Rozmowa z WIKTOREM JUSZCZENKĄ, prezydentem elektem Ukrainy
"Wprost": Powiedział pan, że Ukraina od 15 lat jest niepodległa, a teraz stała się też wolna. Co oznacza ta wolność dla Ukrainy?
Wiktor Juszczenko: Kiedy nam zarzucano, że na placu Niepodległości zgromadziło się pół miliona ludzi, odpowiadałem: "Nie wyobrażam sobie polityka, który byłby w stanie kupić nastroje ludzi, a tym bardziej ich szczerość i entuzjazm". Ludzie na majdanie uświadomili wszystkim, że to oni, obywatele, stoją wyżej od władzy. To nie społeczeństwo ma służyć władzy, ale władza społeczeństwu. Ci ludzie pokojowo przejęli władzę. A odchodząca ekipa zwyczajnie nie jest ich godna.
W szczerych oczach ludzi na majdanie zobaczyłem odpowiedzialność. Oni całkowicie świadomie dokonali wyboru i mogą go bronić. Doskonale wiedzą, po co przyszli na majdan. Nikt ich nie zmuszał, zrobili to dla własnej przyszłości, dla swoich dzieci, dla dobrobytu, dla demokracji.
- Jakimi najbliższymi poczynaniami przekona pan ludzi, że mieli po co marznąć?
- Podobnie jak na przełomie lat 2000-2001 będę chciał zapewnić społeczeństwu lepsze warunki życia. Zamierzam zebrać w rządzie grupę uczciwych i kompetentnych polityków, którzy nie będą kradli, którzy szanują swój naród. Niby to mało, ale w realiach Ukrainy roku 2004 to naprawdę dużo. Jeśli taki rząd się utrzyma, to jako prezydent gwarantuję, że w ciągu 365 dni każdy obywatel odczuje poprawę. Już teraz kończymy przy pomocy polskich kolegów opracowywanie strategii gospodarczej dla Ukrainy. To pakiet reform poszczególnych sektorów. Jednym z pierwszych dokumentów, które przygotowujemy, będzie plan integracji europejskiej. W 2005 r. zamierzamy przedstawić plan reform społecznych, bo obok inicjatyw gospodarczych zależy nam na zapewnieniu społeczeństwu osłony socjalnej. Jestem przekonany, że Ukraina - zwłaszcza ta wschodnia - przebudzi się i powstanie tu najbardziej nowoczesny i prężnie działający rynek w tej części Europy.
- Czy Ukraina ma teraz bliżej na Wschód czy na Zachód? I jakie miejsce zajmuje w pana myśleniu Polska?
- Nie mam większych problemów z oceną roli Polski, ponieważ od początku wasz kraj i prezydent Kwaśniewski wspierali demokrację na Ukrainie i szanowali wybór naszego narodu. Nie chodziło o poparcie udzielane konkretnej osobie czy partii, ale o popieranie demokratycznych zasad. Nie chcę mieszkać w kraju kierowanym przez kryminalno-mafijne układy, gdzie nie ma niezależnych sądów, gdzie istnieje potężna szara strefa gospodarcza, która wywiera wpływ na politykę. Z tego właśnie powodu bardzo wysoko cenimy wszelkie wysiłki, które były podejmowane na przełomie listopada i grudnia, szczególnie przez prezydenta Kwaśniewskiego. A jeżeli chodzi o kierunek, w jakim zmierza Ukraina, to nie muszę i nie chcę nikomu udowadniać, że ten kraj zawsze należał do środkowej Europy, a ja jestem Europejczykiem. Zarówno mój naród, jak i ja pod każdym względem jesteśmy europejscy, nasze wartości, aspiracje, światopogląd wypływają z europejskiej tradycji. Dlatego strategią mojego rządu będzie integracja europejska. Zmierzamy do Europy nie dlatego, że to jest modne, lecz ze względu na to, że Europa ma lepsze standardy - systemu demokratycznego, polityki społecznej i gospodarczej. Człowiek ze swej natury wybiera to, co dla niego lepsze. To, co daje Europa człowiekowi, to system wartości. Z drugiej strony graniczymy z Rosją, która jest naszym sąsiadem, a z sąsiadami trzeba dobrze żyć. Europie nie są potrzebne nowe problemy. Dlatego idąc do Europy, Ukraina powinna mieć bezkonfliktowe kontakty z sąsiadami.
- Był pan nieuczciwie traktowany przez media. Czy w przyszłości wolno będzie krytykować prezydenta Juszczenkę?
- Nie jestem człowiekiem z prowincji, z marginesu i do krytyki odnoszę się tak samo jak państwo, polski prezydent i każdy obywatel. Krytyka jest jednym z bodźców do doskonalenia się. Ale krytyka jest też jednym ze sposobów walki politycznej. Chciałbym być obiektem takiej krytyki, która nie podcina skrzydeł, a - odwrotnie - pozwala im się rozwinąć. Chcę krytyki, która powoduje, że chce się być lepszym, doskonalszym. Takiej krytyki życzę i sobie, i innym.
- Prof. Richard Pipes powiedział, że większość problemów Rosji bierze się z tego, że nie ma wolności, bo nie ma własności. Czy Ukraińcy staną się właścicielami ziemi i firm i dzięki temu zyskają gwarancję wolności?
- Zacznę od tego, że w 2000 r. mój rząd przygotował wstępny plan prywatyzacji ziemi. Uważaliśmy, że własność jest jednym z głównych elementów niezależności socjalnej ludzi. Przez lata komunizmu ktoś taki jak właściciel przestał istnieć. To zbyt skomplikowany i długotrwały proces, bym mógł go teraz przeanalizować. W ciągu 14 lat około 7 mln rolników stało się właścicielami swoich gruntów. Mój rząd będzie zawsze stał po stronie prawa i będzie brał w obronę tych ludzi.
- Jak pana zmieniła "pomarańczowa rewolucja" jako polityka i człowieka?
- W ciągu 17 dni "pomarańczowej rewolucji" to, co wydawało się wiecznotrwałe i nienaruszalne, gdzieś zniknęło. Cała struktura władzy Kuczmy rozpływa się w powietrzu, notable znikają, ukrywają się, niektórzy usiłują popełnić samobójstwo. 22 listopada na plac Niepodległości wyszło 200 tys. ludzi, którzy zdecydowanie powiedzieli Kuczmie, że nie chcą już tak dalej żyć. Te słowa usłyszał nie tylko rząd, dotarły one też do dziesiątków milionów Ukraińców. Każdy z nich uwierzył, że coś się może zmienić, że każdy z osobna może być niezależny i wolny. Dziesiątki innych placów na całej Ukrainie wypełniły się takimi tłumami. Jestem przekonany, że w tych dniach zademonstrowaliśmy i jedność narodową, i to, że przyszło nam żyć w czasach, kiedy każdy obywatel może być wolny i odważny. Udowadniamy, że społeczeństwo jest moralne. A ta moralność różni się od pseudoetyki, którą kierowała się poprzednia władza. To przesłanie usłyszał cały świat. Reszta świata zaczęła odszukiwać na mapie Ukrainę, wielu ze zdumieniem odkryło, że ze swoimi 47 mln obywateli to jeden z większych i ludniejszych krajów europejskich. Że to kraj już demokratyczny, zamieszkany przez niepodległy naród. Wszystkiego tego dokonała wiara, przekonanie, że zwyciężymy. Chciałbym, żeby każdy, kto opuszczał plac, był silniejszy niż przedtem, by wiara nas nigdy nie opuszczała, bo to ona daje siłę. By tych 17 dni nie poszło na marne. Ważne, że na placu nie przelano ani jednej kropli krwi. Cały proces rodzący się na ulicy odbył się w majestacie prawa, bez naruszania konstytucji. Dlatego jestem bardzo szczęśliwy, że dane mi było przeżyć tych 17 dni.
Wiktor Juszczenko: Kiedy nam zarzucano, że na placu Niepodległości zgromadziło się pół miliona ludzi, odpowiadałem: "Nie wyobrażam sobie polityka, który byłby w stanie kupić nastroje ludzi, a tym bardziej ich szczerość i entuzjazm". Ludzie na majdanie uświadomili wszystkim, że to oni, obywatele, stoją wyżej od władzy. To nie społeczeństwo ma służyć władzy, ale władza społeczeństwu. Ci ludzie pokojowo przejęli władzę. A odchodząca ekipa zwyczajnie nie jest ich godna.
W szczerych oczach ludzi na majdanie zobaczyłem odpowiedzialność. Oni całkowicie świadomie dokonali wyboru i mogą go bronić. Doskonale wiedzą, po co przyszli na majdan. Nikt ich nie zmuszał, zrobili to dla własnej przyszłości, dla swoich dzieci, dla dobrobytu, dla demokracji.
- Jakimi najbliższymi poczynaniami przekona pan ludzi, że mieli po co marznąć?
- Podobnie jak na przełomie lat 2000-2001 będę chciał zapewnić społeczeństwu lepsze warunki życia. Zamierzam zebrać w rządzie grupę uczciwych i kompetentnych polityków, którzy nie będą kradli, którzy szanują swój naród. Niby to mało, ale w realiach Ukrainy roku 2004 to naprawdę dużo. Jeśli taki rząd się utrzyma, to jako prezydent gwarantuję, że w ciągu 365 dni każdy obywatel odczuje poprawę. Już teraz kończymy przy pomocy polskich kolegów opracowywanie strategii gospodarczej dla Ukrainy. To pakiet reform poszczególnych sektorów. Jednym z pierwszych dokumentów, które przygotowujemy, będzie plan integracji europejskiej. W 2005 r. zamierzamy przedstawić plan reform społecznych, bo obok inicjatyw gospodarczych zależy nam na zapewnieniu społeczeństwu osłony socjalnej. Jestem przekonany, że Ukraina - zwłaszcza ta wschodnia - przebudzi się i powstanie tu najbardziej nowoczesny i prężnie działający rynek w tej części Europy.
- Czy Ukraina ma teraz bliżej na Wschód czy na Zachód? I jakie miejsce zajmuje w pana myśleniu Polska?
- Nie mam większych problemów z oceną roli Polski, ponieważ od początku wasz kraj i prezydent Kwaśniewski wspierali demokrację na Ukrainie i szanowali wybór naszego narodu. Nie chodziło o poparcie udzielane konkretnej osobie czy partii, ale o popieranie demokratycznych zasad. Nie chcę mieszkać w kraju kierowanym przez kryminalno-mafijne układy, gdzie nie ma niezależnych sądów, gdzie istnieje potężna szara strefa gospodarcza, która wywiera wpływ na politykę. Z tego właśnie powodu bardzo wysoko cenimy wszelkie wysiłki, które były podejmowane na przełomie listopada i grudnia, szczególnie przez prezydenta Kwaśniewskiego. A jeżeli chodzi o kierunek, w jakim zmierza Ukraina, to nie muszę i nie chcę nikomu udowadniać, że ten kraj zawsze należał do środkowej Europy, a ja jestem Europejczykiem. Zarówno mój naród, jak i ja pod każdym względem jesteśmy europejscy, nasze wartości, aspiracje, światopogląd wypływają z europejskiej tradycji. Dlatego strategią mojego rządu będzie integracja europejska. Zmierzamy do Europy nie dlatego, że to jest modne, lecz ze względu na to, że Europa ma lepsze standardy - systemu demokratycznego, polityki społecznej i gospodarczej. Człowiek ze swej natury wybiera to, co dla niego lepsze. To, co daje Europa człowiekowi, to system wartości. Z drugiej strony graniczymy z Rosją, która jest naszym sąsiadem, a z sąsiadami trzeba dobrze żyć. Europie nie są potrzebne nowe problemy. Dlatego idąc do Europy, Ukraina powinna mieć bezkonfliktowe kontakty z sąsiadami.
- Był pan nieuczciwie traktowany przez media. Czy w przyszłości wolno będzie krytykować prezydenta Juszczenkę?
- Nie jestem człowiekiem z prowincji, z marginesu i do krytyki odnoszę się tak samo jak państwo, polski prezydent i każdy obywatel. Krytyka jest jednym z bodźców do doskonalenia się. Ale krytyka jest też jednym ze sposobów walki politycznej. Chciałbym być obiektem takiej krytyki, która nie podcina skrzydeł, a - odwrotnie - pozwala im się rozwinąć. Chcę krytyki, która powoduje, że chce się być lepszym, doskonalszym. Takiej krytyki życzę i sobie, i innym.
- Prof. Richard Pipes powiedział, że większość problemów Rosji bierze się z tego, że nie ma wolności, bo nie ma własności. Czy Ukraińcy staną się właścicielami ziemi i firm i dzięki temu zyskają gwarancję wolności?
- Zacznę od tego, że w 2000 r. mój rząd przygotował wstępny plan prywatyzacji ziemi. Uważaliśmy, że własność jest jednym z głównych elementów niezależności socjalnej ludzi. Przez lata komunizmu ktoś taki jak właściciel przestał istnieć. To zbyt skomplikowany i długotrwały proces, bym mógł go teraz przeanalizować. W ciągu 14 lat około 7 mln rolników stało się właścicielami swoich gruntów. Mój rząd będzie zawsze stał po stronie prawa i będzie brał w obronę tych ludzi.
- Jak pana zmieniła "pomarańczowa rewolucja" jako polityka i człowieka?
- W ciągu 17 dni "pomarańczowej rewolucji" to, co wydawało się wiecznotrwałe i nienaruszalne, gdzieś zniknęło. Cała struktura władzy Kuczmy rozpływa się w powietrzu, notable znikają, ukrywają się, niektórzy usiłują popełnić samobójstwo. 22 listopada na plac Niepodległości wyszło 200 tys. ludzi, którzy zdecydowanie powiedzieli Kuczmie, że nie chcą już tak dalej żyć. Te słowa usłyszał nie tylko rząd, dotarły one też do dziesiątków milionów Ukraińców. Każdy z nich uwierzył, że coś się może zmienić, że każdy z osobna może być niezależny i wolny. Dziesiątki innych placów na całej Ukrainie wypełniły się takimi tłumami. Jestem przekonany, że w tych dniach zademonstrowaliśmy i jedność narodową, i to, że przyszło nam żyć w czasach, kiedy każdy obywatel może być wolny i odważny. Udowadniamy, że społeczeństwo jest moralne. A ta moralność różni się od pseudoetyki, którą kierowała się poprzednia władza. To przesłanie usłyszał cały świat. Reszta świata zaczęła odszukiwać na mapie Ukrainę, wielu ze zdumieniem odkryło, że ze swoimi 47 mln obywateli to jeden z większych i ludniejszych krajów europejskich. Że to kraj już demokratyczny, zamieszkany przez niepodległy naród. Wszystkiego tego dokonała wiara, przekonanie, że zwyciężymy. Chciałbym, żeby każdy, kto opuszczał plac, był silniejszy niż przedtem, by wiara nas nigdy nie opuszczała, bo to ona daje siłę. By tych 17 dni nie poszło na marne. Ważne, że na placu nie przelano ani jednej kropli krwi. Cały proces rodzący się na ulicy odbył się w majestacie prawa, bez naruszania konstytucji. Dlatego jestem bardzo szczęśliwy, że dane mi było przeżyć tych 17 dni.
Więcej możesz przeczytać w 1/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.