Wolę ułomną demokrację, rozgrywającą się w świetle kamer, od kończącej się właśnie "demokracji pałacowej"
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie" - ta kwestia, chyba najbardziej znana z "Rewizora" Gogola, przypomniała mi się, gdy oglądałem transmisję z rozmów koalicyjnych PO i PiS. Ci, którzy się z tego śmieją, w istocie śmieją się z samych siebie - jako wyborców. Nie oburza mnie kiepski spektakl, jaki w ostatni czwartek mieliśmy w Sejmie. Wszystko to przecież trzyma się standardów demokracji, może i ułomnej, ale jednak. Wolę tę ułomną demokrację, rozgrywającą się w światłach kamer, od "rozwiniętej demokracji socjalistycznej" czy kończącej się właśnie "demokracji pałacowej". Spektakl był kiepski, ale zamysł nie - przecież chodziło o pokazanie, że nowa władza chce być przejrzysta, że nie będzie na nocnych spotkaniach w pałacu ustalać składów rad nadzorczych, że nie będzie nowego Prezia (vide: "Ostatni dołek"). I nie róbmy z polityków beznamiętnych robotów (vide: "Egzekucje będą natychmiastowe", "Niespotykanie spokojny premier") - pokazali swoje emocje (często złe emocje), bo przecież w tej debacie nie chodzi o kilogram śliwek. A może ta lekcja była potrzebna i dzięki niej będzie dobra koalicja i dobry rząd? Czas po wyborach ujawnił dwa zaskakujące kompleksy trapiące sporą część polskiej klasy politycznej. Zaskakujące, bo w polityce chodzi o władzę, przywództwo i odpowiedzialność. To kompleksy Damoklesa i Jonasza. Kompleks Damoklesa to lęk przed sukcesem, przed powodzeniem i szczęściem. To stałe poczucie niebezpieczeństwa. Czyż nie jest to trwały stan umysłów i ducha naszej klasy politycznej? Damokles był faworytem Dionizosa Starszego, tyrana z Syrakuz. Zazdrościł swemu panu szczęścia i nienawidził go. Bystry Dionizos zaprosił Damoklesa na ucztę i zawiesił nad jego głową na końskim włosie miecz. Miał on przypominać, że szczęście zawsze może się obrócić w nieszczęście. Kompleks Jonasza to z kolei ucieczka przed życiowym powołaniem. Najpowszechniej objawia się on lękiem przed odpowiedzialnością. Biblijny prorok Jonasz dostał od Boga zadanie grożenia sądem bezbożnym mieszkańcom Niniwy. Jonasz wystraszył się odpowiedzialności i uciekł. Ale w końcu i tak trafił do Niniwy, przekazał mieszkańcom ostrzeżenie, a oni okazali żal. Z kompleksów Damoklesa oraz Jonasza można się wyzwolić: zamiast się lękać sukcesu, trzeba się z nim zmierzyć. A od odpowiedzialności i tak się nie ucieknie, panie i panowie politycy z PiS i PO. Dobrze byłoby, gdyby od odpowiedzialności nie uciekł Aleksander Kwaśniewski, który ratując własną skórę, zastawił pułapkę na zwycięskie partie. Ale problem jest znacznie poważniejszy niż sztuczki Kwaśniewskiego: od piętnastu lat żyjemy w oszukańczej rzeczywistości. Głosując, nie wiemy, kto będzie premierem. Nie wiemy, jaką politykę będzie prowadził rząd, bo programy wyborcze partii można po głosowaniu wyrzucić do kosza, skoro trzeba rządzić koalicyjnie. Nie wiemy nawet, kogo wybieramy (poza znanymi liderami), bo z partyjnych list mogą wejść ludzie bez jakichkolwiek właściwości, wciągnięci do parlamentu dzięki dobremu wynikowi liderów (vide: "Oszustwo wyborcze"). Wszyscy, którzy rządzili w III RP, uczestniczyli w tym oszustwie. Zwycięzcy niedawnych wyborów oraz ci, którzy zmierzą się w najbliższą niedzielę, również będą winni, jeśli nie przerwą tego błędnego koła oszustw. Jak mawiał Marek Belka, przyjaciel Jennifer Lopez: "Do roboty!". Rację miał Gogol, gdy napisał, że "nieszczęścia spadają tylko na tego, kto się ich boi, zaś tego, kto wychodzi im naprzeciw - omijają".
Więcej możesz przeczytać w 40/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.