Prawica woli zapomnieć o buncie z 1905 r., bo wtedy jej poprzednicy szukali porozumienia z caratem
Prawie niepostrzeżenie mija stulecie buntu, jaki w 1905 r. ogarnął ziemie polskie znajdujące się pod zaborem rosyjskim. W końcu stycznia 1905 r. rozpoczęły się wielotysięczne strajki i demonstracje, w których solidaryzowano się z ofiarami petersburskiej "krwawej niedzieli". W wielu polskich miastach zaboru rosyjskiego życie zostało sparaliżowane. Od kul policji i wojska zginęły dziesiątki protestujących. Robotników wsparła młodzież, organizując strajk szkolny.
Zniewoloną przez Rosjan Polskę ogarnął prawdziwy festiwal wolności. Za symboliczne zakończenie tej walki historycy uważają napad na pociąg pocztowy w Bezdanach, zorganizowany 26 września 1908 r. przez oddział Organizacji Bojowej PPS, dowodzony przez Józefa Piłsudskiego.
Rozmiary protestu były imponujące. Najlepiej świadczy o tym fakt, że w starcia z caratem zaangażowało się wielokrotnie więcej osób, niż liczyły insurekcyjne armie w dobie powstań narodowych. Przerażająca też była skala represji. Liczba egzekucji tylko w Warszawie (w latach 1907-1908) o pół setki przewyższyła liczbę straceń w czteroleciu powstańczym (1861-1864). Generał gubernator Łodzi dorównał natomiast liczbą podpisanych wyroków śmierci Murawiowowi - osławionemu katowi Litwy z czasów powstania styczniowego.
I chociaż nasz kraj nigdy do spokojnych nie należał, to kolejny taki protest ogarnął Polskę dopiero po 75 latach. Historycy zwracają uwagę na podobieństwo łączące rok 1905 i czasy "Solidarności". W obu wypadkach ogromna dynamika wynikała z łączenia haseł narodowych i społecznych. Ton obu rewolucjom nadawali ludzie młodzi, na prawdziwych przywódców wyrastający wraz z tężeniem buntu. Obydwa protesty zostały zduszone morzem represji, ale oznaczało to tylko odroczenie momentu zwycięstwa. Bez narodowego buntu z 1905 r. nie byłoby odrodzenia suwerenności w 1918 r., tak jak bez "Solidarności" lat 1980-1981 nie byłoby zwycięstwa z 1989 r.
Pamiętając o tym wszystkim, nie sposób nie zadać pytania, dlaczego setna rocznica wydarzeń o tak epokowym znaczeniu jest nie zauważana. Odpowiedź jest prosta. Przypominaniem tamtej epoki nie jest zainteresowana polska prawica. Nie przodowała ona w walce z caratem. Raczej szukała kompromisu, wychodząc z założenia, że narodowe ustępstwa nie tyle trzeba wywalczyć nad Wisłą, ile wyprosić w Petersburgu. Antyrosyjskim buntem kierowała Polska Partia Socjalistyczna, łącząca w swoim programie cele niepodległościowe i społeczne.
Prawica woli o 1905 r. zapomnieć. Można to nawet zrozumieć, bo nikt nie lubi powracać do niechlubnych kart przeszłości. Niczym się jednak nie da objaśnić milczenia lewicy, która z wydarzeń sprzed stulecia może być tylko dumna.
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.