Kulisy funkcjonowania mafijnej Polski odsłoniła komisja śledcza ds. PKN Orlen
W Polsce działa mafia, której oparciem są najwyżsi rangą politycy - wynika z przyjętego sprawozdania sejmowej komisji śledczej badającej tzw. sprawę Orlenu (do tego dokumentu udało się dotrzeć dziennikarzom "Wprost"). Jeżeli tropem komisji podąży prokuratura, to polski establishment powstały po 1989 r. przestanie istnieć. Podobnie stało się we Włoszech w 1994 r., gdy seria skandali korupcyjnych (słynna operacja "Czyste ręce") zmiotła ze sceny 80 proc. polityków, zarówno chadeków, jak i socjalistów. "Skala i proceder działań przestępczych związanych z branżą paliwową wskazują, że mamy do czynienia ze zorganizowaną przestępczością opartą na powiązaniach kapitałowo-osobowych, powiązanych również z kręgami administracji rządowej i szeroko rozumianych organów ścigania" - napisała komisja w sprawozdaniu ze swojej działalności (zostanie ono opublikowane w tym tygodniu).
Ścigani
Raport komisji czyta się jak kryminał: kilkaset firm zamieszanych jest w pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe, które rocznie kosztują skarb państwa, czyli nas, podatników, miliardy złotych. To wszystko wiąże się z lewymi interesami prywatnych firm z PKN Orlen i jego poprzedniczką - Petrochemią Płock (podobne patologie występują również wokół Grupy Lotos i jej poprzedniczki - Rafinerii Gdańskiej). Komisja śledcza potwierdziła też istnienie największego przekrętu paliwowego, jakim jest monopolizacja dostaw ropy do polskich rafinerii przez cypryjską firmę J&S, należącą do Grzegorza Jankilewicza i Sławomira Smołokowskiego (dwóch Ukraińców z polskimi paszportami). Wnioski z raportu komisji są porażające. Są one zbieżne z wcześniejszymi publikacjami "Wprost" (za które zostaliśmy pozwani do sądów). Komisja potwierdziła nasze przypuszczenia, że polskich rafinerii nie okradają działający na własną rękę sprytni oszuści i gangsterzy, lecz ludzie działający w porozumieniu z menedżerami i pracownikami tych spółek, przy całkowitej bierności polskich tajnych służb. Zyskami dzielą się między sobą oraz z politykami i skorumpowanymi funkcjonariuszami organów ścigania. Straty ponosi "tylko" 12 mln polskich kierowców oraz budżet państwa.
Osobną sprawą, jaka wypłynęła w toku prac komisji, jest afera Jana Kulczyka i jego targów o przejęcie kontroli nad polskim sektorem naftowym, a następnie odsprzedaniem go Rosjanom. Zdaniem posłów komisji - Romana Giertycha i Antoniego Macierewicza - prezydent Polski upoważnił Jana Kulczyka do negocjacji w sprawie sprzedaży polskich rafinerii rosyjskiemu koncernowi Łukoil. O istnieniu takiego upoważnienia informuje notatka ABW. Jeśli zawiera ona prawdziwe informacje, to Kwaśniewski odpowie przed Trybunałem Stanu nie tylko za przekroczenie uprawnień, związane z wpływaniem na skład rady nadzorczej PKN Orlen (komisja udowodniła, że się tego dopuścił), ale także za wspieranie autorytetem prezydenta RP biznesmena w interesach zagrażających bezpieczeństwu ekonomicznemu kraju. Prezydent może zostać za to oskarżony nawet o zdradę stanu.
Uzasadnione podejrzenie prowizji
Największą zasługą komisji jest odsłonięcie prawdy o dostawach ropy do polskich rafinerii. Walka o kontrolę nad wartym rocznie miliardy dolarów biznesem angażuje nie tylko prywatne firmy, ale też rafinerie z udziałem skarbu państwa, partie wszystkich barw i najwyższych urzędników państwa. Wszystko to dzieje się pod patronatem firmy J&S i jej współwłaścicieli. Układ, jaki udało się jej zbudować, jest nadzwyczaj trwały. Okazuje się, że podczas trwania prac komisji śledczej ta spółka stała się ponownie monopolistą na dostawy do polskich rafinerii (odpowiedzialny za jedną trzecią dostaw Jukos upadł, a na jego miejsce polskie rafinerie nie chciały wpuścić konkurentów J&S). "Splot zdarzeń związanych z pojawieniem się na polskim rynku ropy naftowej firmy J&S Service and Investment Ltd., a następnie opanowaniem przez tę firmę dostaw do dwóch największych rafinerii w kraju prawdopodobnie nie mógłby mieć miejsca bez nieformalnych układów z osobami, od których decyzji, działania lub zaniechania zależało osiągnięcie przez spółkę J&S celów strategicznych w Polsce" - czytamy w raporcie komisji. I dalej: "Zgromadzony przez komisję materiał dowodowy wskazuje, że pomiędzy kierownictwem i osobami odpowiedzialnymi za politykę zakupów ropy w Petrochemii Płockiej a właścicielami spółki J&S nastąpiło porozumienie, a być może nawet zmowa połączona z korupcją, jak wskazują na to zeznania niektórych świadków". Komisja podkreśliła w sprawozdaniu, że zarząd PKN Orlen utrudniał jej działanie, odmawiając udostępnienia dokumentów. "Jakie okoliczności i dowody zarząd ukrywa przed komisją? - pytają posłowie. - Na zamkniętych posiedzeniach komisji świadkowie zeznawali, że bez dania łapówki-prowizji nie było szans, aby otrzymać kontrakt. (...) Zebrane przez komisję dowody uzasadniają stwierdzenie, że być może kontraktom zawieranym przez PKN Orlen towarzyszył system nieformalnych prowizji".
Komisja, czyli wróg publiczny
Komisja powstała po udzieleniu "Gazecie Wyborczej" wywiadu przez byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. Kaczmarek zasugerował w nim, że politycy biorą prowizje od kontraktów na dostawy ropy do polskich rafinerii, a zatrzymanie w lutym 2002 r. Andrzeja Modrzejewskiego, prezesa PKN Orlen, było skutkiem walki o podział tych prowizji. Później Kaczmarek próbował łagodzić skutki swojej wypowiedzi, ale lawina okazała się nie do zatrzymania. Ostrzeżenie skierowane pod adresem kolegów, którzy pozbawiali Kaczmarka wpływów (stanowisko szefa Nafty Polskiej - państwowej agendy kontrolującej rafinerie - stracił jego bliski współpracownik, Maciej Gierej), okazało się bumerangiem o sile uderzenia bomby atomowej.
Komisja śledcza ds. PKN Orlen praktycznie od początku była obiektem ataków, przede wszystkim z lewej strony sceny politycznej. Jej działalność dotknęła bowiem najbardziej delikatnej dla polityków sprawy - nieformalnego strumienia pieniędzy, który płynął do nich z rafinerii. Zasada była prosta: im więcej komisja odkrywała, tym bardziej ją atakowano. Charakterystyczne są tu ataki lewicowych mediów na eksperta komisji, adwokat Emilię Nowaczyk (nie ulegała naciskom przy wydawaniu opinii) i prowokacja przeprowadzona przez kontrwywiad ABW (zatrzymanie pod absurdalnym zarzutem szpiegostwa Marcina Tylickiego, byłego asystenta Józefa Gruszki, szefa komisji). Polecenie zatrzymania Tylickiego wydał Zbigniew Ordanik, zastępca prokuratora okręgowego w Warszawie. Przypadkiem był to prokurator, który w 2002 r. sfałszował dokumenty na korzyść spółki J&S, tak by nie wszczynać śledztwa. Koło się zamyka.
W ubiegłym tygodniu komisja uznała, że przed Trybunałem Stanu powinni stanąć: prezydent Aleksander Kwaśniewski, były premier Leszek Miller, były minister skarbu Wiesław Kaczmarek, była minister sprawiedliwości Barbara Piwnik, marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz, minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas i były minister skarbu Emil Wąsacz. Za to, że przekraczali swoje uprawnienia, jak prezydent, czy też utrudniali śledztwo komisji, nie wahając się łamać prawa, jak Andrzej Kalwas. Determinacja w atakowaniu komisji śledczej ds. PKN Orlen, a następnie jej ustaleń, to kolejny dowód na to, że posłowie mają rację, pisząc o protektoracie administracji rządowej nad osobami i firmami dopuszczającymi się nadużyć. Ten protektorat sięga bardzo wysoko w układzie rządzącym tracącym władzę.
Ścigani
Raport komisji czyta się jak kryminał: kilkaset firm zamieszanych jest w pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe, które rocznie kosztują skarb państwa, czyli nas, podatników, miliardy złotych. To wszystko wiąże się z lewymi interesami prywatnych firm z PKN Orlen i jego poprzedniczką - Petrochemią Płock (podobne patologie występują również wokół Grupy Lotos i jej poprzedniczki - Rafinerii Gdańskiej). Komisja śledcza potwierdziła też istnienie największego przekrętu paliwowego, jakim jest monopolizacja dostaw ropy do polskich rafinerii przez cypryjską firmę J&S, należącą do Grzegorza Jankilewicza i Sławomira Smołokowskiego (dwóch Ukraińców z polskimi paszportami). Wnioski z raportu komisji są porażające. Są one zbieżne z wcześniejszymi publikacjami "Wprost" (za które zostaliśmy pozwani do sądów). Komisja potwierdziła nasze przypuszczenia, że polskich rafinerii nie okradają działający na własną rękę sprytni oszuści i gangsterzy, lecz ludzie działający w porozumieniu z menedżerami i pracownikami tych spółek, przy całkowitej bierności polskich tajnych służb. Zyskami dzielą się między sobą oraz z politykami i skorumpowanymi funkcjonariuszami organów ścigania. Straty ponosi "tylko" 12 mln polskich kierowców oraz budżet państwa.
Osobną sprawą, jaka wypłynęła w toku prac komisji, jest afera Jana Kulczyka i jego targów o przejęcie kontroli nad polskim sektorem naftowym, a następnie odsprzedaniem go Rosjanom. Zdaniem posłów komisji - Romana Giertycha i Antoniego Macierewicza - prezydent Polski upoważnił Jana Kulczyka do negocjacji w sprawie sprzedaży polskich rafinerii rosyjskiemu koncernowi Łukoil. O istnieniu takiego upoważnienia informuje notatka ABW. Jeśli zawiera ona prawdziwe informacje, to Kwaśniewski odpowie przed Trybunałem Stanu nie tylko za przekroczenie uprawnień, związane z wpływaniem na skład rady nadzorczej PKN Orlen (komisja udowodniła, że się tego dopuścił), ale także za wspieranie autorytetem prezydenta RP biznesmena w interesach zagrażających bezpieczeństwu ekonomicznemu kraju. Prezydent może zostać za to oskarżony nawet o zdradę stanu.
Uzasadnione podejrzenie prowizji
Największą zasługą komisji jest odsłonięcie prawdy o dostawach ropy do polskich rafinerii. Walka o kontrolę nad wartym rocznie miliardy dolarów biznesem angażuje nie tylko prywatne firmy, ale też rafinerie z udziałem skarbu państwa, partie wszystkich barw i najwyższych urzędników państwa. Wszystko to dzieje się pod patronatem firmy J&S i jej współwłaścicieli. Układ, jaki udało się jej zbudować, jest nadzwyczaj trwały. Okazuje się, że podczas trwania prac komisji śledczej ta spółka stała się ponownie monopolistą na dostawy do polskich rafinerii (odpowiedzialny za jedną trzecią dostaw Jukos upadł, a na jego miejsce polskie rafinerie nie chciały wpuścić konkurentów J&S). "Splot zdarzeń związanych z pojawieniem się na polskim rynku ropy naftowej firmy J&S Service and Investment Ltd., a następnie opanowaniem przez tę firmę dostaw do dwóch największych rafinerii w kraju prawdopodobnie nie mógłby mieć miejsca bez nieformalnych układów z osobami, od których decyzji, działania lub zaniechania zależało osiągnięcie przez spółkę J&S celów strategicznych w Polsce" - czytamy w raporcie komisji. I dalej: "Zgromadzony przez komisję materiał dowodowy wskazuje, że pomiędzy kierownictwem i osobami odpowiedzialnymi za politykę zakupów ropy w Petrochemii Płockiej a właścicielami spółki J&S nastąpiło porozumienie, a być może nawet zmowa połączona z korupcją, jak wskazują na to zeznania niektórych świadków". Komisja podkreśliła w sprawozdaniu, że zarząd PKN Orlen utrudniał jej działanie, odmawiając udostępnienia dokumentów. "Jakie okoliczności i dowody zarząd ukrywa przed komisją? - pytają posłowie. - Na zamkniętych posiedzeniach komisji świadkowie zeznawali, że bez dania łapówki-prowizji nie było szans, aby otrzymać kontrakt. (...) Zebrane przez komisję dowody uzasadniają stwierdzenie, że być może kontraktom zawieranym przez PKN Orlen towarzyszył system nieformalnych prowizji".
Komisja, czyli wróg publiczny
Komisja powstała po udzieleniu "Gazecie Wyborczej" wywiadu przez byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. Kaczmarek zasugerował w nim, że politycy biorą prowizje od kontraktów na dostawy ropy do polskich rafinerii, a zatrzymanie w lutym 2002 r. Andrzeja Modrzejewskiego, prezesa PKN Orlen, było skutkiem walki o podział tych prowizji. Później Kaczmarek próbował łagodzić skutki swojej wypowiedzi, ale lawina okazała się nie do zatrzymania. Ostrzeżenie skierowane pod adresem kolegów, którzy pozbawiali Kaczmarka wpływów (stanowisko szefa Nafty Polskiej - państwowej agendy kontrolującej rafinerie - stracił jego bliski współpracownik, Maciej Gierej), okazało się bumerangiem o sile uderzenia bomby atomowej.
Komisja śledcza ds. PKN Orlen praktycznie od początku była obiektem ataków, przede wszystkim z lewej strony sceny politycznej. Jej działalność dotknęła bowiem najbardziej delikatnej dla polityków sprawy - nieformalnego strumienia pieniędzy, który płynął do nich z rafinerii. Zasada była prosta: im więcej komisja odkrywała, tym bardziej ją atakowano. Charakterystyczne są tu ataki lewicowych mediów na eksperta komisji, adwokat Emilię Nowaczyk (nie ulegała naciskom przy wydawaniu opinii) i prowokacja przeprowadzona przez kontrwywiad ABW (zatrzymanie pod absurdalnym zarzutem szpiegostwa Marcina Tylickiego, byłego asystenta Józefa Gruszki, szefa komisji). Polecenie zatrzymania Tylickiego wydał Zbigniew Ordanik, zastępca prokuratora okręgowego w Warszawie. Przypadkiem był to prokurator, który w 2002 r. sfałszował dokumenty na korzyść spółki J&S, tak by nie wszczynać śledztwa. Koło się zamyka.
W ubiegłym tygodniu komisja uznała, że przed Trybunałem Stanu powinni stanąć: prezydent Aleksander Kwaśniewski, były premier Leszek Miller, były minister skarbu Wiesław Kaczmarek, była minister sprawiedliwości Barbara Piwnik, marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz, minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas i były minister skarbu Emil Wąsacz. Za to, że przekraczali swoje uprawnienia, jak prezydent, czy też utrudniali śledztwo komisji, nie wahając się łamać prawa, jak Andrzej Kalwas. Determinacja w atakowaniu komisji śledczej ds. PKN Orlen, a następnie jej ustaleń, to kolejny dowód na to, że posłowie mają rację, pisząc o protektoracie administracji rządowej nad osobami i firmami dopuszczającymi się nadużyć. Ten protektorat sięga bardzo wysoko w układzie rządzącym tracącym władzę.
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.