Juszczenko za cenę powołania rządu podpisał pakt o nieagresji z oligarchami
Ukraina przed wyborami parlamentarnymi, które mają się odbyć w marcu 2006 r., coraz mniej przypomina rozkołysany w tańcach wolności Majdan Niezależności. Kiedy rok temu ówczesny prezydent Kuczma ostrzegał, że zbliżająca się kampania prezydencka będzie "najbardziej brudna w historii Ukrainy", traktowano to jako zapowiedź tego, co sam będzie robił. Kiedy dziś słychać przestrogi, że zbliżająca się kampania będzie "najbardziej zapiekłą i najbrudniejszą w historii Ukrainy", wypada zapytać, na jakich przesłankach jest to oparte.
Personalizacja walki wyborczej już odsunęła na bok programy polityczne i odwołuje się do stref wpływów poszczególnych polityków. Walka liderów - Petra Poroszenki i Julii Tymoszenko - stała się przyczyną dymisji pomarańczowego rządu, a także decyzji o utworzeniu nowego rządu pod kierownictwem bezbarwnego politycznie Jurija Jechanurowa (formalnie członka Naszej Ukrainy), który rozpoczął tworzenie tzw. rządu fachowców. Podobnie jak Polsce, na Ukrainie rządy fachowców niby rządzą państwem, ale udają polityczną cnotliwość; niby nie roszczą sobie pretensji do tworzenia stref wpływów, ale podział "łupów" odbywa się w politycznym podziemiu. Zresztą ta sama personalna przesłanka zrodziła mit "dobrego cara", który dla narodu chce dobrze, lecz wychodzi mu jak zwykle.
Nowy stary rząd
Ukraińskie elity polityczne nie mogą przedstawić wyborcom wielkiego projektu, który mógłby ukierunkować strategię działania prezydenta i kolejnych rządów. W Polsce mieliśmy kilka takich programów - wstąpienie do NATO, integracja europejska, reformy systemowe, ostatnio idea oczyszczenia Rzeczypospolitej z korupcji i lustracja. Wokół nich toczyła się społeczna debata i wobec nich formułowały swoje programy grupy polityków. Wydawało się, że na Ukrainie "pomarańczowa rewolucja" podsunęła elitom gotowe idee. Co więcej, na tyle spolaryzowała siły "niebieskiej" władzy i "pomarańczowej" opozycji, że nie ma już powrotu do czasów kuczmizmu. Tymczasem w toku tworzenia "apolitycznego rządu fachowców" Rada Najwyższa nie zgodziła się na nominację nowego premiera i prezydent Juszczenko został postawiony pod ścianą. Aby zdobyć prawie 50 dodatkowych głosów w parlamencie, zaproponował memorandum złożone z "10 przykazań", które w zasadzie określiły jakość przyszłej kampanii: zagwarantował amnestię dla osób fałszujących poprzednie wybory. Memorandum jest paktem o nieagresji wobec sił oligarchicznych. Pod dokumentem widnieją trzy podpisy: Wiktora Juszczenki, Wiktora Janukowycza, lidera partii Regiony Ukrainy, oraz premiera Jechanurowa.
"Nowy rząd to stary rząd, pozbawiony ducha, ludzi Julii Tymoszenko oraz jakiegokolwiek wpływu" - mówią pierwsze komentarze. Poza Jechanurowem, który na Ukrainie mieszka od 1963 r. i zdążył przejść drogę od majstra budowlanego do ministra gospodarki, do rządu weszło kilka nowych postaci. Pierwszym zastępcą premiera został Stanisław Staszewski, pełniący w 2001 r. funkcję ministra paliw i energii, długoletni przyjaciel i współpracownik premiera. Anatolij Kinach, którego zastąpił, został szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, co oznacza ściślejsze powiązanie rady z prezydentem. Nazwę posady zmienił Roman Bezsmertnyj - z wicepremiera ds. reformy administracyjnej przepoczwarzył się w wicepremiera ds. polityki regionalnej. Nowym ministrem ekonomii został 31-letni Arsenij Jaceniuk, który w czasie pomarańczowej kampanii wyborczej pełnił obowiązki szefa Narodowego Banku Ukrainy. Pozbyto się z rządu Dawida Żwanii, bohatera licznych politycznych i finansowych skandali, którego na stanowisku ministra ds. sytuacji nadzwyczajnych zastąpił nie mniej kontrowersyjny gubernator Zakarpacia Wiktor Bałoha. Większość nowych ministrów to ludzie znani prezydentowi. Pozostaje pytanie, jak nowy rząd zamierza uchwalić budżet i rozpocząć reformy bez większości parlamentarnej. Trójstronne memorandum nie gwarantuje wsparcia opozycji spod znaku Janukowycza, tym bardziej że nie chciała ona uczestniczyć w tworzeniu rządu.
Wojna na górze?
Ukraina po kryzysie zmieniła barwy: królowa rewolucji Julia Tymoszenko zajęła miejsce pomarańczowej opozycji i z partią socjalistów Ołeksandra Moroza zdystansowała się wobec rządu. "Niebieska" opozycja Janukowycza także nie bierze udziału we władzy, lecz uzależniła od woli swoich deputowanych powodzenie nowego rządu. Z koalicji Nasza Ukraina wyłania się kolejna grupa polityków, która pod auspicjami Iwana Pluszcza chce sama iść do wyborów z hasłem reformowania Ukrainy. Czy to już wojna na górze?
Personalizacja walki wyborczej już odsunęła na bok programy polityczne i odwołuje się do stref wpływów poszczególnych polityków. Walka liderów - Petra Poroszenki i Julii Tymoszenko - stała się przyczyną dymisji pomarańczowego rządu, a także decyzji o utworzeniu nowego rządu pod kierownictwem bezbarwnego politycznie Jurija Jechanurowa (formalnie członka Naszej Ukrainy), który rozpoczął tworzenie tzw. rządu fachowców. Podobnie jak Polsce, na Ukrainie rządy fachowców niby rządzą państwem, ale udają polityczną cnotliwość; niby nie roszczą sobie pretensji do tworzenia stref wpływów, ale podział "łupów" odbywa się w politycznym podziemiu. Zresztą ta sama personalna przesłanka zrodziła mit "dobrego cara", który dla narodu chce dobrze, lecz wychodzi mu jak zwykle.
Nowy stary rząd
Ukraińskie elity polityczne nie mogą przedstawić wyborcom wielkiego projektu, który mógłby ukierunkować strategię działania prezydenta i kolejnych rządów. W Polsce mieliśmy kilka takich programów - wstąpienie do NATO, integracja europejska, reformy systemowe, ostatnio idea oczyszczenia Rzeczypospolitej z korupcji i lustracja. Wokół nich toczyła się społeczna debata i wobec nich formułowały swoje programy grupy polityków. Wydawało się, że na Ukrainie "pomarańczowa rewolucja" podsunęła elitom gotowe idee. Co więcej, na tyle spolaryzowała siły "niebieskiej" władzy i "pomarańczowej" opozycji, że nie ma już powrotu do czasów kuczmizmu. Tymczasem w toku tworzenia "apolitycznego rządu fachowców" Rada Najwyższa nie zgodziła się na nominację nowego premiera i prezydent Juszczenko został postawiony pod ścianą. Aby zdobyć prawie 50 dodatkowych głosów w parlamencie, zaproponował memorandum złożone z "10 przykazań", które w zasadzie określiły jakość przyszłej kampanii: zagwarantował amnestię dla osób fałszujących poprzednie wybory. Memorandum jest paktem o nieagresji wobec sił oligarchicznych. Pod dokumentem widnieją trzy podpisy: Wiktora Juszczenki, Wiktora Janukowycza, lidera partii Regiony Ukrainy, oraz premiera Jechanurowa.
"Nowy rząd to stary rząd, pozbawiony ducha, ludzi Julii Tymoszenko oraz jakiegokolwiek wpływu" - mówią pierwsze komentarze. Poza Jechanurowem, który na Ukrainie mieszka od 1963 r. i zdążył przejść drogę od majstra budowlanego do ministra gospodarki, do rządu weszło kilka nowych postaci. Pierwszym zastępcą premiera został Stanisław Staszewski, pełniący w 2001 r. funkcję ministra paliw i energii, długoletni przyjaciel i współpracownik premiera. Anatolij Kinach, którego zastąpił, został szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, co oznacza ściślejsze powiązanie rady z prezydentem. Nazwę posady zmienił Roman Bezsmertnyj - z wicepremiera ds. reformy administracyjnej przepoczwarzył się w wicepremiera ds. polityki regionalnej. Nowym ministrem ekonomii został 31-letni Arsenij Jaceniuk, który w czasie pomarańczowej kampanii wyborczej pełnił obowiązki szefa Narodowego Banku Ukrainy. Pozbyto się z rządu Dawida Żwanii, bohatera licznych politycznych i finansowych skandali, którego na stanowisku ministra ds. sytuacji nadzwyczajnych zastąpił nie mniej kontrowersyjny gubernator Zakarpacia Wiktor Bałoha. Większość nowych ministrów to ludzie znani prezydentowi. Pozostaje pytanie, jak nowy rząd zamierza uchwalić budżet i rozpocząć reformy bez większości parlamentarnej. Trójstronne memorandum nie gwarantuje wsparcia opozycji spod znaku Janukowycza, tym bardziej że nie chciała ona uczestniczyć w tworzeniu rządu.
Wojna na górze?
Ukraina po kryzysie zmieniła barwy: królowa rewolucji Julia Tymoszenko zajęła miejsce pomarańczowej opozycji i z partią socjalistów Ołeksandra Moroza zdystansowała się wobec rządu. "Niebieska" opozycja Janukowycza także nie bierze udziału we władzy, lecz uzależniła od woli swoich deputowanych powodzenie nowego rządu. Z koalicji Nasza Ukraina wyłania się kolejna grupa polityków, która pod auspicjami Iwana Pluszcza chce sama iść do wyborów z hasłem reformowania Ukrainy. Czy to już wojna na górze?
Więcej możesz przeczytać w 40/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.