Rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim, prezesem Prawa i Sprawiedliwości, kandydatem na premiera
Marcin Dzierżanowski: Jak po ostatnich atakach na Platformę Obywatelską chce pan negocjować z Janem Rokitą skład przyszłego rządu?
Jarosław Kaczyński: Kampanie wyborcze bywają gorące, zwłaszcza na finiszu, bo przecież każda partia chce wygrać. To normalne. Nie widzę najmniejszych trudności, żeby po wyborach z uśmiechem usiąść z Rokitą i Tuskiem do rozmów o przyszłym rządzie.
- Nawet po tym, jak chciało się zatopić platformę?
- To bajki. Platforma dobrze wie, że przez cały czas chcieliśmy i chcemy tworzyć koalicję z nią i żaden inny wariant nie wchodził w grę.
- Podobno jednak potajemnie spotykaliście się z LPR i Samoobroną u ojca Rydzyka.
- To całkowita nieprawda. Platforma powinna pamiętać, że posługiwanie się w kampanii plotkami to broń obosieczna. Ja na przykład słyszałem, że Jan Rokita spotykał się przed wyborami z Romanem Giertychem, oferując mu sto stanowisk w tajnych służbach...
- Niby po co?
- W zamian za poparcie jego kandydatury na premiera w wypadku zwycięstwa PiS.
- I pan w to wierzy?
- Mam nadzieję, że to bzdury. Jeśli już jednak mówimy o rozmowach z ligą, to my od kilkunastu miesięcy nie mieliśmy żadnych. Natomiast platforma - tak. Sam byłem świadkiem, jak Donald Tusk i Roman Giertych umawiali się na takie spotkanie. Innym razem widziano ich w jednej z warszawskich restauracji. Oczywiście, nie czynię z tego zarzutu. Chcę tylko powiedzieć, że w ustach liderów PO oskarżanie nas o kontakty z LPR brzmi dziwnie.
- Przed wyborami Radio Maryja zaczęło jednak nagle popierać PiS, a nie platformę. A Jan Rokita twierdzi, że ojciec Rydzyk nigdy nikogo nie popiera za darmo.
- Ciekawe, skąd Rokita to wie... A mówiąc poważnie, ojciec Rydzyk zdaje sobie sprawę, że jesteśmy jedyną partią konserwatywną mającą szanse na rządzenie krajem. To, że woli stawiać na realne siły polityczne, a nie ugrupowania marginalne, dobrze o nim świadczy.
- Jan Rokita proponuje, by premier miał niemal całkowity wpływ na skład nowego rządu. Zgodzi się pan na to?
- Ta jego koncepcja rządu autorskiego mnie bardzo dziwi. Autorski może być tomik wierszy albo opracowanie naukowe. Rząd ma być koalicyjny!
- Chce pan powrotu do czasów Jerzego Buzka?
- Pozycja premiera musi być silna, ale nie może być tak, że szef rządu przedstawia pełną listę ministrów, a koalicjantowi przypada rola konsultanta. To utopia. Czegoś takiego nie ma nigdzie na świecie. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, niezależnie od tego, czy na czele rządu stałbym ja, czy Rokita.
- I nie będzie niekończących się targów o stołki, jak za starych złych czasów AWS?
- Problem AWS nie polegał na tym, że jej politycy reprezentowali różne partie, tylko na tym, że wielu z nich nie miało kwalifikacji. Przecież to często była nawet nie druga, ale trzecia liga polityczna!
- Zaakceptuje pan pomysł Donalda Tuska, by koalicyjne negocjacje odbywały się w obecności kamer?
- To są żarty albo przedwyborcza gra. My na odgrywanie takiej komedii na pewno się nie zgodzimy.
- Bo?
- Mielibyśmy wtedy do czynienia nie z negocjacjami, ale z propagandową grą. W czasie negocjacji często mówi się o sprawach, o których publicznie mówić nie można. Na przykład o poważnych zarzutach wobec jakiegoś kandydata, na które nie ma niezbitych dowodów, ale są wiarygodne informacje. Takich rzeczy nie można pomijać, choć trudno je też upubliczniać.
- To ile ministerialnych stołków chce PiS?
- Nie o to chodzi, ile chcemy. Są ministerstwa, do których po prostu mamy lepszych kandydatów niż platforma. Na pewno są to resorty sprawiedliwości, spraw wewnętrznych, rolnictwa, ochrony środowiska, oświaty, kultury, skarbu i infrastruktury.
- Jan Rokita powiedział mi, że kiedyś przy kolacji zaproponował panu stanowisko wicepremiera w swoim rządzie.
- To prawda. Powiedział mi wtedy, że to dla niego kwestia poczucia bezpieczeństwa. Bo lepiej mieć lidera konkurencyjnego ugrupowania w rządzie niż poza nim. Zaproponował mi też objęcie MSWiA. A ja powiedziałem, że wolałbym być ministrem sprawiedliwości.
- A pan nie zrewanżował się podobną propozycją?
- Jeśli zostałbym premierem, przywitałbym Rokitę w rządzie z wielką radością.
- Jaki resort mógłby objąć?
- Nasuwa się Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ale inny resort też mógłby wchodzić w grę.
- Każdy?
- Gdyby zechciał objąć resort zdrowia, pewnie bym się zaniepokoił. Chcę jednak przypomnieć o jednej rzeczy: nawet w wypadku zwycięstwa PiS moje premierowanie nie jest przesądzone. Jeśli mój brat wygra wybory prezydenckie, zrezygnuję z misji tworzenia rządu.
- Macie rezerwowego kandydata na premiera?
- Nawet niejednego.
- Ludwik Dorn jest na tej liście?
- Oczywiście, ale nie tylko.
- A pan zostałby wtedy marszałkiem Sejmu?
- Nie. To stanowisko powinna objąć partia, która w wyborach zajmie drugie miejsce. Chcielibyśmy natomiast zaproponować Bogdana Borusewicza na marszałka Senatu. Jestem przekonany, że z zaakceptowaniem jego kandydatury platforma nie będzie miała kłopotów.
- Czy negocjacji w sprawie rządu i władz parlamentu nie opóźni trwająca ciągle kampania prezydencka?
- Rozmowy programowe powinniśmy zacząć niedługo po wyborach. Na ostatecz-ne decyzje czas przyjdzie jednak po wyborach prezydenckich, choć wtedy będą one musiały zapaść bardzo szybko. Liczę na to, że pierwsze posiedzenie Sejmu Aleksander Kwaśniewski zwoła dopiero po wyborach prezydenckich.
- Wierzy pan, że Aleksander Kwaśniewski ułatwi wam życie?
- Mam nadzieję, że na koniec swej skomplikowanej kadencji zrobi jednak coś dobrego.
Jarosław Kaczyński: Kampanie wyborcze bywają gorące, zwłaszcza na finiszu, bo przecież każda partia chce wygrać. To normalne. Nie widzę najmniejszych trudności, żeby po wyborach z uśmiechem usiąść z Rokitą i Tuskiem do rozmów o przyszłym rządzie.
- Nawet po tym, jak chciało się zatopić platformę?
- To bajki. Platforma dobrze wie, że przez cały czas chcieliśmy i chcemy tworzyć koalicję z nią i żaden inny wariant nie wchodził w grę.
- Podobno jednak potajemnie spotykaliście się z LPR i Samoobroną u ojca Rydzyka.
- To całkowita nieprawda. Platforma powinna pamiętać, że posługiwanie się w kampanii plotkami to broń obosieczna. Ja na przykład słyszałem, że Jan Rokita spotykał się przed wyborami z Romanem Giertychem, oferując mu sto stanowisk w tajnych służbach...
- Niby po co?
- W zamian za poparcie jego kandydatury na premiera w wypadku zwycięstwa PiS.
- I pan w to wierzy?
- Mam nadzieję, że to bzdury. Jeśli już jednak mówimy o rozmowach z ligą, to my od kilkunastu miesięcy nie mieliśmy żadnych. Natomiast platforma - tak. Sam byłem świadkiem, jak Donald Tusk i Roman Giertych umawiali się na takie spotkanie. Innym razem widziano ich w jednej z warszawskich restauracji. Oczywiście, nie czynię z tego zarzutu. Chcę tylko powiedzieć, że w ustach liderów PO oskarżanie nas o kontakty z LPR brzmi dziwnie.
- Przed wyborami Radio Maryja zaczęło jednak nagle popierać PiS, a nie platformę. A Jan Rokita twierdzi, że ojciec Rydzyk nigdy nikogo nie popiera za darmo.
- Ciekawe, skąd Rokita to wie... A mówiąc poważnie, ojciec Rydzyk zdaje sobie sprawę, że jesteśmy jedyną partią konserwatywną mającą szanse na rządzenie krajem. To, że woli stawiać na realne siły polityczne, a nie ugrupowania marginalne, dobrze o nim świadczy.
- Jan Rokita proponuje, by premier miał niemal całkowity wpływ na skład nowego rządu. Zgodzi się pan na to?
- Ta jego koncepcja rządu autorskiego mnie bardzo dziwi. Autorski może być tomik wierszy albo opracowanie naukowe. Rząd ma być koalicyjny!
- Chce pan powrotu do czasów Jerzego Buzka?
- Pozycja premiera musi być silna, ale nie może być tak, że szef rządu przedstawia pełną listę ministrów, a koalicjantowi przypada rola konsultanta. To utopia. Czegoś takiego nie ma nigdzie na świecie. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, niezależnie od tego, czy na czele rządu stałbym ja, czy Rokita.
- I nie będzie niekończących się targów o stołki, jak za starych złych czasów AWS?
- Problem AWS nie polegał na tym, że jej politycy reprezentowali różne partie, tylko na tym, że wielu z nich nie miało kwalifikacji. Przecież to często była nawet nie druga, ale trzecia liga polityczna!
- Zaakceptuje pan pomysł Donalda Tuska, by koalicyjne negocjacje odbywały się w obecności kamer?
- To są żarty albo przedwyborcza gra. My na odgrywanie takiej komedii na pewno się nie zgodzimy.
- Bo?
- Mielibyśmy wtedy do czynienia nie z negocjacjami, ale z propagandową grą. W czasie negocjacji często mówi się o sprawach, o których publicznie mówić nie można. Na przykład o poważnych zarzutach wobec jakiegoś kandydata, na które nie ma niezbitych dowodów, ale są wiarygodne informacje. Takich rzeczy nie można pomijać, choć trudno je też upubliczniać.
- To ile ministerialnych stołków chce PiS?
- Nie o to chodzi, ile chcemy. Są ministerstwa, do których po prostu mamy lepszych kandydatów niż platforma. Na pewno są to resorty sprawiedliwości, spraw wewnętrznych, rolnictwa, ochrony środowiska, oświaty, kultury, skarbu i infrastruktury.
- Jan Rokita powiedział mi, że kiedyś przy kolacji zaproponował panu stanowisko wicepremiera w swoim rządzie.
- To prawda. Powiedział mi wtedy, że to dla niego kwestia poczucia bezpieczeństwa. Bo lepiej mieć lidera konkurencyjnego ugrupowania w rządzie niż poza nim. Zaproponował mi też objęcie MSWiA. A ja powiedziałem, że wolałbym być ministrem sprawiedliwości.
- A pan nie zrewanżował się podobną propozycją?
- Jeśli zostałbym premierem, przywitałbym Rokitę w rządzie z wielką radością.
- Jaki resort mógłby objąć?
- Nasuwa się Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ale inny resort też mógłby wchodzić w grę.
- Każdy?
- Gdyby zechciał objąć resort zdrowia, pewnie bym się zaniepokoił. Chcę jednak przypomnieć o jednej rzeczy: nawet w wypadku zwycięstwa PiS moje premierowanie nie jest przesądzone. Jeśli mój brat wygra wybory prezydenckie, zrezygnuję z misji tworzenia rządu.
- Macie rezerwowego kandydata na premiera?
- Nawet niejednego.
- Ludwik Dorn jest na tej liście?
- Oczywiście, ale nie tylko.
- A pan zostałby wtedy marszałkiem Sejmu?
- Nie. To stanowisko powinna objąć partia, która w wyborach zajmie drugie miejsce. Chcielibyśmy natomiast zaproponować Bogdana Borusewicza na marszałka Senatu. Jestem przekonany, że z zaakceptowaniem jego kandydatury platforma nie będzie miała kłopotów.
- Czy negocjacji w sprawie rządu i władz parlamentu nie opóźni trwająca ciągle kampania prezydencka?
- Rozmowy programowe powinniśmy zacząć niedługo po wyborach. Na ostatecz-ne decyzje czas przyjdzie jednak po wyborach prezydenckich, choć wtedy będą one musiały zapaść bardzo szybko. Liczę na to, że pierwsze posiedzenie Sejmu Aleksander Kwaśniewski zwoła dopiero po wyborach prezydenckich.
- Wierzy pan, że Aleksander Kwaśniewski ułatwi wam życie?
- Mam nadzieję, że na koniec swej skomplikowanej kadencji zrobi jednak coś dobrego.
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.