PUŁAPKA NA LUDZI
Artykuł Krzysztofa Łozińskiego "Pułapka na ludzi" (nr 35) przeczytałem z opóźnieniem. Nie interesowałem się wcześniej informacjami medialnymi o wypadku na uszbijskim lodospadzie, ponieważ jako ojciec Marty Rogalskiej organizowałem akcję ratowniczą.
Artykuł opiera się na "faktach medialnych", które należy zweryfikować. Mój obraz wydarzeń pochodzi z relacji ratowników, którzy dotarli do miejsca tragedii, powstał też na podstawie rekonstrukcji zdarzeń, którą przeprowadził himalaista Jacek Teler. W czasie przeskoku idącej z przodu Marty przez szczelinę nie załamał się most śnieżny; Marta potknęła się po przejściu przez szczelinę kilka metrów dalej i pociągnęła za sobą pozostałych; wskazuje to na błąd asekuracyjny. Czwórka wspinaczy miała dobry sprzęt alpinistyczny i była przygotowana do przeżycia w trudnych warunkach. Marta z Mirkiem w dobrej kondycji przeżyli dwie doby w szczelinie położonej około 15 m poniżej powierzchni lodowca. Do tragedii doszło 18 sierpnia w czasie wyciągania Marty na linie przez ratowników. Marta była mniej więcej cztery metry nad półką lodową, zabrakło kilku minut, by ją wyciągnąć. Mirek oczekiwał na wydobycie i przywiązywał się do drugiej liny. W chwili, kiedy wydawało się, że wszystko zakończy się szczęśliwie, runął most śnieżny, przez który przechodzili dwa dni wcześniej. Spadło na nich kilkanaście ton lodu ze śniegiem. Zginęli nagle.
Autor tekstu na wstępie pisze, że w wypadku uczestniczyli nie alpiniści, ale zwyczajni górscy turyści. O klasie alpinistów można sądzić na podstawie tego, co dotychczas dokonali. W tym kontekście troje uczestników wyprawy wcześniej zdobywało doświadczenie alpinistyczne w Alpach, Himalajach, Andach, Hindukuszu. Dwoje z nich wchodziło na szczyty powyżej 6 tys. m.
ANTONI ROGALSKI
Artykuł opiera się na "faktach medialnych", które należy zweryfikować. Mój obraz wydarzeń pochodzi z relacji ratowników, którzy dotarli do miejsca tragedii, powstał też na podstawie rekonstrukcji zdarzeń, którą przeprowadził himalaista Jacek Teler. W czasie przeskoku idącej z przodu Marty przez szczelinę nie załamał się most śnieżny; Marta potknęła się po przejściu przez szczelinę kilka metrów dalej i pociągnęła za sobą pozostałych; wskazuje to na błąd asekuracyjny. Czwórka wspinaczy miała dobry sprzęt alpinistyczny i była przygotowana do przeżycia w trudnych warunkach. Marta z Mirkiem w dobrej kondycji przeżyli dwie doby w szczelinie położonej około 15 m poniżej powierzchni lodowca. Do tragedii doszło 18 sierpnia w czasie wyciągania Marty na linie przez ratowników. Marta była mniej więcej cztery metry nad półką lodową, zabrakło kilku minut, by ją wyciągnąć. Mirek oczekiwał na wydobycie i przywiązywał się do drugiej liny. W chwili, kiedy wydawało się, że wszystko zakończy się szczęśliwie, runął most śnieżny, przez który przechodzili dwa dni wcześniej. Spadło na nich kilkanaście ton lodu ze śniegiem. Zginęli nagle.
Autor tekstu na wstępie pisze, że w wypadku uczestniczyli nie alpiniści, ale zwyczajni górscy turyści. O klasie alpinistów można sądzić na podstawie tego, co dotychczas dokonali. W tym kontekście troje uczestników wyprawy wcześniej zdobywało doświadczenie alpinistyczne w Alpach, Himalajach, Andach, Hindukuszu. Dwoje z nich wchodziło na szczyty powyżej 6 tys. m.
ANTONI ROGALSKI
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.