Biomateriały nowej generacji rosną wraz z pacjentem albo są wchłaniane przez organizm
Jan Stradowski
Dorota Wajland z Malborka, 27-letnia bohaterka reportażu "Powrócić do życia" wyemitowanego w TVN, przez trzy lata była pozbawiona dużej części czaszki i narażona na uszkodzenie mózgu nawet przy lekkim urazie. Przeszczep z jej własnej kości nie przyjął się, a syntetyczna proteza okazała się zbyt droga. Dopiero dzięki pomocy niemieckich sponsorów kobieta przeszła operację przywracającą jej naturalny kształt głowy i może planować przeszczep włosów, aby odzyskać dawny wygląd.
W ubiegłym tygodniu równie pionierską operację poszerzania czaszki u dziewięcioletniej Martyny Żukowskiej przeprowadzili doc. Jacek Puchała, ordynator oddziału chirurgii rekonstrukcyjnej i oparzeń Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, i prof. Scott Bartlett, światowej sławy chirurg z University of Pennsylvania. Specjaliści wykonali zabieg u dziewczynki cierpiącej na rzadkie schorzenie genetyczne, tzw. zespół Aperta, w którym dochodzi do deformacji głowy i ucisku mózgu wskutek przyspieszonego zarastania szwów łączących kości czaszki. Lekarze przecięli je i zamocowali na głowie pacjentki rusztowanie, które będzie stopniowo rozsuwać fragmenty kości, powiększając czaszkę w sumie o 2 cm. Organizm odtworzy brakującą tkankę, która będzie nawet mocniejsza niż naturalna. Takiej kości nie udało się wyprodukować w laboratorium, bo żadna technologia nie jest jeszcze w stanie dorównać naturalnej zdolności ciała do regeneracji.
Milimetr kości dziennie
Pierwsze próby wydłużania kości przeprowadzano już sto lat temu, ale do przełomu doszło dopiero w latach 50. dzięki pracom Gawriła Abramowicza Ilizarowa. Odkrył on, że organizm jest w stanie odbudować przerwę między dwoma kawałkami kości w tempie sięgającym 1 mm dziennie. Klasyczna metoda Ilizarowa, polegająca na przecięciu kości i odsuwaniu jej fragmentów od siebie za pomocą metalowego rusztowania, jest stosowana do dziś, zwłaszcza do wydłużania nóg i rąk u bardzo niskich ludzi. Postęp techniki sprawił, że pacjenci w czasie terapii mogą przebywać w domu i samodzielnie przestawiać urządzenie.
W podobny sposób można też modelować inne części szkieletu, na przykład palce rąk czy kości twarzy. Lekarze potrafią wydłużyć dolną szczękę u ludzi z głęboko cofniętym podbródkiem albo poszerzyć ją, by ułatwić oddychanie osobom cierpiącym na bezdech nocny. Aparaty służące do rozsuwania kości można ukryć pod skórą lub umieścić w ustach pacjenta. - W takich sytuacjach najczęściej powiększamy kość tylko w jednym wymiarze, na przykład na długość, rzadziej w dwóch. Tymczasem u Martynki trzeba powiększyć czaszkę w trzech wymiarach jednocześnie - tłumaczy doc. Puchała. Dlatego do wykonania operacji niezbędne było warte 12 tys. dolarów rusztowanie, wykonane ze stopu tytanu i aluminium stosowanego do budowy sond kosmicznych, które nieodpłatnie trafiło do krakowskiego szpitala dzięki prof. Bartlettowi.
Skóra na rusztowaniu
Gdy w 1917 r. niemiecki chirurg Johannes Soerensen pierwszy połączył metalową płytką pęknięte kości szczęki, musiał wykorzystać obrączkę ślubną pacjenta do wykucia odpowiedniej blaszki. Dziś lekarze mogą stosować biomateriały, które rosną wraz z pacjentem albo są wchłaniane bez śladu przez organizm. Dzięki programom komputerowym można stworzyć trójwymiarowy model ciała pacjenta i przetestować na nim różne warianty operacji. Są też rusztowania pozwalające odtworzyć zniszczoną skórę. Lekarze używają drobnych syntetycznych siatek nakładanych na tkanki pacjenta. Na takim rusztowaniu mogą się rozwijać komórki tkanki łącznej, które mnożą się i stopniowo wchłaniają syntetyczny materiał. Sztuczna skóra firmy Integra Life Sciences pozwala zregenerować skórę właściwą, czyli warstwę tkanki chroniącą wnętrze ciała, znajdującą się pod naskórkiem (ten trzeba wyhodować i przeszczepić osobno).
Wykonanie takiego zabiegu u jednego dziecka kosztuje ok. 50 tys. zł. Narodowy Fundusz Zdrowia zaczął finansować takie operacje, po tym jak doc. Puchała pierwszy zastosował integrę u ciężko poparzonej dziewięcioletniej Andżeliki Dwojak. Po serii zabiegów sponsorowanych przez dystrybutora sztucznej skóry twarz dziecka została zrekonstruowana, a dziewczynka zaczęła wracać do normalnego życia. Wysokie koszty nowoczesnych materiałów medycznych są największym problemem dla okaleczonych pacjentów i opiekujących się nimi lekarzy. - Refundacja z NFZ pokrywa tylko część kosztów terapii. Pozostaje nam mieć nadzieję, że gdy powstanie koszyk świadczeń gwarantowanych, zostanie ona lepiej wyceniona - mówi doc. Puchała.
Zapotrzebowanie na zabiegi rekonstrukcyjne jest w Polsce ogromne. Terminy operacji są już zajęte do połowy 2008 r. Z podobnym problemem borykają się lekarze z USA - amerykańskie ubezpieczalnie coraz częściej odmawiają finansowania operacji rekonstrukcyjnych u dzieci z oszpecającymi wadami wrodzonymi, traktując je jak zabiegi kosmetyczne. Tymczasem przywrócenie naturalnego wyglądu u takich pacjentów sprawia, że lepiej odnajdują się w społeczeństwie i rzadziej cierpią na zaburzenia emocjonalne.
Jan Stradowski
Dorota Wajland z Malborka, 27-letnia bohaterka reportażu "Powrócić do życia" wyemitowanego w TVN, przez trzy lata była pozbawiona dużej części czaszki i narażona na uszkodzenie mózgu nawet przy lekkim urazie. Przeszczep z jej własnej kości nie przyjął się, a syntetyczna proteza okazała się zbyt droga. Dopiero dzięki pomocy niemieckich sponsorów kobieta przeszła operację przywracającą jej naturalny kształt głowy i może planować przeszczep włosów, aby odzyskać dawny wygląd.
W ubiegłym tygodniu równie pionierską operację poszerzania czaszki u dziewięcioletniej Martyny Żukowskiej przeprowadzili doc. Jacek Puchała, ordynator oddziału chirurgii rekonstrukcyjnej i oparzeń Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, i prof. Scott Bartlett, światowej sławy chirurg z University of Pennsylvania. Specjaliści wykonali zabieg u dziewczynki cierpiącej na rzadkie schorzenie genetyczne, tzw. zespół Aperta, w którym dochodzi do deformacji głowy i ucisku mózgu wskutek przyspieszonego zarastania szwów łączących kości czaszki. Lekarze przecięli je i zamocowali na głowie pacjentki rusztowanie, które będzie stopniowo rozsuwać fragmenty kości, powiększając czaszkę w sumie o 2 cm. Organizm odtworzy brakującą tkankę, która będzie nawet mocniejsza niż naturalna. Takiej kości nie udało się wyprodukować w laboratorium, bo żadna technologia nie jest jeszcze w stanie dorównać naturalnej zdolności ciała do regeneracji.
Milimetr kości dziennie
Pierwsze próby wydłużania kości przeprowadzano już sto lat temu, ale do przełomu doszło dopiero w latach 50. dzięki pracom Gawriła Abramowicza Ilizarowa. Odkrył on, że organizm jest w stanie odbudować przerwę między dwoma kawałkami kości w tempie sięgającym 1 mm dziennie. Klasyczna metoda Ilizarowa, polegająca na przecięciu kości i odsuwaniu jej fragmentów od siebie za pomocą metalowego rusztowania, jest stosowana do dziś, zwłaszcza do wydłużania nóg i rąk u bardzo niskich ludzi. Postęp techniki sprawił, że pacjenci w czasie terapii mogą przebywać w domu i samodzielnie przestawiać urządzenie.
W podobny sposób można też modelować inne części szkieletu, na przykład palce rąk czy kości twarzy. Lekarze potrafią wydłużyć dolną szczękę u ludzi z głęboko cofniętym podbródkiem albo poszerzyć ją, by ułatwić oddychanie osobom cierpiącym na bezdech nocny. Aparaty służące do rozsuwania kości można ukryć pod skórą lub umieścić w ustach pacjenta. - W takich sytuacjach najczęściej powiększamy kość tylko w jednym wymiarze, na przykład na długość, rzadziej w dwóch. Tymczasem u Martynki trzeba powiększyć czaszkę w trzech wymiarach jednocześnie - tłumaczy doc. Puchała. Dlatego do wykonania operacji niezbędne było warte 12 tys. dolarów rusztowanie, wykonane ze stopu tytanu i aluminium stosowanego do budowy sond kosmicznych, które nieodpłatnie trafiło do krakowskiego szpitala dzięki prof. Bartlettowi.
Skóra na rusztowaniu
Gdy w 1917 r. niemiecki chirurg Johannes Soerensen pierwszy połączył metalową płytką pęknięte kości szczęki, musiał wykorzystać obrączkę ślubną pacjenta do wykucia odpowiedniej blaszki. Dziś lekarze mogą stosować biomateriały, które rosną wraz z pacjentem albo są wchłaniane bez śladu przez organizm. Dzięki programom komputerowym można stworzyć trójwymiarowy model ciała pacjenta i przetestować na nim różne warianty operacji. Są też rusztowania pozwalające odtworzyć zniszczoną skórę. Lekarze używają drobnych syntetycznych siatek nakładanych na tkanki pacjenta. Na takim rusztowaniu mogą się rozwijać komórki tkanki łącznej, które mnożą się i stopniowo wchłaniają syntetyczny materiał. Sztuczna skóra firmy Integra Life Sciences pozwala zregenerować skórę właściwą, czyli warstwę tkanki chroniącą wnętrze ciała, znajdującą się pod naskórkiem (ten trzeba wyhodować i przeszczepić osobno).
Wykonanie takiego zabiegu u jednego dziecka kosztuje ok. 50 tys. zł. Narodowy Fundusz Zdrowia zaczął finansować takie operacje, po tym jak doc. Puchała pierwszy zastosował integrę u ciężko poparzonej dziewięcioletniej Andżeliki Dwojak. Po serii zabiegów sponsorowanych przez dystrybutora sztucznej skóry twarz dziecka została zrekonstruowana, a dziewczynka zaczęła wracać do normalnego życia. Wysokie koszty nowoczesnych materiałów medycznych są największym problemem dla okaleczonych pacjentów i opiekujących się nimi lekarzy. - Refundacja z NFZ pokrywa tylko część kosztów terapii. Pozostaje nam mieć nadzieję, że gdy powstanie koszyk świadczeń gwarantowanych, zostanie ona lepiej wyceniona - mówi doc. Puchała.
Zapotrzebowanie na zabiegi rekonstrukcyjne jest w Polsce ogromne. Terminy operacji są już zajęte do połowy 2008 r. Z podobnym problemem borykają się lekarze z USA - amerykańskie ubezpieczalnie coraz częściej odmawiają finansowania operacji rekonstrukcyjnych u dzieci z oszpecającymi wadami wrodzonymi, traktując je jak zabiegi kosmetyczne. Tymczasem przywrócenie naturalnego wyglądu u takich pacjentów sprawia, że lepiej odnajdują się w społeczeństwie i rzadziej cierpią na zaburzenia emocjonalne.
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.