Mistrz Laskowik bawi i daje do myślenia jak za dawnych czasów
Krzysztof Skiba
Uwaga! Uwaga! Nadajemy komunikat specjalny. Legenda kabaretu Zenon Laskowik jest w świetnej formie. Po wielu latach milczenia powrócił. Właśnie krąży ze swym nowym spektaklem po kraju. To już drugi program Laskowika po tym, jak przestał donosić. Czyli przestał być listonoszem. Program nazywa się "O'pyra za trzy grosze plus VAT". Warto iść.
Warto wydać bilety Narodowego Banku Polskiego, by kupić bilety na Laskowika, choć w przedstawieniu, które krąży po Polsce (ostatnio Warszawa i Gdynia), nie ma dawnych legend Teya, czyli Janusza Rewińskiego czy Bogdana Smolenia. Jest za to młodzież kabaretowa i Władysław Sikora, znany z kabaretu Potem. Młodzież kabaretowa jest zdolna i ładna, choć ogólnie raczej chuda, a w kilku wypadkach fizycznie mocno mizerna. Jeden z przedstawicieli młodzieży kabaretowej jest tak mizerny, że służy za kliniczny przykład aktora niskobudżetowego. Kilku przedstawicieli młodzieży kabaretowej jest w podeszłym już wieku (ale w zasadzie nikomu oprócz ZUS to nie przeszkadza). Marnie od strony fizycznej prezentuje się też Sikora - mimo że młodszy od Laskowika wygląda od niego o wiele starzej. Wszyscy oni (choć dowcipni i zdolni) tak naprawdę są tylko tłem dla Mistrza.
A Mistrz bawi i daje do myślenia jak za dawnych czasów. Zwinnie dialoguje z Sikorą, wygłasza monologi i śpiewa. Oj, nie zobaczycie wy tego programu w telewizji! Nie tylko ze względu na polityczne żarty, ale także z uwagi na zakonnicę. Samo zestawienie "Zenek i zakonnica" już brzmi intrygująco. Zakonnica odgrywa tajną, acz zabawną misję w spektaklu, niczym wysłanniczka kabaretowej Al-Kaidy. I tu moja skromna uwaga do Mistrza, że niepotrzebnie na końcu odsłania się ją jako podstawioną osobę. Finałowa scena z menelem nie jest warta grzechu ostatecznego wsypania zakonnicy, mimo że i tak wszyscy już wiedzą, że to aktorka, a nie siostra zakonna. Niedopowiedzenie nie uchodzi w parlamentarnych komisjach śledczych, ale w tym wypadku byłoby na miejscu.
Obok wielu smakowitych odniesień do aktualnej sytuacji politycznej, którymi skrzy się "O'pyra", jest też taka, w której orzeł skarży się, że przez cztery lata będzie musiał słuchać drobiu. Są też żarty z telewizji Trwam, w której wniebowstąpienie zastąpione zostało wTELEwstąpieniem. Program Laskowika znacznie odbiega formą od tego, co dziś modne i popularne w kabaretach. To nie zmontowany na szybko ciąg kilku skeczy i piosenek. "O'pyra" przypomina spektakl teatralny. Ma swoją precyzyjną dramaturgię, która skrywana jest pod płaszczykiem bieganiny scenicznej i pozornego chaosu. Jest więc dowcipnie i z mądrym przesłaniem. Ogląda się to całkiem przyjemnie, czego nie można powiedzieć o widowni. Widownia Laskowika to przyprószona siwizną populacja w wieku mocno sanatoryjnym. Ja ze swoimi czterema dychami czułem się wśród widzów jak zagubiony na oddziale geriatrii małolat. Od razu żal mi się zrobiło młodzieży kabaretowej, bo gołym okiem było widać, że po spektaklu ciężko im będzie zawrzeć jakieś interesujące znajomości. Żony śmiało mogą puszczać ich w trasy. Przy Laskowiku ani sobie biedacy już nie popiją, ani nie pociupciają.
Jak cię nie ma w telewizji, to cię nie ma w ogóle. To nie do końca prawda, ale coś w tym jest. Sam Laskowik nie pali się do występów telewizyjnych. Liczy, że do sal teatralnych przyciągnie starych, wygłodniałych fanów. Wszak nazwisko mistrza działa jak magnes, a w trasę ruszył pierwszy raz od piętnastu lat. I fani ciągną, ale są w tym wieku, że wielu dociągnąć już nie może. Tą drogą apeluję więc do wrażliwej młodzieży, co lubi i kocha kabaret. Jest taki starszy, mądry i śmieszny pan, co nazywa się Zenon Laskowik. Dawno temu tworzył najlepszy kabaret w Polsce. Miał - jak my wszyscy - swoje wariacje i problemy i pewnego dnia będąc u szczytu kariery, rzucił to wszystko w cholerę i został listonoszem. Teraz powrócił. Warto go zobaczyć, mimo że nie był jurorem w "Tańcu z gwiazdami" w TVN. Co więcej, nie było go ani w "Idolu" w Polsacie, ani w "Big Brother", ani w "Załóż się". Nie ma go też w reklamach Plusa i Ery. I niech to będzie wystarczającą rekomendacją.
Fot: K. Pacuła
Krzysztof Skiba
Uwaga! Uwaga! Nadajemy komunikat specjalny. Legenda kabaretu Zenon Laskowik jest w świetnej formie. Po wielu latach milczenia powrócił. Właśnie krąży ze swym nowym spektaklem po kraju. To już drugi program Laskowika po tym, jak przestał donosić. Czyli przestał być listonoszem. Program nazywa się "O'pyra za trzy grosze plus VAT". Warto iść.
Warto wydać bilety Narodowego Banku Polskiego, by kupić bilety na Laskowika, choć w przedstawieniu, które krąży po Polsce (ostatnio Warszawa i Gdynia), nie ma dawnych legend Teya, czyli Janusza Rewińskiego czy Bogdana Smolenia. Jest za to młodzież kabaretowa i Władysław Sikora, znany z kabaretu Potem. Młodzież kabaretowa jest zdolna i ładna, choć ogólnie raczej chuda, a w kilku wypadkach fizycznie mocno mizerna. Jeden z przedstawicieli młodzieży kabaretowej jest tak mizerny, że służy za kliniczny przykład aktora niskobudżetowego. Kilku przedstawicieli młodzieży kabaretowej jest w podeszłym już wieku (ale w zasadzie nikomu oprócz ZUS to nie przeszkadza). Marnie od strony fizycznej prezentuje się też Sikora - mimo że młodszy od Laskowika wygląda od niego o wiele starzej. Wszyscy oni (choć dowcipni i zdolni) tak naprawdę są tylko tłem dla Mistrza.
A Mistrz bawi i daje do myślenia jak za dawnych czasów. Zwinnie dialoguje z Sikorą, wygłasza monologi i śpiewa. Oj, nie zobaczycie wy tego programu w telewizji! Nie tylko ze względu na polityczne żarty, ale także z uwagi na zakonnicę. Samo zestawienie "Zenek i zakonnica" już brzmi intrygująco. Zakonnica odgrywa tajną, acz zabawną misję w spektaklu, niczym wysłanniczka kabaretowej Al-Kaidy. I tu moja skromna uwaga do Mistrza, że niepotrzebnie na końcu odsłania się ją jako podstawioną osobę. Finałowa scena z menelem nie jest warta grzechu ostatecznego wsypania zakonnicy, mimo że i tak wszyscy już wiedzą, że to aktorka, a nie siostra zakonna. Niedopowiedzenie nie uchodzi w parlamentarnych komisjach śledczych, ale w tym wypadku byłoby na miejscu.
Obok wielu smakowitych odniesień do aktualnej sytuacji politycznej, którymi skrzy się "O'pyra", jest też taka, w której orzeł skarży się, że przez cztery lata będzie musiał słuchać drobiu. Są też żarty z telewizji Trwam, w której wniebowstąpienie zastąpione zostało wTELEwstąpieniem. Program Laskowika znacznie odbiega formą od tego, co dziś modne i popularne w kabaretach. To nie zmontowany na szybko ciąg kilku skeczy i piosenek. "O'pyra" przypomina spektakl teatralny. Ma swoją precyzyjną dramaturgię, która skrywana jest pod płaszczykiem bieganiny scenicznej i pozornego chaosu. Jest więc dowcipnie i z mądrym przesłaniem. Ogląda się to całkiem przyjemnie, czego nie można powiedzieć o widowni. Widownia Laskowika to przyprószona siwizną populacja w wieku mocno sanatoryjnym. Ja ze swoimi czterema dychami czułem się wśród widzów jak zagubiony na oddziale geriatrii małolat. Od razu żal mi się zrobiło młodzieży kabaretowej, bo gołym okiem było widać, że po spektaklu ciężko im będzie zawrzeć jakieś interesujące znajomości. Żony śmiało mogą puszczać ich w trasy. Przy Laskowiku ani sobie biedacy już nie popiją, ani nie pociupciają.
Jak cię nie ma w telewizji, to cię nie ma w ogóle. To nie do końca prawda, ale coś w tym jest. Sam Laskowik nie pali się do występów telewizyjnych. Liczy, że do sal teatralnych przyciągnie starych, wygłodniałych fanów. Wszak nazwisko mistrza działa jak magnes, a w trasę ruszył pierwszy raz od piętnastu lat. I fani ciągną, ale są w tym wieku, że wielu dociągnąć już nie może. Tą drogą apeluję więc do wrażliwej młodzieży, co lubi i kocha kabaret. Jest taki starszy, mądry i śmieszny pan, co nazywa się Zenon Laskowik. Dawno temu tworzył najlepszy kabaret w Polsce. Miał - jak my wszyscy - swoje wariacje i problemy i pewnego dnia będąc u szczytu kariery, rzucił to wszystko w cholerę i został listonoszem. Teraz powrócił. Warto go zobaczyć, mimo że nie był jurorem w "Tańcu z gwiazdami" w TVN. Co więcej, nie było go ani w "Idolu" w Polsacie, ani w "Big Brother", ani w "Załóż się". Nie ma go też w reklamach Plusa i Ery. I niech to będzie wystarczającą rekomendacją.
Fot: K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.