W III RP zawodowi jajcarze mówią poważniej niż osoby okupujące wysokie urzędy
Dzwoni do mnie panienka z Wirtualnej Polski i informuje, że mają taki pomysł, aby pytać znanych osobników, co by zrobili, gdyby zostali prezydentami. Za chwilę mam jakieś nagranie w telewizji, więc szybko załatwiamy sprawę. Bycie prezydentem wydaje mi się śmiertelnie nudnym zajęciem, a perspektywa, że to właśnie ja nim zostanę, co najmniej tak realna, jak moje zwycięstwo w konkursie Miss Antarktydy. Ponieważ rzecz ma charakter zabawy, udzielam kilku głupkowatych odpowiedzi, robiąc sobie okrutne żarty ze świata polityki. Postuluję m.in. powołanie sejmowej komisji do spraw wyjaśnienia łysiny Józefa Oleksego, w której zasiadaliby słynni polscy fryzjerzy, domagam się dopłat Ministerstwa Zdrowia do prezerwatyw, a także informuję, że z Putinem poszedłbym do cyrku, z Bushem na whisky, bo to alkoholik, a moja pierwsza podróż zagraniczna byłaby podróżą na Jamajkę, bo tam jest ciepło i mieszka dużo wesołych rastamanów.
Dwa dni później wywiad ukazuje się na Wirtualnej Polsce, wywołując niezwykle gorącą dyskusję internautów. Temperatura debaty jest tak wysoka, iż można odnieść wrażenie, że lada moment dojdzie do nie kontrolowanego wybuchu społecznego. Dziewięćdziesiąt procent głosów traktuje moje wypowiedzi na serio i jest przerażona roztaczaną przeze mnie wizją przyszłej prezydentury. Są też nieliczne głosy entuzjastyczne, które z radością witają fakt, że oto pojawił się wreszcie pierwszy godny i poważny kandydat na najwyższe stanowisko w państwie. W tym samym czasie na stronie Wirtualnej Polski roi się od poważnych materiałów politycznych. Newsem dnia jest premier Marek Belka, domagający się ujawnienia swojej teczki z zasobów IPN. Belka i jego teczka otwierają wszystkie newsy radiowe i telewizyjne. Nazwisko premiera odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Najlepsi i najsłynniejsi dziennikarze proszą premiera o wypowiedzi. Najmądrzejsi i najbardziej eleganccy komentatorzy wygłaszają błyskotliwe analizy.
Można odnieść wrażenie, że media wypełnione są premierem i jego teczką po brzegi. Wydawałoby się, że ciężko wygrać z taką konkurencją, ale mnie się udaje. Pod wywiadem, w którym dla jaj opowiadam, co zrobię jako prezydent, mnożą się pełne emocji opinie i komentarze. Naród poruszony jest perspektywą Skiby jako następcy Kwaśniewskiego i chętnie wypowiada się w tej kwestii, używając najczęściej słów takich, jak "skandal", "tragedia" czy "głupek". Tymczasem sprawa teczki premiera i sam premier wywołuje na Wirtualnej Polsce podniecenie bliskie zera. Ledwie kilka letnich komentarzy, z czego połowa nie na temat.
Konsumenci newsów wydają się ludźmi zagubionymi jak roboty kuchenne na Marsie. Ilość poważnych informacji, których się nimi atakuje, spowodowała, że instynktownie zwracają uwagę na rzeczy śmieszne i na dziwactwa. Oczywiście, to zwykły przypadek, że wygrałem zainteresowanie internautów z nudnym premierem Belką. To żaden tytuł do chwały, bo z tak zużytymi tematycznie osobnikami jak obecnie rządzący politycy, każdy by wygrał. Gdyby tego dnia był news, że Doda Elektroda kupiła sobie nowe koronkowe majtki albo że Mandaryna jest w ciąży, a Ivan i Delfin poprą Stana Tymińskiego, to z pewnością zmiażdżyłby Belkę jeszcze dosadniej niż moje niby-plany prezydenckie.
Nie cieszy też dziecięca niezdolność Polaków do rozróżnienia rzeczy poważnych od niepoważnych. Wszystko, co się mówi publicznie, ludzie traktują superserio, jakby to był manifest PKWN albo dwutomowa instrukcja obsługi grzebienia. Tymczasem życie medialne dowiodło, że zarówno politycy, jak i prześmiewcy, większość rzeczy wypowiadanych publicznie mówią tak sobie dla żartu. Zdaniem obserwatorów przyrody, był nawet taki moment w historii III RP, że zawodowi jajcarze mówili poważniej i sensowniej niż osoby okupujące wysokie urzędy. Niektórzy są zdania, że trwa on do dzisiaj. Od braku humoru gorszy jest już tylko brak zębów. Zęby jednak zawsze można sobie wstawić, a z humorem gorzej.
Rozwój wypadków jednoznacznie wskazuje na to, że na brak dziwactw nie będziemy narzekać. Od szumu medialnego ciężko się oderwać i wszyscy ci, którzy mają problem z rozróżnianiem wagi i powagi informacji, polegną w magmie cywilizacji jak pani Bochniarz w wyborach. Fanatykom życia serio zalecałbym postawę pewnego wstydliwego faceta z Ligi Polskich Rodzin, który przestał chodzić do rzeźnika, bo ciągle wciskali mu tam jakieś świńskie kawałki.
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.