Tropiciele manicheizmu dostrzegają go u każdego, kto ośmiela się wskazać pojawiające się współcześnie zło
Pamięć po komunizmie", najnowsza książka Pawła Śpiewaka, jest nie tylko ważna, ale i świetna. Każdy z tych dwóch powodów wystarczyłby, aby napisać o niej felieton. Dodatkowy powód to reakcja na tę książkę podczas spotkania promocyjnego. Na początku było normalnie - autora dopuszczono do głosu już po godzinie. Prowadzący wyglądał, jakby nie tylko nie znał książki, ale nawet nie za bardzo wiedział, czym się autor zajmuje. Wychwalał głównie "Res Publicę", z którą Śpiewak rozstał się już jakiś czas temu. W pewnym momencie zorientowałem się jednak, że chyba coś o książce wie. Kiedy aktor przeczytał doskonale wybrany fragment poświęcony królującemu w III RP zakłamaniu pamięci, zakłamaniu, które niszczy etykę społeczną i uniemożliwia budowę wspólnoty, prowadzący zaczął uspokajać zebranych, że nie są to główne tezy książki. Ponieważ były to akurat główne tezy, zacząłem podejrzewać, że zażenowany niewłaściwym wydźwiękiem prezentowanego dzieła prowadzący pragnie go złagodzić. Upewniła mnie w tym kolejna jego wypowiedź, w której zaznaczył, iż wprawdzie w "Pamięci po komunizmie" dostaje się także prawicy, ale teraz oczekujemy od Śpiewaka książki definitywnie się z nią rozprawiającej. Można było wnosić, że napisanie jej odkupi nieprzemyślany wybryk, jakim było opublikowanie "Pamięci po komunizmie". Wprawdzie w książce Śpiewaka problem lewicy i prawicy jest sprawą drugorzędną, ale warszawski salon jest czujny i nie może dopuścić, aby w jakiejkolwiek sprawie prawicy było na wierzchu.
Postawa prowadzącego nie była odosobniona. Przypuszczalnie duża grupa obecnych na tyle ceniła Śpiewaka, że była gotowa wybaczyć mu nawet "Pamięć po komunizmie", ale - jak sformułował to w dramatycznym wystąpieniu jeden z gości
- dla dobra sprawy i samego autora następną książkę powinien poświęcić on złu polskiej prawicy. W owym złu jedynym elementem nazwanym był antysemityzm i można było odnieść wrażenie, że w Polsce nic się nie zmieniło od czasów getta ławkowego i bojówek ONR. W rzeczywistości zmieniło się wszystko poza stanem świadomości stołecznej inteligencji. Ten stan jest kolejną przesłanką do wniosku, że być może to intelektualiści są grupą najbardziej uwięzioną w zbiorowych stereotypach. Intelektualiści jako grupa nie są zresztą zainteresowani rozliczeniem czasu komunizmu. Wolą walczyć z wyimaginowanym smokiem prawicowego radykalizmu, co zwalnia ich z konieczności spojrzenia w lustro.
Istotnym wątkiem książki Śpiewaka jest pokazanie, jak ci, którzy kreowali się na bojowników z językiem nienawiści, stworzyli jego słownik w III RP. Jak deklarując walkę z uproszczeniami, posługiwali się prostackimi kliszami, a zarzucając kłamstwo przeciwnikom, za nic sobie mieli prawdę. Śpiewak udowadnia, że to oni, a więc przeciwnicy rozliczeń z PRL, zarzucając oponentom manicheizm, a więc czarno-białe widzenie rzeczywistości, sami nowy manicheizm kreowali. Tyle że po stronie ciemności sytuowali "antykomunistycznych bolszewików", koniecznie "jaskiniowych", "nienawistnych" itp.
Oskarżenie o manicheizm jest typowe dla naszych czasów. Tropiciele manicheizmu dostrzegają go u każdego, kto się ośmiela wskazać pojawiające się współcześnie zło. Za przejaw manicheizmu europejskie elity uznały deklarację Busha o złu radykalnego islamskiego fundamentalizmu, który wypowiedział wojnę Zachodowi. Wcześniej o manicheizm został oskarżony prezydent Reagan, który w odniesieniu do ZSRR użył określenia "imperium zła". Jeśliby się jednak przyjrzeć rozumowaniu oskarżycieli, to okazuje się, że i oni szkicują jednoznaczny podział, do obozu potępionych wrzucając tych, którzy zło usiłują nazwać i podjąć z nim walkę. Nic dziwnego. Ludzie rozumują w kategoriach binarnych: a albo nie a. Myślenie zaczyna się od wyabstrahowania z niezróżnicowanego chaosu poszczególnych elementów, a więc przeciwstawienia ich całej reszcie. Nieskończenie przerastająca nasze rozumienie komplikacja rzeczywistości nie zwalnia nas z obowiązku przeciwstawienia się złu, tak jak nie zwalnia nas z obowiązku myślenia.
Nagminne oskarżenia o manicheizm poza tym, że służą wygodnemu ustawieniu przeciwnika, podważają tradycyjną opozycję dobra i zła. Bo czy rzeczywiście głównym zagrożeniem cywilizacji Zachodu jest dziś radykalne oddzielanie tych sfer? Chciałoby się zawołać: trochę więcej manicheizmu!
Postawa prowadzącego nie była odosobniona. Przypuszczalnie duża grupa obecnych na tyle ceniła Śpiewaka, że była gotowa wybaczyć mu nawet "Pamięć po komunizmie", ale - jak sformułował to w dramatycznym wystąpieniu jeden z gości
- dla dobra sprawy i samego autora następną książkę powinien poświęcić on złu polskiej prawicy. W owym złu jedynym elementem nazwanym był antysemityzm i można było odnieść wrażenie, że w Polsce nic się nie zmieniło od czasów getta ławkowego i bojówek ONR. W rzeczywistości zmieniło się wszystko poza stanem świadomości stołecznej inteligencji. Ten stan jest kolejną przesłanką do wniosku, że być może to intelektualiści są grupą najbardziej uwięzioną w zbiorowych stereotypach. Intelektualiści jako grupa nie są zresztą zainteresowani rozliczeniem czasu komunizmu. Wolą walczyć z wyimaginowanym smokiem prawicowego radykalizmu, co zwalnia ich z konieczności spojrzenia w lustro.
Istotnym wątkiem książki Śpiewaka jest pokazanie, jak ci, którzy kreowali się na bojowników z językiem nienawiści, stworzyli jego słownik w III RP. Jak deklarując walkę z uproszczeniami, posługiwali się prostackimi kliszami, a zarzucając kłamstwo przeciwnikom, za nic sobie mieli prawdę. Śpiewak udowadnia, że to oni, a więc przeciwnicy rozliczeń z PRL, zarzucając oponentom manicheizm, a więc czarno-białe widzenie rzeczywistości, sami nowy manicheizm kreowali. Tyle że po stronie ciemności sytuowali "antykomunistycznych bolszewików", koniecznie "jaskiniowych", "nienawistnych" itp.
Oskarżenie o manicheizm jest typowe dla naszych czasów. Tropiciele manicheizmu dostrzegają go u każdego, kto się ośmiela wskazać pojawiające się współcześnie zło. Za przejaw manicheizmu europejskie elity uznały deklarację Busha o złu radykalnego islamskiego fundamentalizmu, który wypowiedział wojnę Zachodowi. Wcześniej o manicheizm został oskarżony prezydent Reagan, który w odniesieniu do ZSRR użył określenia "imperium zła". Jeśliby się jednak przyjrzeć rozumowaniu oskarżycieli, to okazuje się, że i oni szkicują jednoznaczny podział, do obozu potępionych wrzucając tych, którzy zło usiłują nazwać i podjąć z nim walkę. Nic dziwnego. Ludzie rozumują w kategoriach binarnych: a albo nie a. Myślenie zaczyna się od wyabstrahowania z niezróżnicowanego chaosu poszczególnych elementów, a więc przeciwstawienia ich całej reszcie. Nieskończenie przerastająca nasze rozumienie komplikacja rzeczywistości nie zwalnia nas z obowiązku przeciwstawienia się złu, tak jak nie zwalnia nas z obowiązku myślenia.
Nagminne oskarżenia o manicheizm poza tym, że służą wygodnemu ustawieniu przeciwnika, podważają tradycyjną opozycję dobra i zła. Bo czy rzeczywiście głównym zagrożeniem cywilizacji Zachodu jest dziś radykalne oddzielanie tych sfer? Chciałoby się zawołać: trochę więcej manicheizmu!
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.