Mężczyzna nie interesujący się futbolem to w naszej kulturze wariat
Krzysztof Skiba
Ten, kto nie interesuje się piłką nożną, nie istnieje. Na czas mistrzostw świata w piłce kopanej każdy, komu obojętne są zmagania piłkarzy, może się zakopać. Specjaliści od mediów błędnie uznali, że piłka nożna, podobnie jak oddychanie, jest potrzebna każdemu bez wyjątku. W mediach stosuje się swoisty rasizm. Jeżeli nie interesują cię rozgrywki mistrzostw świata, oznacza to, że jesteś kimś gorszym, kalekim. Jeżeli nie kibicujesz naszej narodowej drużynie, to znaczy, że nie jesteś patriotą, a być może nie jesteś też Polakiem.
Piaskownica dla dorosłych facetów
Napiszę coś strasznego: piłka nożna nie wzbudza we mnie wielkich emocji. Raczej mnie śmieszy, gdy widzę naszych niemrawych piłkarzy udających zaangażowanie lub tych wszystkich boiskowych aktorów symulujących faule. W życiu nie byłem na meczu i patrząc na zamroczone wódą twarze kibiców wiem, że nigdy tam nie pójdę. Takich jak ja jest, wbrew pozorom, bardzo wielu, tylko w atmosferze ogólnego przymusu interesowania się piłką, w klimacie narodowej histerii wywołanej mistrzostwami, nie chcą lub boją się przyznać. Kiedy mówię, że nie interesuję się piłką nożną, brane jest to za żart. Od lat wydzwaniają do mnie dziennikarze sportowi i proszą o typowanie wyników ważnych meczów lub o opinie o grze naszych zawodników. Gdy informuję ich, że nie znam się na tym i nawet nie mam pojęcia, kto gra w naszej reprezentacji, nigdy mi nie wierzą. To, że facet jest fanem futbolu, uznaje się za pewnik. W naszej kulturze mężczyzna nie interesujący się piłką nożną to wariat.
Dla świętego spokoju udaję czasem zainteresowanie, aby nie być uznanym za totalnego odmieńca. Niedawno w warszawskim klubie Maska (należącym do Michała Milowicza), gdzie zgromadził się tłum kibiców oglądający finał Ligi Mistrzów, udało mi się nawet wytypować wynik meczu, mimo że przez pierwszą połowę nie miałem pojęcia, którzy zawodnicy to Barcelona, a którzy Arsenal. Trafiłem, podając pierwszy lepszy wynik, jaki przyszedł mi do głowy. Moja wygrana przypominała pamiętną scenę wygranej Nikodema Dyzmy podczas wyścigów na Służewcu w powieści Dołęgi Mostowicza. Wspólne przeżywanie meczu w pubie to nic innego jak piaskownica dla dorosłych facetów. Każdy dorosły facet jest dzieckiem podszyty (o czym pisał już Gombrowicz w "Ferdydurke"), z wiekiem zmieniają się tylko zabawki.
Zbiorowe zidiocenie
W czasie mistrzostw świata piaskownica z piłką nożną króluje na całej linii. Dorośli faceci nakładają sobie na głowy głupawe czapeczki, owijają się kolorowymi szalikami i dmuchają w stadionowe piszczałki. Przypomina to wielkie przedszkole, które wyrwało się spod skrzydeł pani opiekunki. Profesor Pimko (ten z "Ferdydurke") byłby zachwycony, widząc, jak dorosłe chłopięta bawią się, wodząc wzrokiem za piłeczką. Głupawce piłkarskiej ulegają także poważni dziennikarze polityczni, którzy uznali, że na czas mistrzostw mogą zbiorowo lekko zidiocieć (przykładem Grzegorz Miecugow z TVN). Dziecinnym zachowaniom kibiców sprzyjają reklamy lansujące ten model zachowań. Nie od dziś wiadomo, że na dzieciach robi się największy biznes, także na tych dzieciach, które w pubach gapią się przy piwie na stadionową bieganinę dwudziestu dwóch spoconych facetów.
Tyrania znawców
Nie dość, że zewsząd otaczają nas piłkarskie reklamy, to musimy jeszcze wysłuchiwać gadek znawców sportu. Obok zawodowych komentatorów w mundialowych programach pojawiają się też tzw. goście specjalni - znani aktorzy i muzycy. Zapraszanie znanych postaci, które swym komentarzem ubarwią średnio ciekawe analizy meczu w wykonaniu fachowców, to w zamyśle twórców dobry pomysł na uatrakcyjnienie studyjnego ględzenia. Niestety, wizyty artystów opowiadających o tym, jak kochają piłkę nożną, lub komentujących mecze to żałosne spektakle kabotyństwa. Oglądamy więc kiepski serial, w którym "znani i lubiani" popisują się swoją wiedzą futbolu i dają dobre rady trenerowi oraz piłkarzom. Od lat w takich dramatycznych widowiskach biorą udział skądinąd sympatyczni artyści, tacy jak Marek Kondrat, Maciej Kozłowski, Cezary Pazura, Wojciech Gąssowski czy Muniek Staszczyk.
Były reprezentant kraju Tomasz Iwan wyznał mi kiedyś, że nie ma nic gorszego jak pogawędka ze "znawcą piłki nożnej". Gdy taki dorwie piłkarza, potrafi zamęczyć go pytaniami o szczegóły zagrywki głową sprzed sześciu lat. Upiornej modzie na fascynację piłką nożną ulegają nawet wyrafinowani intelektualiści. Już wiem, że przez najbliższe tygodnie czytanie felietonów Jerzego Pilcha trzeba będzie sobie darować. Pilch z wrodzoną sobie lekkością będzie analizował każdy gwizdek sędziego, każde wybicie z rogu czy każde udane zagranie narodowej reprezentacji. Na bok pójdą sztuka, literatura i polityka. Wielu innych twórców także porzuci na czas mistrzostw swoje pasje i lęki, by oddać się piłce kopanej. Gazety już uginają się od tematów futbolowych i każdy, komu obojętna jest piłka nożna, będzie musiał przerzucić się na prasę kobiecą lub kwartalniki metafizyczne.
Mniej piłkarskiego terroru!
Klimat, który od wielu lat towarzyszy rozgrywkom piłkarskim, to coś na kształt kultu religijnego. Podniosła atmosfera, która wytworzyła się wokół mistrzostw, powoduje, że zapominamy, jaki jest sens tego wszystkiego. A piłka to zabawa, podobnie jak gra w bierki czy w kółko graniaste. W istocie niewiele różni się od podwórkowej gry w zbijaka. Reguły są oczywiście inne, ale to taka sama zabawa dwóch drużyn z piłeczką profesora Pimki. Różnice są takie, że przy bierkach czy zbijaku trudno o takie emocje jak przy futbolu.
Pozwólmy sobie w czasie mistrzostw na skrawek przestrzeni pozafutbolowej. Żądam mniej terroru piłkarskiego w mediach! Nie wszyscy żyją piłką nożną. Wielu ma jej dość. Są tacy, co jeszcze żyją milionami spraw spoza piłki kopanej, a jedyne, co kopią w swoim życiu, to ogródek przed domem.
Współpraca: Agnieszka Niedek
Krzysztof Skiba
Ten, kto nie interesuje się piłką nożną, nie istnieje. Na czas mistrzostw świata w piłce kopanej każdy, komu obojętne są zmagania piłkarzy, może się zakopać. Specjaliści od mediów błędnie uznali, że piłka nożna, podobnie jak oddychanie, jest potrzebna każdemu bez wyjątku. W mediach stosuje się swoisty rasizm. Jeżeli nie interesują cię rozgrywki mistrzostw świata, oznacza to, że jesteś kimś gorszym, kalekim. Jeżeli nie kibicujesz naszej narodowej drużynie, to znaczy, że nie jesteś patriotą, a być może nie jesteś też Polakiem.
Piaskownica dla dorosłych facetów
Napiszę coś strasznego: piłka nożna nie wzbudza we mnie wielkich emocji. Raczej mnie śmieszy, gdy widzę naszych niemrawych piłkarzy udających zaangażowanie lub tych wszystkich boiskowych aktorów symulujących faule. W życiu nie byłem na meczu i patrząc na zamroczone wódą twarze kibiców wiem, że nigdy tam nie pójdę. Takich jak ja jest, wbrew pozorom, bardzo wielu, tylko w atmosferze ogólnego przymusu interesowania się piłką, w klimacie narodowej histerii wywołanej mistrzostwami, nie chcą lub boją się przyznać. Kiedy mówię, że nie interesuję się piłką nożną, brane jest to za żart. Od lat wydzwaniają do mnie dziennikarze sportowi i proszą o typowanie wyników ważnych meczów lub o opinie o grze naszych zawodników. Gdy informuję ich, że nie znam się na tym i nawet nie mam pojęcia, kto gra w naszej reprezentacji, nigdy mi nie wierzą. To, że facet jest fanem futbolu, uznaje się za pewnik. W naszej kulturze mężczyzna nie interesujący się piłką nożną to wariat.
Dla świętego spokoju udaję czasem zainteresowanie, aby nie być uznanym za totalnego odmieńca. Niedawno w warszawskim klubie Maska (należącym do Michała Milowicza), gdzie zgromadził się tłum kibiców oglądający finał Ligi Mistrzów, udało mi się nawet wytypować wynik meczu, mimo że przez pierwszą połowę nie miałem pojęcia, którzy zawodnicy to Barcelona, a którzy Arsenal. Trafiłem, podając pierwszy lepszy wynik, jaki przyszedł mi do głowy. Moja wygrana przypominała pamiętną scenę wygranej Nikodema Dyzmy podczas wyścigów na Służewcu w powieści Dołęgi Mostowicza. Wspólne przeżywanie meczu w pubie to nic innego jak piaskownica dla dorosłych facetów. Każdy dorosły facet jest dzieckiem podszyty (o czym pisał już Gombrowicz w "Ferdydurke"), z wiekiem zmieniają się tylko zabawki.
Zbiorowe zidiocenie
W czasie mistrzostw świata piaskownica z piłką nożną króluje na całej linii. Dorośli faceci nakładają sobie na głowy głupawe czapeczki, owijają się kolorowymi szalikami i dmuchają w stadionowe piszczałki. Przypomina to wielkie przedszkole, które wyrwało się spod skrzydeł pani opiekunki. Profesor Pimko (ten z "Ferdydurke") byłby zachwycony, widząc, jak dorosłe chłopięta bawią się, wodząc wzrokiem za piłeczką. Głupawce piłkarskiej ulegają także poważni dziennikarze polityczni, którzy uznali, że na czas mistrzostw mogą zbiorowo lekko zidiocieć (przykładem Grzegorz Miecugow z TVN). Dziecinnym zachowaniom kibiców sprzyjają reklamy lansujące ten model zachowań. Nie od dziś wiadomo, że na dzieciach robi się największy biznes, także na tych dzieciach, które w pubach gapią się przy piwie na stadionową bieganinę dwudziestu dwóch spoconych facetów.
Tyrania znawców
Nie dość, że zewsząd otaczają nas piłkarskie reklamy, to musimy jeszcze wysłuchiwać gadek znawców sportu. Obok zawodowych komentatorów w mundialowych programach pojawiają się też tzw. goście specjalni - znani aktorzy i muzycy. Zapraszanie znanych postaci, które swym komentarzem ubarwią średnio ciekawe analizy meczu w wykonaniu fachowców, to w zamyśle twórców dobry pomysł na uatrakcyjnienie studyjnego ględzenia. Niestety, wizyty artystów opowiadających o tym, jak kochają piłkę nożną, lub komentujących mecze to żałosne spektakle kabotyństwa. Oglądamy więc kiepski serial, w którym "znani i lubiani" popisują się swoją wiedzą futbolu i dają dobre rady trenerowi oraz piłkarzom. Od lat w takich dramatycznych widowiskach biorą udział skądinąd sympatyczni artyści, tacy jak Marek Kondrat, Maciej Kozłowski, Cezary Pazura, Wojciech Gąssowski czy Muniek Staszczyk.
Były reprezentant kraju Tomasz Iwan wyznał mi kiedyś, że nie ma nic gorszego jak pogawędka ze "znawcą piłki nożnej". Gdy taki dorwie piłkarza, potrafi zamęczyć go pytaniami o szczegóły zagrywki głową sprzed sześciu lat. Upiornej modzie na fascynację piłką nożną ulegają nawet wyrafinowani intelektualiści. Już wiem, że przez najbliższe tygodnie czytanie felietonów Jerzego Pilcha trzeba będzie sobie darować. Pilch z wrodzoną sobie lekkością będzie analizował każdy gwizdek sędziego, każde wybicie z rogu czy każde udane zagranie narodowej reprezentacji. Na bok pójdą sztuka, literatura i polityka. Wielu innych twórców także porzuci na czas mistrzostw swoje pasje i lęki, by oddać się piłce kopanej. Gazety już uginają się od tematów futbolowych i każdy, komu obojętna jest piłka nożna, będzie musiał przerzucić się na prasę kobiecą lub kwartalniki metafizyczne.
Mniej piłkarskiego terroru!
Klimat, który od wielu lat towarzyszy rozgrywkom piłkarskim, to coś na kształt kultu religijnego. Podniosła atmosfera, która wytworzyła się wokół mistrzostw, powoduje, że zapominamy, jaki jest sens tego wszystkiego. A piłka to zabawa, podobnie jak gra w bierki czy w kółko graniaste. W istocie niewiele różni się od podwórkowej gry w zbijaka. Reguły są oczywiście inne, ale to taka sama zabawa dwóch drużyn z piłeczką profesora Pimki. Różnice są takie, że przy bierkach czy zbijaku trudno o takie emocje jak przy futbolu.
Pozwólmy sobie w czasie mistrzostw na skrawek przestrzeni pozafutbolowej. Żądam mniej terroru piłkarskiego w mediach! Nie wszyscy żyją piłką nożną. Wielu ma jej dość. Są tacy, co jeszcze żyją milionami spraw spoza piłki kopanej, a jedyne, co kopią w swoim życiu, to ogródek przed domem.
Współpraca: Agnieszka Niedek
Maryla Rodowicz piosenkarka Większość kobiet nie przepada za piłką nożną. Nie znają zasad gry, poza tym, zanim zorientują się, która drużyna jest w jakich koszulkach, mija mecz. Ja jestem kibicem - być może dlatego, że uprawiałam sport i mam z nim kontakt do dzisiaj. Uważam, że futbol to wielkie emocje i piękne widowisko. Kibicowanie wiąże się też z patriotyzmem - orzeł na piersiach, polski hymn - to wszystko jest wzruszające i podniosłe. Futbol to rodzaj wojny między narodami. Dlatego tak bardzo zależy mi na wygranej w meczu z Niemcami, którzy żartują sobie, że o ile w 1939 r. potrzebowali 28 dni, by nas pokonać, o tyle teraz wystarczy im półtorej godziny. Jako kobieta kibic spotykam się czasem z brakiem zrozumienia u mężczyzn, którzy podejrzewają, że tak naprawdę to nie wiem, o co chodzi w futbolu, i tylko szpanuję. Nie wybieram się na mundial, bo gram koncerty. Zorganizowałam jednak czas w ten sposób, by móc obejrzeć mecze w pokoju hotelowym. Myślę, że wygra Brazylia lub Anglia, ale zdarzają się niespodzianki - nikt nie spodziewał się zwycięstwa Grecji w mistrzostwach Europy dwa lata temu. Jako prawdziwy kibic do ostatniej chwili będę wierzyła w polski sukces. Jan Krzysztof BieleckI prezes zarządu Banku Pekao SA Nie wyobrażam sobie, żebym nie oglądał mistrzostw świata. Faworytem będą jak zwykle Brazylijczycy, bo to są ludzie urodzeni do tego, by grać w piłkę nożną. W ostatnich kilku edycjach mistrzostw prawie zawsze grali w finale i tym razem także mają największe szanse. Ale na szczęście urok sportu polega na tym, że nie zawsze wygrywa najlepszy. Gdyby było inaczej, taka drużyna jak Polska nie miałaby na mistrzostwach czego szukać. Nie grają roli pieniądze, bo wtedy nie mielibyśmy szans z takimi drużynami jak zespół Wybrzeża Kości Słoniowej - wartość "rynkowa" jego trzech podstawowych graczy jest kilka razy wyższa niż całej naszej reprezentacji. Ciężką pracą, walką, dobrą organizacją przy odrobinie szczęścia można zdziałać wiele. Dlatego, jak wszyscy polscy kibice, wierzę w naszych. Moim faworytem jest także drużyna Anglii, która chyba nigdy w ciągu ostatnich 20 lat nie sprawiała wrażenia tak mocnej. To ciągle młody zespół, ale już bardzo doświadczony. Niemal wszyscy jego zawodnicy w ostatnich latach wielokrotnie grali pod presją nie tylko w reprezentacji, ale także w czołowych drużynach Ligi Mistrzów. W obronie nie do przejścia jest Rio Ferdinand, który jeszcze ma tę zaletę, że jednym podaniem potrafi zainicjować kontratak. Joe Cole w pomocy gra niekonwencjonalnie i często ośmiesza rywali. Franka Lamparda, gwiazdy Chelsea, czy Stevena Gerarda z Liverpoolu przedstawiać nie trzeba. W ataku jest Wayne Rooney, który prawdopodobnie zdąży wyleczyć kontuzję stopy i zagra swój pierwszy mecz przeciwko Polsce. To może być wielkie objawienie tych mistrzostw. Tomasz Lis członek zarządu Polsatu, autor programu "Co z tą Polską?" Oglądam mistrzostwa świata, bo to spektakl pełen wielkich emocji. Być kibicem to znaczy być optymistą. Prawdziwy kibic zawsze wierzy, że jego drużyna wygra, nawet gdy nie ma ku temu najmniejszych podstaw. I dla tej chwili zwycięstwa chce mu się żyć. Kibicowanie to też sprawa narodowa i dlatego będę na trybunach w biało-czerwonej koszulce i w szaliku. Piłka ma wyjątkową moc wzmacniania wspólnoty, integrowania narodu. Po tych mistrzostwach spodziewam się, że i my doznamy czegoś takiego jak Niemcy w 1954 r. Myślę, że nawet kobiety, tradycyjnie mało zainteresowane futbolem, będą razem z mężami śledziły rozgrywki i trzymały kciuki za naszych. Mam nadzieję, że te mistrzostwa będą ofensywne, a nie defensywne - że będzie dużo bramek, że zwycięży artyzm i wirtuozeria. Wygra Brazylia albo Anglia, która ma świetny, wyrównany zespół, a wielu jej piłkarzy potrafi zabłysnąć niekonwencjonalnym zagraniem. Mam szczególny stosunek do meczu Polska - Niemcy, ale nie chodzi tu o żaden nacjonalizm. Po prostu nigdy nie wygraliśmy z Niemcami, więc byłoby świetnie, gdyby teraz nam się udało. Nie mamy w reprezentacji żadnego wybitnego zawodnika, ale jeśli piłkarze zaangażują się w grę, to wytworzy się tzw. team spirit i mamy szansę wygrać. Nasza drużyna powinna grać tak jak mój ulubiony zawodnik - Radosław Sobolewski z Wisły. To typowy walczak, który gryzie trawę do ostatniej minuty. Taka determinacja plus odrobina szczęścia i może się udać. Moim marzeniem, i to większym niż sukces polskiej reprezentacji, jest to, by tych mistrzostw nie przegrali nasi kibice. Mundial nigdy nie odbywał się tak blisko, więc na pewno przyjedzie wielu Polaków. Oby nie przynieśli nam wstydu i zachowywali się dobrze, nawet gdy będziemy przegrywać. Jadę na mistrzostwa z córką i nie chcę się przedzierać przez rozwydrzony tłum, a potem tłumaczyć jej, o co chodzi. |
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.