Rozmowa z Kazimierzem Marcinkiewiczem, kandydatem na premiera RP
"Wprost": Czy tak jak Jan Rokita chciałby pan jako premier przejść do historii?
Kazimierz Marcinkiewicz: Więcej nawet. Chcę, by do historii przeszedł cały mój rząd, by czas rządów centroprawicy był wspominany jako pomyślny okres w dziejach Polski. I chcę, żeby to był pierwszy gabinet III RP, który porządzi dłużej niż jedną kadencję.
- Ile: osiem lat, dwanaście?
- Chcemy udowodnić, że skończył się na prawicy czas partii sezonowych. I PiS, i PO mają stałe miejsce na politycznej scenie. I nawet jeśli przegrają wybory, będzie to porażka minimalna, a nie likwidująca te formacje.
- Ale zaczynacie od powielania błędów ugrupowań, które wyginęły jak mamuty, np. dyrygowania rządem i premierem z tylnego siedzenia.
- Nikt lepiej ode mnie nie poznał fatalnego układu, jaki funkcjonował za rządów AWS. Jako szef gabinetu Buzka oglądałem go codziennie. I nie zgodzę się na powtórkę z historii. Jarosław Kaczyński uczestniczy w podejmowaniu strategicznych decyzji, ale nikogo nie ubezwłasnowolnia. Będę premierem samodzielnym na tyle, na ile szef rządu koalicyjnego może być samodzielny.
- To znaczy?
- Strategiczne decyzje będę uzgadniał z szefami partii koalicyjnych.
- Czyli znowu czeka nas serial niekończących się negocjacji zamiast liderów w rządzie.
- Z liderami partii mamy ustalić program rządu, a potem ewentualnie konsultować zmiany w nim. Rządzenie będzie natomiast domeną rządu. Dobra komunikacja gabinetu z jego zapleczem parlamentarnym jest jednak absolutnie niezbędna. Do tej pory nikomu się to nie udało. Nam się uda.
- Jarosław Kaczyński kilka razy namaszczał już ludzi na stanowiska i prawie zawsze kończyło się to konfliktami - jak z Janem Olszewskim czy Adamem Strzemboszem.
- Jarosław Kaczyński, jeśli krytykował, to przeważnie miał rację. Ja słusznej krytyki się nie boję i chętnie ją przyjmę.
- Skoro lider zwycięskiej partii pozostanie jednak poza rządem, będzie pan musiał nieustannie zabiegać o poparcie własnego ugrupowania.
- Ale na tym polega polityka. W każdym kraju premier musi zabiegać o wsparcie własnej partii, musi uzgadniać reakcje na bieżące wydarzenia.
- Chyba że jest niekwestionowanym przywódcą swego obozu. Pan nim jest?
- To nie tak. Żaden premier nie może lekceważyć swojego zaplecza. Dotyczy to również Blaira czy Schroedera.
- Co pan zrobi, żeby rządy PiS i PO nie były słynne z kompromitujących afer?
- Dla nas podstawową zasadą jest przezroczystość władzy. Nasi poprzednicy często zamiast rządzeniem zajmowali się robieniem własnych interesów. To się nie powtórzy.
- Prawie 300 posłów PiS i PO to bez wyjątku aniołki?
- Nie mam złudzeń - czarne owce na pewno się znajdą. Powołamy jednak urząd antykorupcyjny, który będzie patrzył nam na ręce. Poza tym sami będziemy się kontrolować, by nie powielać błędów poprzednich rządów.
- Czy każdy polityk koalicji, na którego padnie podejrzenie nieuczciwości, zostanie szybko "ścięty"?
- Egzekucje będą natychmiastowe.
- A pan sam nie powinien się już teraz wytłumaczyć z bliskiej znajomości z kontrowersyjnym biznesmenem Janem Łuczakiem?
- Jana Łuczaka znam wiele lat, jesteśmy przyjaciółmi. Nie łączyły nas nigdy żadne interesy. Nigdy nie nastąpił żaden konflikt między moją pracą publiczną a jego działalnością biznesową. Ta sfera jego działalności mnie nie interesuje, ale zarazem on nigdy nie nadużył mojego zaufania. Nigdy z jego ust nie padła żadna prośba dotycząca mojej służby publicznej.
- Ale to Łuczak finansował kierowany przez pana instytut polityczny. Czy takie wsparcie nie rodzi zobowiązań?
- Instytut Środkowoeuropejski prowadziłem z Wiesławem Walendziakiem. Został on sfinansowany głównie przez państwa Łuczaków. Właśnie ze względu na to, że mogły pojawić się kontrowersje dotyczące źródeł finansowania instytutu, wycofałem się z niego. W tym roku odsprzedałem Walendziakowi swoje udziały. Po to, by nie rodziły się takie pytania, które teraz panowie zadają. Ale oczywiście rozumiem, że trzeba je zadawać.
- PiS wygrało wybory pod hasłem budowy IV RP. Cieszy się pan opinią wybitnego urzędnika, ale czy ma pan siłę przywódcy, by to zrobić?
- Samo poczucie to mało. Ja wiem, że jestem w stanie temu podołać. Jestem dobrze przygotowany do roli premiera.
- Silnego i charyzmatycznego?
- Tak.
Kazimierz Marcinkiewicz: Więcej nawet. Chcę, by do historii przeszedł cały mój rząd, by czas rządów centroprawicy był wspominany jako pomyślny okres w dziejach Polski. I chcę, żeby to był pierwszy gabinet III RP, który porządzi dłużej niż jedną kadencję.
- Ile: osiem lat, dwanaście?
- Chcemy udowodnić, że skończył się na prawicy czas partii sezonowych. I PiS, i PO mają stałe miejsce na politycznej scenie. I nawet jeśli przegrają wybory, będzie to porażka minimalna, a nie likwidująca te formacje.
- Ale zaczynacie od powielania błędów ugrupowań, które wyginęły jak mamuty, np. dyrygowania rządem i premierem z tylnego siedzenia.
- Nikt lepiej ode mnie nie poznał fatalnego układu, jaki funkcjonował za rządów AWS. Jako szef gabinetu Buzka oglądałem go codziennie. I nie zgodzę się na powtórkę z historii. Jarosław Kaczyński uczestniczy w podejmowaniu strategicznych decyzji, ale nikogo nie ubezwłasnowolnia. Będę premierem samodzielnym na tyle, na ile szef rządu koalicyjnego może być samodzielny.
- To znaczy?
- Strategiczne decyzje będę uzgadniał z szefami partii koalicyjnych.
- Czyli znowu czeka nas serial niekończących się negocjacji zamiast liderów w rządzie.
- Z liderami partii mamy ustalić program rządu, a potem ewentualnie konsultować zmiany w nim. Rządzenie będzie natomiast domeną rządu. Dobra komunikacja gabinetu z jego zapleczem parlamentarnym jest jednak absolutnie niezbędna. Do tej pory nikomu się to nie udało. Nam się uda.
- Jarosław Kaczyński kilka razy namaszczał już ludzi na stanowiska i prawie zawsze kończyło się to konfliktami - jak z Janem Olszewskim czy Adamem Strzemboszem.
- Jarosław Kaczyński, jeśli krytykował, to przeważnie miał rację. Ja słusznej krytyki się nie boję i chętnie ją przyjmę.
- Skoro lider zwycięskiej partii pozostanie jednak poza rządem, będzie pan musiał nieustannie zabiegać o poparcie własnego ugrupowania.
- Ale na tym polega polityka. W każdym kraju premier musi zabiegać o wsparcie własnej partii, musi uzgadniać reakcje na bieżące wydarzenia.
- Chyba że jest niekwestionowanym przywódcą swego obozu. Pan nim jest?
- To nie tak. Żaden premier nie może lekceważyć swojego zaplecza. Dotyczy to również Blaira czy Schroedera.
- Co pan zrobi, żeby rządy PiS i PO nie były słynne z kompromitujących afer?
- Dla nas podstawową zasadą jest przezroczystość władzy. Nasi poprzednicy często zamiast rządzeniem zajmowali się robieniem własnych interesów. To się nie powtórzy.
- Prawie 300 posłów PiS i PO to bez wyjątku aniołki?
- Nie mam złudzeń - czarne owce na pewno się znajdą. Powołamy jednak urząd antykorupcyjny, który będzie patrzył nam na ręce. Poza tym sami będziemy się kontrolować, by nie powielać błędów poprzednich rządów.
- Czy każdy polityk koalicji, na którego padnie podejrzenie nieuczciwości, zostanie szybko "ścięty"?
- Egzekucje będą natychmiastowe.
- A pan sam nie powinien się już teraz wytłumaczyć z bliskiej znajomości z kontrowersyjnym biznesmenem Janem Łuczakiem?
- Jana Łuczaka znam wiele lat, jesteśmy przyjaciółmi. Nie łączyły nas nigdy żadne interesy. Nigdy nie nastąpił żaden konflikt między moją pracą publiczną a jego działalnością biznesową. Ta sfera jego działalności mnie nie interesuje, ale zarazem on nigdy nie nadużył mojego zaufania. Nigdy z jego ust nie padła żadna prośba dotycząca mojej służby publicznej.
- Ale to Łuczak finansował kierowany przez pana instytut polityczny. Czy takie wsparcie nie rodzi zobowiązań?
- Instytut Środkowoeuropejski prowadziłem z Wiesławem Walendziakiem. Został on sfinansowany głównie przez państwa Łuczaków. Właśnie ze względu na to, że mogły pojawić się kontrowersje dotyczące źródeł finansowania instytutu, wycofałem się z niego. W tym roku odsprzedałem Walendziakowi swoje udziały. Po to, by nie rodziły się takie pytania, które teraz panowie zadają. Ale oczywiście rozumiem, że trzeba je zadawać.
- PiS wygrało wybory pod hasłem budowy IV RP. Cieszy się pan opinią wybitnego urzędnika, ale czy ma pan siłę przywódcy, by to zrobić?
- Samo poczucie to mało. Ja wiem, że jestem w stanie temu podołać. Jestem dobrze przygotowany do roli premiera.
- Silnego i charyzmatycznego?
- Tak.
Więcej możesz przeczytać w 40/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.