnik zamiast serialu
W mediach elektronicznych dokonują się naraz dwie rewolucje. Pierwsza polega na tym, że informacja i publicystyka wychodzą z cienia i stają się gorącym towarem. Stąd walka o największe nazwiska, takie jak Olejnik czy Lis. Ta pierwsza ma mieć program w Jedynce po godz. 20.00, czyli w prime time, zarezerwowanym dotychczas dla filmów i rozrywki.
- Zdajemy sobie sprawę z ryzyka - przyznaje Dworak. - Ale zależy nam na odzyskaniu wiarygodności i na wzmocnieniu cechy, której TVP nigdy nie straciła. Telewizja publiczna zawsze była postrzegana jako instytucja poważna. To daje nam przewagę nad konkurencją.
Co na to TVN? Monice Olejnik, Jackowi Żakowskiemu (program publicystyczny w telewizji publicznej) i Tomaszowi Lisowi przeciwstawi Piotra Najsztuba, który poprowadzi w TVN talk show. - On nie boi się zadać nawet najtrudniejszych pytań. Z pewnością nie jest dworski - zachwala dyrektor programowy TVN Edward Miszczak. - Damy mu najlepszy czas anetnowy i jak najwięcej swobody.
Telewizja Waltera sięga też po rewolucyjne pomysły. To bowiem w głowie szefostwa "Faktów" narodził się pomysł, by prowadzący je dziennikarz w studiu nie siedział, tylko stał, jak niektórzy prezenterzy niemieccy czy amerykańscy. Skoro już o studiu mówimy, to TVN zapowiada, że w swoim zamontował takie cuda techniki, o jakich konkurencji się nawet nie śniło, z obrotowymi stołami prezenterskimi na czele. - Widz zauważy najlepsze w Europie studio z imponującą ścianą monitorów, ale siłą "Faktów" nie będzie tylko technika, lecz przede wszystkim ludzie, a tych nie straciliśmy - deklaruje szef TVN 24 Adam Pieczyński.
"Fakty", podobnie jak "Wiadomości" i nowy program informacyjny Polsatu, czyli przeniesiony z TV 4 i gruntownie wyremontowany "Dziennik", mają mieć nową czołówkę i wystrój. W TVP i Polsacie pojawią się też nowi prezenterzy. Polsat prowadzenie głównego programu informacyjnego powierzył Hannie Smoktunowicz (dotychczasowa prezenterka "Informacji" Dorota Gawryluk ma mieć swój program publicystyczny). "Dziennik" pojawi się i w Polsacie, i w TV 4, a w przyszłości także w telewizji Puls. - Zapewniam, że widzowie zobaczą jedną z najlepszych w Polsce scenografii - obiecuje szef programowy Polsatu Bogusław Chrabota. Zanosi się więc na to, że po powrocie z wakacji nie poznamy swoich programów informacyjnych. To pierwsza rewolucja na rynku mediów.
Druga rewolucja
Na czym polega rewolucja druga? Oto lewica dominująca dotychczas w telewizji cofa się na całej linii. Wydawałoby się, że warunki konkurencji sprzyjają temu, by stacje telewizyjne spluralizowały się tak jak gazety - na bardziej lewicowe i prawicowe. Kilka lat zawłaszczenia TVP przez SLD sprawiło, że lewica w mediach kojarzy się jednoznacznie z lizusostwem, nierzetelnością i manipulacją.
Czy to znaczy, że telewizyjne stadko przesuwa się na prawo? Takie zagrożenie odtrąbia co jakiś czas "Trybuna", ale jeżeli przypatrzymy się nowym frontmenom z Woronicza, okaże się, że trudno ich będzie wpakować w kostiumy prawicowych upiorów. Olejnik czy Żakowskiego w żadnym wypadku nie da się wrzucić do wspólnego worka z Romanem Giertychem czy Jarosławem Kaczyńskim. Jeśli chcielibyśmy ich jakoś etykietkować, co dla dziennikarza jest niewygodne i bolesne, łatwiej byłoby ich umieścić nie w jakimś obozie politycznym, ale szeroko pojętym środowisku "Gazety Wyborczej".
Dlatego "Trybuna" może spać spokojnie. Na krzywdzie lewicowych dziennikarzy nie podpasie się prawica. Jeśli już się czegoś obawiać, to tego, że matryca "Gazety Wyborczej" odciśnie swoje piętno na innych - nie tylko elektronicznych - mediach. Bo to i niebezpieczne dla publicznego dyskursu, i - najzwyczajniej w świecie - nudne.
Sploty polityczne
Liderom SLD zatroskanym o losy wolności słowa w telewizji radzimy zerknąć ku Polsatowi. Solorz zawsze doskonale lawirował między Scyllą prawicy i Charybdą lewicy. W poprzednim parlamencie największym klubem była PPS, czyli Polska Partia Solorza, grupująca zarówno posłów AWS, jak i SLD. Były poseł AWS Tomasz Wełnicki do dzisiaj zresztą pracuje w Polsacie, ale trudno powiedzieć, co robi oprócz tego, że ma gabinet i sekretarkę.
Ale to nie na Wełnickiego trzeba patrzeć, lecz na Wiesława Walendziaka i - przede wszystkim - Lisa. Pierwszy to przecież pampers, a drugi jest twórcą "Faktów", za którymi politycy SLD nie przepadali. Kto zna jego profesjonalizm, nie ma wątpliwości, że w Polsacie odniesie sukces. Tym razem będzie w czwartkowe wieczory gospodarzem drogiego politycznego talk show. Lis ma nie tylko gościć "polityków z górnej półki", ale i gwiazdy z zagranicy. I co charakterystyczne, ma być nie tyle pytającym, ile partnerem do rozmowy.
Czy więc odważy się powalczyć o prezydenturę? Jego nowemu pracodawcy - w przeciwieństwie do szefów TVN - na pewno by to nie przeszkadzało. Jako gospodarz politycznego talk show Lis nie traciłby już cnoty dziennikarza informacyjnego. Zresztą taka cnota dla Solorza nie jest chyba zbyt cenna, skoro dziennikami zajmował się kiedyś u niego Dariusz Szymczycha, wtedy eksnaczelny "Trybuny", a dziś prezydencki minister.
Solorz na udziale Lisa w kampanii wyborczej zyska reklamę dla gwiazdy swej telewizji i - niewykluczone - świetne układy z nową głową państwa, jeśli Lis wygra. A znana z dobrych układów z Kwaśniewskimi rodzina Walterów nie będzie wtedy zachwycona. Czy może się to przełożyć na "Fakty"? Raczej nie. I to nie tylko dlatego, że trudno sobie wyobrazić, by Rymanowski czy Sekielski nagle zaczęli się podlizywać SLD, ale dlatego, że Walterowie potrafią liczyć. A jako się rzekło, lewica w programach informacyjnych to nie tylko nierzetelność, ale też po prostu obciach i murowany spadek oglądalności, czyli kasy z reklam.
Wpuszczeni w kanał
Jan Dworak uważa, że elementem konkurencji między stacjami telewizyjnymi będą kanały tematyczne. - Nie dają one przewagi teraz, ale mogą ją dawać w przyszłości - ocenia prezes TVP. Rzeczywiście, wielu wizjonerów medialnych uważa, że czeka nas zmierzch programów dla wszystkich, które zostaną wyparte przez kanały tematyczne: od filmowych, po na przykład wędkarskie.
W tej dziedzinie najdalej zawędrował TVN: ma już cztery takie kanały, a pracuje nad następnymi. Perłą w tej koronie jest oczywiście TVN 24, jedyna w Polsce telewizja informacyjna. Ze źródeł zbliżonych do zarządu TVP dowiedzieliśmy się, że telewizja publiczna chce ten monopol złamać i utworzyć własny kanał z newsami i publicystyką. - Nie wykluczam - komentuje te informacje Dworak.
Tyle wiadomości, tyle publicystyki, w dodatku dwa kanały informacyjne - raj dla smakoszy polityki. A tych nie jest zbyt wielu. Trudno uwierzyć, by publiczność porzuciła Gulczasów i rozsmakowała się w Lisach.
Szanse na to nie są wielkie. Niewykluczone, że informacyjna wojna potrwa ledwo jeden sezon, a potem wszystko wróci do normy, czyli o 20.10 rozpocznie się serial, a nie rozmowa Olejnik. Intrygujące, dlaczego szefowie prywatnych stacji podjęli wyzwanie w dziedzinie, która nie jest zbyt dochodowa. Odpowiedź jest jedna: w ten sposób kreują markę swej stacji. Dzięki "Faktom" TVN jest wciąż traktowany jako telewizja ambitna. A przecież "Kawaler do wzięcia" nie góruje intelektualnie nad "Barem 5". Opinia sprzed lat głęboko wryła się jednak w głowy Polaków, a Polsat wciąż biedzi się z etykietką telewizji dla wieśniaków.
Dziennikarskie gwiazdy mają zatem odegrać rolę listka figowego. Dodadzą prestiżu, a gdy staną się zbyt kosztowne, listek będzie łatwo zerwać. Prestiż pozostanie.
Dotychczas informacje i publicystyka nie wydawały się towarem chodliwym. Prezes Polsatu Zygmunt Solorz traktował tego typu programy jako zło konieczne i nie przejawiał większych ambicji w tej dziedzinie. Z kolei grzechem telewizji publicznej za Kwiatkowskiego było jej skrajne upolitycznienie.
W tej sytuacji palmę pierwszeństwa dzierżyła telewizja Walterów. TVN mogła się poszczycić bezkonkurencyjnym programem informacyjnym ("Fakty"), kanałem informacyjnym (TVN 24) oraz Moniką Olejnik. Ale i tam coś zaczęło się psuć. Olejnik odeszła ze stacji, a z "Faktów" dochodziły sygnały o politycznych naciskach właścicieli. Po pogłoskach o prezydenckich aspiracjach Lisa wybuchł konflikt i twórca "Faktów" pożegnał się z TVN.
I nagle nastąpił radykalny zwrot akcji. Potentaci doszli do wniosku, że na froncie teleturniejów, reality show seriali i programów rozrywkowych toczy się wojna pozycyjna. Karty zostały rozdane, widzowie podzieleni i trudno ich odciągnąć od konkurencji. Najbardziej przyszłościowym segmentem programu okazała się informacja i publicystyka. Nadejście na Woronicza nowej ekipy oznaczało ofensywę w tej dziedzinie. Grę podjął Solorz, angażując w Polsacie Lisa. W tej sytuacji na bezczynność nie mógł sobie pozwolić TVN.
Olejnik zamiast serialu
W mediach elektronicznych dokonują się naraz dwie rewolucje. Pierwsza polega na tym, że informacja i publicystyka wychodzą z cienia i stają się gorącym towarem. Stąd walka o największe nazwiska, takie jak Olejnik czy Lis. Ta pierwsza ma mieć program w Jedynce po godz. 20.00, czyli w prime time, zarezerwowanym dotychczas dla filmów i rozrywki.
- Zdajemy sobie sprawę z ryzyka - przyznaje Dworak. - Ale zależy nam na odzyskaniu wiarygodności i na wzmocnieniu cechy, której TVP nigdy nie straciła. Telewizja publiczna zawsze była postrzegana jako instytucja poważna. To daje nam przewagę nad konkurencją.
Co na to TVN? Monice Olejnik, Jackowi Żakowskiemu (program publicystyczny w telewizji publicznej) i Tomaszowi Lisowi przeciwstawi Piotra Najsztuba, który poprowadzi w TVN talk show. - On nie boi się zadać nawet najtrudniejszych pytań. Z pewnością nie jest dworski - zachwala dyrektor programowy TVN Edward Miszczak. - Damy mu najlepszy czas anetnowy i jak najwięcej swobody.
Telewizja Waltera sięga też po rewolucyjne pomysły. To bowiem w głowie szefostwa "Faktów" narodził się pomysł, by prowadzący je dziennikarz w studiu nie siedział, tylko stał, jak niektórzy prezenterzy niemieccy czy amerykańscy. Skoro już o studiu mówimy, to TVN zapowiada, że w swoim zamontował takie cuda techniki, o jakich konkurencji się nawet nie śniło, z obrotowymi stołami prezenterskimi na czele. - Widz zauważy najlepsze w Europie studio z imponującą ścianą monitorów, ale siłą "Faktów" nie będzie tylko technika, lecz przede wszystkim ludzie, a tych nie straciliśmy - deklaruje szef TVN 24 Adam Pieczyński.
"Fakty", podobnie jak "Wiadomości" i nowy program informacyjny Polsatu, czyli przeniesiony z TV 4 i gruntownie wyremontowany "Dziennik", mają mieć nową czołówkę i wystrój. W TVP i Polsacie pojawią się też nowi prezenterzy. Polsat prowadzenie głównego programu informacyjnego powierzył Hannie Smoktunowicz (dotychczasowa prezenterka "Informacji" Dorota Gawryluk ma mieć swój program publicystyczny). "Dziennik" pojawi się i w Polsacie, i w TV 4, a w przyszłości także w telewizji Puls. - Zapewniam, że widzowie zobaczą jedną z najlepszych w Polsce scenografii - obiecuje szef programowy Polsatu Bogusław Chrabota. Zanosi się więc na to, że po powrocie z wakacji nie poznamy swoich programów informacyjnych. To pierwsza rewolucja na rynku mediów.
Druga rewolucja
Na czym polega rewolucja druga? Oto lewica dominująca dotychczas w telewizji cofa się na całej linii. Wydawałoby się, że warunki konkurencji sprzyjają temu, by stacje telewizyjne spluralizowały się tak jak gazety - na bardziej lewicowe i prawicowe. Kilka lat zawłaszczenia TVP przez SLD sprawiło, że lewica w mediach kojarzy się jednoznacznie z lizusostwem, nierzetelnością i manipulacją.
Czy to znaczy, że telewizyjne stadko przesuwa się na prawo? Takie zagrożenie odtrąbia co jakiś czas "Trybuna", ale jeżeli przypatrzymy się nowym frontmenom z Woronicza, okaże się, że trudno ich będzie wpakować w kostiumy prawicowych upiorów. Olejnik czy Żakowskiego w żadnym wypadku nie da się wrzucić do wspólnego worka z Romanem Giertychem czy Jarosławem Kaczyńskim. Jeśli chcielibyśmy ich jakoś etykietkować, co dla dziennikarza jest niewygodne i bolesne, łatwiej byłoby ich umieścić nie w jakimś obozie politycznym, ale szeroko pojętym środowisku "Gazety Wyborczej".
Dlatego "Trybuna" może spać spokojnie. Na krzywdzie lewicowych dziennikarzy nie podpasie się prawica. Jeśli już się czegoś obawiać, to tego, że matryca "Gazety Wyborczej" odciśnie swoje piętno na innych - nie tylko elektronicznych - mediach. Bo to i niebezpieczne dla publicznego dyskursu, i - najzwyczajniej w świecie - nudne.
Sploty polityczne
Liderom SLD zatroskanym o losy wolności słowa w telewizji radzimy zerknąć ku Polsatowi. Solorz zawsze doskonale lawirował między Scyllą prawicy i Charybdą lewicy. W poprzednim parlamencie największym klubem była PPS, czyli Polska Partia Solorza, grupująca zarówno posłów AWS, jak i SLD. Były poseł AWS Tomasz Wełnicki do dzisiaj zresztą pracuje w Polsacie, ale trudno powiedzieć, co robi oprócz tego, że ma gabinet i sekretarkę.
Ale to nie na Wełnickiego trzeba patrzeć, lecz na Wiesława Walendziaka i - przede wszystkim - Lisa. Pierwszy to przecież pampers, a drugi jest twórcą "Faktów", za którymi politycy SLD nie przepadali. Kto zna jego profesjonalizm, nie ma wątpliwości, że w Polsacie odniesie sukces. Tym razem będzie w czwartkowe wieczory gospodarzem drogiego politycznego talk show. Lis ma nie tylko gościć "polityków z górnej półki", ale i gwiazdy z zagranicy. I co charakterystyczne, ma być nie tyle pytającym, ile partnerem do rozmowy.
Czy więc odważy się powalczyć o prezydenturę? Jego nowemu pracodawcy - w przeciwieństwie do szefów TVN - na pewno by to nie przeszkadzało. Jako gospodarz politycznego talk show Lis nie traciłby już cnoty dziennikarza informacyjnego. Zresztą taka cnota dla Solorza nie jest chyba zbyt cenna, skoro dziennikami zajmował się kiedyś u niego Dariusz Szymczycha, wtedy eksnaczelny "Trybuny", a dziś prezydencki minister.
Solorz na udziale Lisa w kampanii wyborczej zyska reklamę dla gwiazdy swej telewizji i - niewykluczone - świetne układy z nową głową państwa, jeśli Lis wygra. A znana z dobrych układów z Kwaśniewskimi rodzina Walterów nie będzie wtedy zachwycona. Czy może się to przełożyć na "Fakty"? Raczej nie. I to nie tylko dlatego, że trudno sobie wyobrazić, by Rymanowski czy Sekielski nagle zaczęli się podlizywać SLD, ale dlatego, że Walterowie potrafią liczyć. A jako się rzekło, lewica w programach informacyjnych to nie tylko nierzetelność, ale też po prostu obciach i murowany spadek oglądalności, czyli kasy z reklam.
Wpuszczeni w kanał
Jan Dworak uważa, że elementem konkurencji między stacjami telewizyjnymi będą kanały tematyczne. - Nie dają one przewagi teraz, ale mogą ją dawać w przyszłości - ocenia prezes TVP. Rzeczywiście, wielu wizjonerów medialnych uważa, że czeka nas zmierzch programów dla wszystkich, które zostaną wyparte przez kanały tematyczne: od filmowych, po na przykład wędkarskie.
W tej dziedzinie najdalej zawędrował TVN: ma już cztery takie kanały, a pracuje nad następnymi. Perłą w tej koronie jest oczywiście TVN 24, jedyna w Polsce telewizja informacyjna. Ze źródeł zbliżonych do zarządu TVP dowiedzieliśmy się, że telewizja publiczna chce ten monopol złamać i utworzyć własny kanał z newsami i publicystyką. - Nie wykluczam - komentuje te informacje Dworak.
Tyle wiadomości, tyle publicystyki, w dodatku dwa kanały informacyjne - raj dla smakoszy polityki. A tych nie jest zbyt wielu. Trudno uwierzyć, by publiczność porzuciła Gulczasów i rozsmakowała się w Lisach.
Szanse na to nie są wielkie. Niewykluczone, że informacyjna wojna potrwa ledwo jeden sezon, a potem wszystko wróci do normy, czyli o 20.10 rozpocznie się serial, a nie rozmowa Olejnik. Intrygujące, dlaczego szefowie prywatnych stacji podjęli wyzwanie w dziedzinie, która nie jest zbyt dochodowa. Odpowiedź jest jedna: w ten sposób kreują markę swej stacji. Dzięki "Faktom" TVN jest wciąż traktowany jako telewizja ambitna. A przecież "Kawaler do wzięcia" nie góruje intelektualnie nad "Barem 5". Opinia sprzed lat głęboko wryła się jednak w głowy Polaków, a Polsat wciąż biedzi się z etykietką telewizji dla wieśniaków.
Dziennikarskie gwiazdy mają zatem odegrać rolę listka figowego. Dodadzą prestiżu, a gdy staną się zbyt kosztowne, listek będzie łatwo zerwać. Prestiż pozostanie.
Kamil Durczok - jedyny wart zainteresowania prezenter "Wiadomości". Choć pozostawał zawsze wierny eksprezesowi Kwiatkowskiemu, to jego umiejętności spowodowały, że nie stracił sympatii widzów. Nie lubiany przez kolegów, bo ponoć bufon. |
Andrzej Kwiatkowski - symbol telewizyjnej propagandy. Nieprawdopodobnie stronniczy, arogancki i w dodatku nudny jak programy rolnicze, które prowadził w TVP za PRL. I powinien pozostać wyłącznie przy komentowaniu zbiorów rzepaku. |
Marcin Pawłowski - dawniej znakomity reporter, którego materiały urzekały filmową urodą zdjęć, teraz borykający się z chorobą prezenter "Faktów". Mógłby czytać nawet przemówienia Marka Pola, a widzowie słuchaliby go z zaciekawieniem. |
Bogdan Rymanowski - wieczny rywal, teraz siłą rzeczy spadkobierca Lisa w "Faktach". Bez tej charyzmy co poprzednik, ale z takim samym talentem. |
Tomasz Lis - guru dziennikarstwa informacyjnego. Nie tylko sam błyszczy, ale potrafi wykreować gwiazdy. Przed nim arcytrudne zadanie potwierdzenia kompetencji intelektualnych w swoim talk show i udowodnienia sławy Midasa. |
Monika Olejnik - kontrowersyjna, niegdyś mocno jednostronna, ale od jakiegoś czasu nie boi się ostrej rozmowy nawet z Adamem Michnikiem, a to niebywale rzadkie. Nie do pobicia. |
Jolanta Pieńkowska - nie nudzi tylko Andrzeja Celińskiego. No i Donalda Tuska. Może by dla nich w teatrzyku występowała? |
Tomasz Sekielski - odkrycie Lisa. Przenikliwy, inteligentny, uparty - zdecydowanie najlepszy telewizyjny reporter sejmowy. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.