Przyrodni brat Leszka Millera wyłudził milion złotych od paliwowych baronów, powołując się na wpływy wśród polityków lewicy
Grzegorz Indulski
Jarosław Jakimczyk
Jedynym jego kapitałem było nazwisko. Niczym Nikodem Dyzma poznawał kolejnych ważnych ludzi, powoływał się na znajomości z nimi, grał osobę mogącą wiele załatwić. Sławomirowi M. wystarczało, że był przyrodnim bratem Leszka Millera. - Poza nazwiskiem nic mnie nie łączy z tym człowiekiem - komentował były premier. Kariera Dyzmy III RP zakończyła się kilka dni temu w Żyrardowie. Gdy otwierał drzwi do siedziby swojej firmy Business Centre sp. z o.o., został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBŚ z Zielonej Góry. Sławomir M. od kilku dni był obserwowany.
Ja to załatwię!
Krakowskiej prokuraturze walczącej z mafią paliwową udało się odtworzyć, jakie interesy robił Sławomir M. w latach 1998-2000. Poznał wtedy Artura Kawalca, barona paliwowego kontrolującego południową Polskę. Według śledczych, przekonywał Kawalca o swoich wpływach na szczytach SLD. Na początek miał zażądać kilkudziesięciu tysięcy złotych za zajęcie się interesami barona. Miały to być sprawy zakupu paliw z Rosji, działek pod stacje paliw i zakładów z bazami paliwowymi. Podczas spotkań z paliwowym baronem Sławomir M. dzwonił i umawiał sięna spotkania z politykami SLD, głównie z liderem śląskiego SLD, byłym wiceministrem skarbu i gospodarki Andrzejem Szarawarskim. Prokuratura ustaliła, że już rozmawiając przez telefon z Szarawarskim, Sławomir M. usiłował załatwiać sprawy, które obiecał Kawalcowi. - Znam Sławomira M., ale nie robiłem z nim interesów. Nie znam natomiast Artura Kawalca - mówi w rozmowie z "Wprost" Andrzej Szarawarski.
Sławomir M. zaoferował Kawalcowi m.in. kupno Przedsiębiorstwa Transportu Handlu Wewnętrznego w Katowicach. Według świadków prokuratury, właśnie na temat tej firmy Sławomir M. miał się konsultować z Andrzejem Szarawarskim. - W ogóle nie znam losów PTHW Katowice - mówi Szarawarski. Według dowodów zebranych przez prokuraturę, transakcja miała wyglądać tak: firma warta 2,5 mln zł zostanie sprzedana Kawalcowi za 0,5 mln zł. Drugie tyle będzie musiał wyłożyć na łapówki, które rozdysponuje Sławomir M. Zorganizował nawet Kawalcowi spotkanie z szefami PTHW, a także pracownikami urzędu wojewódzkiego (odpowiedzialnego za sprywatyzowanie zakładu). Mamiąc Kawalca finalizacją atrakcyjnej transakcji, wyciągał od niego pieniądze - w sumie kilkaset tysięcy złotych.
Zapytaliśmy w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, kto był odpowiedzialny za prywatyzację PTHW, kto uczestniczył w rozmowach, co się stało z mieniem Zakładów Transportowych w Gliwicach, którymi miał się interesować Kawalec? Artur Gurnik z Wydziału Skarbu Państwa i Przekształceń Własnościowych ŚUW poinformował nas, że upadłość spółki ogłoszono w marcu 1999 r. Likwidacja trwała trzy, cztery miesiące. - To było już tak dawno, że bez sprawdzenia w dokumentach nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na szczegółowe pytania - powiedział nam Gurnik.
Obciążające zeznania
O Sławomirze M. mówiło w prokuraturze kilku przestępców trudniących się nielegalnym handlem i produkcją paliw. Andrzej Z., powiązany z mafijną spółką Unires, mówił na przykład, że ze Sławomirem M. spotykał się kilkakrotnie. Potwierdził, że ten powoływał się na swoje wpływy wśród polityków SLD (podobne zeznania miał złożyć Krzysztof Baszniak, były szef Jedynki Wrocławskiej, która zdobyła kontrakt budowlany w Iraku). Andrzej Z. był bliskim współpracownikiem Adama Ch. z Konsorcjum Victoria. Firma ta dzięki protekcji polityków i wysokich oficerów ABW zdobyła silną pozycję na rynku paliw, a komponenty do nielegalnej produkcji kupowała w polskich rafineriach. Zeznania Adama Ch. są zbieżne z tymi, które złożył Andrzej Z. Ten ostatni powiedział prokuratorom, że spółka Unires dostawała zlecenia i robiła interesy z firmami związanymi z lewicą. Co ciekawe, w tym kontekście Andrzej Z. wymienił tandem Andrzej Szarawarski i Sławomir M. Szarawarski twierdzi, że nie może odpowiadać za to, że ktoś się na niego powołuje, nawet jeśli jest to przyrodni brat Leszka Millera.
Zgromadzony dotychczas materiał prokuratury wskazuje na to, że Sławomir M. na rynku paliw był postacią wyjątkowo aktywną. W latach 2000-2003 był związany z Konsorcjum Gdańskim, które próbowało kupić Rafinerię Gdańską. W sierpniu 2002 r. został nawet przewodniczącym rady nadzorczej. Konsorcjum zostało stworzone przez 17 firm zajmujących się handlem paliwami. Dysponowały one siecią ponad 100 stacji paliw i kilkunastoma hurtowniami. Kilka tych spółek jest obiektem prokuratorskich śledztw. Gdyby konsorcjum udało się kupić Rafinerię Gdańską, mogłoby się okazać, że współwłaścicielami drugiej co do wielkości polskiej rafinerii są mafiosi.
Brat przeciw bratu
Zdaniem prokuratury Sławomir M. wyłudził od baronów paliwowych prawie milion złotych. Jego główną ofiarą był Artur Kawalec, który wyszedł na wolność za kaucją w wysokości 2,5 mln zł, a poręczali za niego paulini z klasztoru na Jasnej Górze. Kontrolując przestępcze interesy na Śląsku i w południowej Polsce, Kawalec nie zapominał o zapewnieniu sobie przychylności polityków. Dlatego m.in. płacił Sławomirowi M. Dlatego był donatorem fundacji Porozumienie bez Barier Jolanty Kwaśniewskiej. Jego firmy Arti i LDS wpłaciły kilkadziesiąt tysięcy złotych na konto fundacji.
W 2003 r. ówczesny premier Leszek Miller polecił ABW sprawdzenie poczynań swojego przyrodniego brata. Jak twierdzi, dochodziły do niego sygnały, że Sławomir powołuje się na niego w interesach. ABW kierowana przez Andrzeja Barcikowskiego nie zdołała tego potwierdzić i zebrać materiału, który mógłby być podstawą do prokuratorskiego śledztwa. To, czego nie potrafiła ustalić ABW, robią obecnie prokuratorzy nadzorowani przez prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka. - Od dawna krążyły informacje o ważnej roli, jaką na rynku paliw odgrywał Sławomir M. Celem prokuratury było sprawdzenie, zweryfikowanie i zebranie dowodów. Pamiętajmy, że mafia to nie tylko pospolici przestępcy, ale i osoby o dużych wpływach we władzach. Wobec takich osób też będziemy prowadzić śledztwa i stawiać ich przed sądem. Sprawa Sławomira M. jest tego dowodem - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek.
Fot: K. Mikuła
Grzegorz Indulski
Jarosław Jakimczyk
Jedynym jego kapitałem było nazwisko. Niczym Nikodem Dyzma poznawał kolejnych ważnych ludzi, powoływał się na znajomości z nimi, grał osobę mogącą wiele załatwić. Sławomirowi M. wystarczało, że był przyrodnim bratem Leszka Millera. - Poza nazwiskiem nic mnie nie łączy z tym człowiekiem - komentował były premier. Kariera Dyzmy III RP zakończyła się kilka dni temu w Żyrardowie. Gdy otwierał drzwi do siedziby swojej firmy Business Centre sp. z o.o., został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBŚ z Zielonej Góry. Sławomir M. od kilku dni był obserwowany.
Leszek Miller były premier, przyrodni brat Sławomira M. |
Nie mam najmniejszego sentymentu do Sławomira. Jeżeli jednak prawdą jest to, co w piątek napisały "Rzeczpospolita" i "Dziennik", że materiał dowodowy zgromadzony przez prokuraturę jest niewystarczający, a część prokuratorów uważa, że były naciski polityczne w tej sprawie, to jest to bardzo niepokojący sygnał. Jeżeli miałoby się potwierdzić, że tak działa prokuratura pod nadzorem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, to nikt nie może spać spokojnie, także dziennikarze. |
Krakowskiej prokuraturze walczącej z mafią paliwową udało się odtworzyć, jakie interesy robił Sławomir M. w latach 1998-2000. Poznał wtedy Artura Kawalca, barona paliwowego kontrolującego południową Polskę. Według śledczych, przekonywał Kawalca o swoich wpływach na szczytach SLD. Na początek miał zażądać kilkudziesięciu tysięcy złotych za zajęcie się interesami barona. Miały to być sprawy zakupu paliw z Rosji, działek pod stacje paliw i zakładów z bazami paliwowymi. Podczas spotkań z paliwowym baronem Sławomir M. dzwonił i umawiał sięna spotkania z politykami SLD, głównie z liderem śląskiego SLD, byłym wiceministrem skarbu i gospodarki Andrzejem Szarawarskim. Prokuratura ustaliła, że już rozmawiając przez telefon z Szarawarskim, Sławomir M. usiłował załatwiać sprawy, które obiecał Kawalcowi. - Znam Sławomira M., ale nie robiłem z nim interesów. Nie znam natomiast Artura Kawalca - mówi w rozmowie z "Wprost" Andrzej Szarawarski.
Sławomir M. zaoferował Kawalcowi m.in. kupno Przedsiębiorstwa Transportu Handlu Wewnętrznego w Katowicach. Według świadków prokuratury, właśnie na temat tej firmy Sławomir M. miał się konsultować z Andrzejem Szarawarskim. - W ogóle nie znam losów PTHW Katowice - mówi Szarawarski. Według dowodów zebranych przez prokuraturę, transakcja miała wyglądać tak: firma warta 2,5 mln zł zostanie sprzedana Kawalcowi za 0,5 mln zł. Drugie tyle będzie musiał wyłożyć na łapówki, które rozdysponuje Sławomir M. Zorganizował nawet Kawalcowi spotkanie z szefami PTHW, a także pracownikami urzędu wojewódzkiego (odpowiedzialnego za sprywatyzowanie zakładu). Mamiąc Kawalca finalizacją atrakcyjnej transakcji, wyciągał od niego pieniądze - w sumie kilkaset tysięcy złotych.
Zapytaliśmy w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, kto był odpowiedzialny za prywatyzację PTHW, kto uczestniczył w rozmowach, co się stało z mieniem Zakładów Transportowych w Gliwicach, którymi miał się interesować Kawalec? Artur Gurnik z Wydziału Skarbu Państwa i Przekształceń Własnościowych ŚUW poinformował nas, że upadłość spółki ogłoszono w marcu 1999 r. Likwidacja trwała trzy, cztery miesiące. - To było już tak dawno, że bez sprawdzenia w dokumentach nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na szczegółowe pytania - powiedział nam Gurnik.
Obciążające zeznania
O Sławomirze M. mówiło w prokuraturze kilku przestępców trudniących się nielegalnym handlem i produkcją paliw. Andrzej Z., powiązany z mafijną spółką Unires, mówił na przykład, że ze Sławomirem M. spotykał się kilkakrotnie. Potwierdził, że ten powoływał się na swoje wpływy wśród polityków SLD (podobne zeznania miał złożyć Krzysztof Baszniak, były szef Jedynki Wrocławskiej, która zdobyła kontrakt budowlany w Iraku). Andrzej Z. był bliskim współpracownikiem Adama Ch. z Konsorcjum Victoria. Firma ta dzięki protekcji polityków i wysokich oficerów ABW zdobyła silną pozycję na rynku paliw, a komponenty do nielegalnej produkcji kupowała w polskich rafineriach. Zeznania Adama Ch. są zbieżne z tymi, które złożył Andrzej Z. Ten ostatni powiedział prokuratorom, że spółka Unires dostawała zlecenia i robiła interesy z firmami związanymi z lewicą. Co ciekawe, w tym kontekście Andrzej Z. wymienił tandem Andrzej Szarawarski i Sławomir M. Szarawarski twierdzi, że nie może odpowiadać za to, że ktoś się na niego powołuje, nawet jeśli jest to przyrodni brat Leszka Millera.
Zgromadzony dotychczas materiał prokuratury wskazuje na to, że Sławomir M. na rynku paliw był postacią wyjątkowo aktywną. W latach 2000-2003 był związany z Konsorcjum Gdańskim, które próbowało kupić Rafinerię Gdańską. W sierpniu 2002 r. został nawet przewodniczącym rady nadzorczej. Konsorcjum zostało stworzone przez 17 firm zajmujących się handlem paliwami. Dysponowały one siecią ponad 100 stacji paliw i kilkunastoma hurtowniami. Kilka tych spółek jest obiektem prokuratorskich śledztw. Gdyby konsorcjum udało się kupić Rafinerię Gdańską, mogłoby się okazać, że współwłaścicielami drugiej co do wielkości polskiej rafinerii są mafiosi.
Brat przeciw bratu
Zdaniem prokuratury Sławomir M. wyłudził od baronów paliwowych prawie milion złotych. Jego główną ofiarą był Artur Kawalec, który wyszedł na wolność za kaucją w wysokości 2,5 mln zł, a poręczali za niego paulini z klasztoru na Jasnej Górze. Kontrolując przestępcze interesy na Śląsku i w południowej Polsce, Kawalec nie zapominał o zapewnieniu sobie przychylności polityków. Dlatego m.in. płacił Sławomirowi M. Dlatego był donatorem fundacji Porozumienie bez Barier Jolanty Kwaśniewskiej. Jego firmy Arti i LDS wpłaciły kilkadziesiąt tysięcy złotych na konto fundacji.
W 2003 r. ówczesny premier Leszek Miller polecił ABW sprawdzenie poczynań swojego przyrodniego brata. Jak twierdzi, dochodziły do niego sygnały, że Sławomir powołuje się na niego w interesach. ABW kierowana przez Andrzeja Barcikowskiego nie zdołała tego potwierdzić i zebrać materiału, który mógłby być podstawą do prokuratorskiego śledztwa. To, czego nie potrafiła ustalić ABW, robią obecnie prokuratorzy nadzorowani przez prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka. - Od dawna krążyły informacje o ważnej roli, jaką na rynku paliw odgrywał Sławomir M. Celem prokuratury było sprawdzenie, zweryfikowanie i zebranie dowodów. Pamiętajmy, że mafia to nie tylko pospolici przestępcy, ale i osoby o dużych wpływach we władzach. Wobec takich osób też będziemy prowadzić śledztwa i stawiać ich przed sądem. Sprawa Sławomira M. jest tego dowodem - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek.
Fot: K. Mikuła
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.