Republika berlińska znalazła się w najgłębszym kryzysie od czasów międzywojnia
Trzech Niemców z zachodu złapało złotą rybkę. - Chciałbym, by znowu stał mur berliński - zażyczył sobie pierwszy. - Żeby wróciła marka niemiecka - mówi drugi. Trzeci się zastanawia: - Mur berliński znowu stoi, marka wróciła, hm... to ja poproszę cappuccino. Ten dowcip Niemcy z zachodu opowiadali sobie od dawna. Ostatnie wybory pokazały zaś, jak wiele jeszcze brakuje do pełnego zjednoczenia Niemiec. Obecny kryzys w dużej mierze jest dziełem Niemców ze wschodu.
Noc długich twarzy
Niemiecką sceną polityczną wstrząsnęła Partia Lewicy, firmowana przez Gregora Gysiego i Oskara Lafontaina. Pierwszy z nich to szef PDS - spadkobierczyni SED Ericha Honeckera. Drugi to odstawiony na boczny tor polityk SPD, z powodu nikczemnego wzrostu zwany Napoleonem z Saary. Jest on jednak tylko kwiatkiem do kożucha - czołówka Partii Lewicy to ludzie reprezentujący postkomunistyczną NRD. Już po wyborach szefowa urzędu ds. akt Stasi, Marianne Birthler (następczyni pastora Joachima Gaucka), ujawniła, że co najmniej siedmiu nowych deputowanych tej partii to byli agenci. Zresztą, nie wszyscy z nich uważają to za powód do wstydu. Jeden z nich prowadził kampanię pod hasłem: "Mój życiorys nie zaczął się w 1989 r.". Postkomuniści odnieśli sukces, zwiększając swój stan posiadania prawie o 5 proc. Zarówno Angela Merkel, jak i Gerhard Schroeder od razu oświadczyli, że będą rozmawiać o koalicji ze wszystkimi, tylko nie z Lafontainem i Gysim. Mimo to Partia Lewicy nie rezygnuje z wpływania na bieżącą politykę. Kilku jej deputowanych zadeklarowało nawet, że mogliby wspierać po cichu czerwono-zieloną koalicję (SPD-Zieloni). Gdyby tak postąpili wszyscy posłowie tej formacji, Schroeder mógłby utworzyć rząd.
Po wyborach zarówno SPD, jak i CDU/CSU ogłosiły wolę tworzenia rządu i swoje zwycięstwo. De facto jednak obie partie przegrały. Niemiecka prasa określiła sytuację po ogłoszeniu wyników jako "noc długich twarzy". W tej sytuacji czerwoni (SPD) i czarni (CDU/CSU) muszą się z sobą dogadać albo szukać koalicjanta, który pozwoli im stworzyć większość parlamentarną. Najbardziej pożądanym partnerem są Zieloni (Die Gruene) Joschki Fischera i FDP Guido Westerwellego.
Harce jamajskie
SPD najbardziej liczyła na stworzenie tzw. Ampel, czyli "koalicji świateł ulicznych", złożonej z czerwonych, żółtych i zielonych (SPD - FDP - Zieloni). Westerwelle jednak wykluczył taką możliwość natychmiast po wyborach. W tej sytuacji najczęściej rozważanym wariantem stała się Schwampel, "koalicja czarnych świateł ulicznych", zwana również jamajską od kolorów flagi tego wyspiarskiego kraju: czarnego (CDU/CSU), żółtego (FDP) i zielonego (Die Gruene). Wydawało się, że chadeków Merkel i liberałów Westerwellego z lewackimi Zielonymi Fischera więcej dzieli, niż łączy, ale z tej konstelacji nikt się jeszcze definitywnie nie wykluczył. - Choć Zieloni uchodzą za partię lewicującą, ich elektorat składa się głównie z przedstawicieli klasy średniej, wykładowców uniwersyteckich i dziennikarzy, ludzi pokolenia `68, którzy zarabiają więcej niż przeciętnie - mówi Olaf Sundermeyer, dziennikarz współpracujący z "Frankfurter Allgemeine Zeitung" i "Financial Times Deutschland". Dodaje, że robotnicy na Zielonych nie głosują, bo takie problemy, jak wykorzystanie energii atomowej czy żywność genetycznie modyfikowana, są im obce. W tej sytuacji stworzenie koalicji jamajskiej nie wydaje się niemożliwe, choć Zieloni mają najwięcej do stracenia. Boją się, że sojusz z chadekami i liberałami zostanie przez ich elektorat uznany za zdradę i w efekcie po następnych wyborach nie przekroczą progu wyborczego. Bez wątpienia jeśli Zieloni zdecydują się na wariant jamajski, będą chcieli drogo sprzedać skórę. Na pewno prócz stanowiska szefa MSZ dla Joschki Fischera będą się domagać innych resortów i rezygnacji z rozwijania energetyki atomowej oraz niedopuszczenia do sprzedaży żywności genetycznie modyfikowanej. Na te ostatnie dwie sprawy CDU może się zgodzić. Na razie jednak po piątkowych rozmowach Zielonych i CDU negocjacje zawieszono. "Nic się nie zakończyło, ale nie podjęto żadnych ustaleń" - stwierdziła po rozmowie z liderką Zielonych Claudią Roth szefowa CDU Angela Merkel.
Targi z FDP może skomplikować sprawa wicekanclerstwa. Od tego zaś zależą bezpośrednio stosunki Polski z zachodnim sąsiadem, bo zgodnie z niemiecką tradycją polityczną, wicepremierem i szefem MSZ zostaje przedstawiciel mniejszościowego koalicjanta. Na stanowisko szefa dyplomacji od dawna szykował się drugi obok Westerwellego lider FDP - Wolfgang Gerhard. Niewykluczone jednak, że w wariancie jamajskim FDP przypadnie też stanowisko wicekanclerza i odpowiedzialność za resort gospodarczy, na przykład finanse. Paradoksalnie jamajskie rozwiązanie może dać CDU kanclerstwo i ograniczony wpływ na dwa najważniejsze resorty w państwie.
Realpolitik i Polska
Niezależnie od tego, kto zostanie szefem dyplomacji, dla Polski oznacza to poprawę stosunków z Niemcami. Naiwne są jednak nadzieje niektórych naszych polityków, że dojdzie do zasadniczego przełomu w sprawie niemiecko-rosyjskiego gazociągu czy Centrum przeciw Wypędzeniom. Deklaracje Angeli Merkel, że niemieccy politycy w drodze do Rosji będą lądować w Warszawie, uważane są za miły gest wobec Polaków, ale tylko gest. - Stosunki z Polską nigdy nie będą na takim samym poziomie jak stosunki z Rosją. W gruncie rzeczy CDU, choć krytykowała podpisanie rosyjsko-niemieckiej umowy gazowej ponad głowami Polaków, była zadowolona, że zrobił to Schroeder. Merkel zaś powiedział jasno: pacta sunt servanda, umów należy dotrzymywać - mówi Roland Goetz z Niemieckiego Instytutu Międzynarodowej Polityki i Bezpieczeństwa/Fundacja Nauka i Polityka (SWP). Mało prawdopodobne, by następnego kanclerza z prezydentem Rosji łączyła taka przyjaźń jak Schroedera z Putinem. Schroeder stosunki rosyjsko-niemieckie faktycznie wyjął spod kompetencji MSZ. W ciągu swoich rządów obaj politycy spotkali się ponad 40 razy. Z tego powodu kanclerza krytykowano nawet we własnej partii.
Również spodziewane ocieplenie stosunków RFN z USA nie musi być korzystne dla Polski, bo oznacza, że przynajmniej częściowo stracimy pozycję strategicznego partnera Ameryki w tej części Europy.
Niemieckie tsunami
Tylko pozornie podział niemieckiej sceny politycznej wydaje się jasny: SPD i Zieloni to zwolennicy rozwiązań socjalnych, a CDU i FDP to wielbiciele wolnego rynku, konserwatywni w dziedzinie moralności. W istocie głębokie podziały biegną również w poprzek głównych ugrupowań. Sam Schroeder, który wprowadził pakiet reform Hartz IV, jest zdecydowanie bardziej prorynkowy niż bawarska chadecja (CSU) Edmunda Stoibera. Bawarczycy zaciekle krytykowali pomysł Merkel, by powołać na stanowisko ministra finansów Paula Kirchhofa, zdecydowanego zwolennika drastycznego ograniczenia rozbudowanego socjalu.
Również w kwestiach obyczajowych na niemieckiej scenie politycznej panuje zamęt. Dla wielu wyborców CDU i CSU to, że na czele partii stoi kobieta, bezdzietna protestantka i w dodatku rozwódka, jest kamieniem obrazy. A to nie koniec komplikacji. Jeden z internautów zaproponował żartem nową koalicję. Jej liderów: Klausa Wowereita (burmistrza Berlina z SPD), Guido Westerwellego (szefa FDP) i Olego von Beusta (burmistrza Hamburga z CDU), łączy to, że cieszą się popularnością oraz deklarują, iż są homoseksualistami.
Niewykluczone, że wynik wyborczy zmiecie ze sceny politycznej liderów. Z szefowania frakcji parlamentarnej Zielonych już ustąpił Joschka Fischer, Schroeder dawno zrezygnował z funkcji szefa partii na rzecz Franza Muenteferinga. Angela Merkel otrzymała w wyborach szefa frakcji prawie jednogłośnie poparcie, ale potencjalni koalicjanci deklarują, że nie widzą jej na czele rządu. To zaś może oznaczać, że do stworzenia nowego gabinetu będzie potrzebna jej rezygnacja. Bez wątpienia CDU, która formalnie zwyciężyła wybory, będzie do kanclerstwa parła za wszelką cenę i może poświęcić Merkel. W kolejce po schedę po niej ustawiają się premier Hesji Roland Koch i premier Dolnej Saksonii Christian Wulff. Również Schroeder czuje na plecach oddech swoich baronów - premiera Nadrenii Północnej-Westfalii Peera Steinbruecka i szefa resortu obrony Petera Strucka.
Wielki pat
Wobec wyborczego pata coraz częściej jest rozważany wariant izraelski, czyli stworzenie wielkiej koalicji z rotacyjnym szefem rządu. - W 1984 r. dwie największe partie, które nie były w stanie stworzyć większościowego rządu, weszły w koalicję. Ustalono, że Icchak Rabin i Szymon Peres w połowie kadencji, po dwóch latach, zmienią się na stanowisku szefa rządu i dyplomacji. Okazało się to świetnym pomysłem. W rezultacie zduszono hiperinflację i poradzono sobie z konfliktem w Libanie - mówi Szewach Weiss, były przewodniczący izraelskiego parlamentu.
Niewątpliwie taka koalicja potrafiłaby wprowadzić reformy, które mogłyby wyciągnąć Niemcy z kryzysu. Przez lata model narzucony przez Amerykanów funkcjonował świetnie, czyniąc Niemcy ekonomicznym gigantem i politycznym karłem, po zjednoczeniu okazał się jednak niewydolny. Nie da się przeprowadzić reform, gdy największe partie są w ciągłym klinczu. Tradycyjnie układ sił w Bundestagu (izbie niższej parlamentu) i Bundesracie (izbie wyższej) jest odwrotny, co blokuje zmiany.
Kolejne rozmowy na temat tworzenia koalicji SPD-CDU/CSU zapowiedziano na 28 września. Wielka koalicja chadeków i socjalistów, choć raz już sprawowała rządy w Niemczech, wywołuje jednak obawy. Sęk w tym, że zarówno liberałowie, Zieloni, jak i postkomunistyczna Partia Lewicy nie będą prawdziwą opozycją. Taka sytuacja może doprowadzić do wzrostu znaczenia ugrupowań pozaparlamentarnych, głównie prawicowej ekstremy - NPD i Republikanów.
Na razie jako ostateczność traktowane jest rozpisanie nowych wyborów. W okresie międzywojennym ustawiczny konflikt między Partią Centrum (jej spadkobierczynią jest CDU) a SPD spowodował umocnienie się nazistów i komunistów. Niemożność stworzenia stabilnego gabinetu w końcu wyniosła do władzy NSDAP. Niemcy dobrze o tym pamiętają. Pozostaje mieć nadzieję, że zrobią wszystko, by republika berlińska nie przypominała weimarskiej.
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.