Słowacja zaraziła się chorobą populizmu
Agaton Koziński
Mikulás Dzurinda już przeszedł do legendy. Bo nie ma drugiego polityka, który ma szansę po raz trzeci zostać szefem rządu (wybory odbędą się 17 czerwca), mimo że jego partia ani razu nie odniosła wyborczego zwycięstwa. Już teraz jego osiągnięcia jako premiera Słowacji są bez precedensu w Europie Środkowej: pierwszy utrzymał się na stanowisku na drugą kadencję, jako jedyny szef rządu krajów Grupy Wyszehradzkiej pozostał premierem po rozszerzeniu UE w 2004 r. Ale najważniejsze jest to, że firmował najśmielsze w naszej części Europy reformy gospodarcze. - Teraz Dzurinda próbuje dokonać rzeczy niebywałej w skali światowej. I ma na to szansę - mówi "Wprost" Jan Carnogursky, były premier Słowacji. Te plany może pokrzyżować jedynie populista Robert Fico, który jest silny jak nigdy. Silniejszy niż Lepper w Polsce.
Część rodaków Dzurindy nie chce dostrzec, że Słowacja należy do grona najszybciej rozwijających się krajów UE. To efekt tego, że ekipa Dzurindy wprowadziła takie reformy, jak 19-procentowy podatek liniowy, obowiązujący od początku 2004 r. Gdy wchodził on w życie, SDKU, partia Dzurindy, miała w sondażach poparcie nie przekraczające 5-procentowego progu wyborczego. Bezrobocie na Słowacji jednak spada (pod koniec 2002 r. wynosiło 18 proc., teraz - poniżej 12 proc.), utrzymuje się niska inflacja, przybywa zagranicznych inwestycji, a PKB rośnie - w ubiegłym roku o 5,5 proc., a w tym roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że wzrośnie o 6,3 proc. Na Słowacji uproszczono też naliczanie VAT, uszczelniono system rent, zliberalizowano zasady przyznawania zasiłków dla bezrobotnych, zmieniane są zasady finansowania służby zdrowia. Steve Forbes, właściciel magazynu ekonomicznego "Forbes", twierdzi, że Słowacja ma szansę stać się europejskim Hongkongiem. A MFW stawia ten kraj za wzór gospodarczych reform. Czy to wszystko zniszczy populista Fico?
Oni jeszcze nie rządzili
Lewicowa partia Smer (Kierunek), na której czele stoi Robert Fico, jest faworytem w nadchodzących wyborach. - Fico to jedyny polityk z nazwiskiem na słowackiej scenie politycznej, który jeszcze nie był u władzy. Ludzie będą głosować na niego choćby po to, by oglądać w telewizji nowe twarze - uważa Robin Shepherd, mieszkający w Bratysławie analityk polityczny instytutu German Marshall Fund. Populiści już zwyciężali w wyborach na Słowacji w 1998 r. i 2002 r., ale nie udawało im się stworzyć rządu i władza trafiała w ręce Dzurindy. Czy tak będzie i tym razem? Sondaże pokazują, że Smer zdobędzie co najmniej 30 proc. głosów. Fico zjednuje sobie Słowaków, obiecując im rozliczenie ekip Vladimira Meciara (1993-1998) i właśnie Dzurindy. Na przedwyborczych wiecach Fico postępuje zgodnie z kardynalną zasadą rasowego populisty: obiecuje wszystkim wszystko. I oskarża. Twierdzi na przykład, że obecny rząd sztucznie utrzymuje wysokie bezrobocie, by zmusić Słowaków do ciężkiej pracy.
Mimo gospodarczej hossy na Słowacji populiści od lat są na fali. Vladimir Meciar na populizmie wygrał w dwóch ostatnich wyborach. Wiernym elektoratem populistów są tak jak w Polsce ludzie, którzy uważają się za ofiary wolnego rynku. Motorem napędowym słowackiej gospodarki są zagraniczne inwestycje. Problem w tym, że trafiają one głównie do Bratysławy oraz zachodniej części kraju, połączonej siecią autostrad z Europą. Zacofana wschodnia Słowacja może tylko w telewizji oglądać, jak ich rodacy z zachodu korzystają z gospodarczego boomu.
Fico albo rozsądek
Fico wydaje się pewnym kandydatem do zwycięstwa w zbliżających się wyborach, to jednak nie oznacza, że uda mu się przejąć władzę. Podobna sytuacja była na Słowacji podczas wyborów parlamentarnych w 2002 r. Wtedy Smer także miał wygrać, ale w ostatniej chwili zwyciężył zdrowy rozsądek wyborców i partia Fico musiała się zadowolić trzecim miejscem. Obecnie jednak Smer ma w sondażach dużo większą przewagę nad konkurentami niż cztery lata temu. - Ludzie opowiadają się za Fico, bo są zmęczeni Dzurindą i chętnie wierzą w gruszki na wierzbie obiecywane przez lewicowego demagoga. Gdy jednak dochodzi do głosowania, zaczynają myśleć racjonalnie i głosują na polityka sprawdzonego - ma nadzieję politolog Alexander Duleba.
Agaton Koziński
Mikulás Dzurinda już przeszedł do legendy. Bo nie ma drugiego polityka, który ma szansę po raz trzeci zostać szefem rządu (wybory odbędą się 17 czerwca), mimo że jego partia ani razu nie odniosła wyborczego zwycięstwa. Już teraz jego osiągnięcia jako premiera Słowacji są bez precedensu w Europie Środkowej: pierwszy utrzymał się na stanowisku na drugą kadencję, jako jedyny szef rządu krajów Grupy Wyszehradzkiej pozostał premierem po rozszerzeniu UE w 2004 r. Ale najważniejsze jest to, że firmował najśmielsze w naszej części Europy reformy gospodarcze. - Teraz Dzurinda próbuje dokonać rzeczy niebywałej w skali światowej. I ma na to szansę - mówi "Wprost" Jan Carnogursky, były premier Słowacji. Te plany może pokrzyżować jedynie populista Robert Fico, który jest silny jak nigdy. Silniejszy niż Lepper w Polsce.
Część rodaków Dzurindy nie chce dostrzec, że Słowacja należy do grona najszybciej rozwijających się krajów UE. To efekt tego, że ekipa Dzurindy wprowadziła takie reformy, jak 19-procentowy podatek liniowy, obowiązujący od początku 2004 r. Gdy wchodził on w życie, SDKU, partia Dzurindy, miała w sondażach poparcie nie przekraczające 5-procentowego progu wyborczego. Bezrobocie na Słowacji jednak spada (pod koniec 2002 r. wynosiło 18 proc., teraz - poniżej 12 proc.), utrzymuje się niska inflacja, przybywa zagranicznych inwestycji, a PKB rośnie - w ubiegłym roku o 5,5 proc., a w tym roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że wzrośnie o 6,3 proc. Na Słowacji uproszczono też naliczanie VAT, uszczelniono system rent, zliberalizowano zasady przyznawania zasiłków dla bezrobotnych, zmieniane są zasady finansowania służby zdrowia. Steve Forbes, właściciel magazynu ekonomicznego "Forbes", twierdzi, że Słowacja ma szansę stać się europejskim Hongkongiem. A MFW stawia ten kraj za wzór gospodarczych reform. Czy to wszystko zniszczy populista Fico?
Oni jeszcze nie rządzili
Lewicowa partia Smer (Kierunek), na której czele stoi Robert Fico, jest faworytem w nadchodzących wyborach. - Fico to jedyny polityk z nazwiskiem na słowackiej scenie politycznej, który jeszcze nie był u władzy. Ludzie będą głosować na niego choćby po to, by oglądać w telewizji nowe twarze - uważa Robin Shepherd, mieszkający w Bratysławie analityk polityczny instytutu German Marshall Fund. Populiści już zwyciężali w wyborach na Słowacji w 1998 r. i 2002 r., ale nie udawało im się stworzyć rządu i władza trafiała w ręce Dzurindy. Czy tak będzie i tym razem? Sondaże pokazują, że Smer zdobędzie co najmniej 30 proc. głosów. Fico zjednuje sobie Słowaków, obiecując im rozliczenie ekip Vladimira Meciara (1993-1998) i właśnie Dzurindy. Na przedwyborczych wiecach Fico postępuje zgodnie z kardynalną zasadą rasowego populisty: obiecuje wszystkim wszystko. I oskarża. Twierdzi na przykład, że obecny rząd sztucznie utrzymuje wysokie bezrobocie, by zmusić Słowaków do ciężkiej pracy.
Mimo gospodarczej hossy na Słowacji populiści od lat są na fali. Vladimir Meciar na populizmie wygrał w dwóch ostatnich wyborach. Wiernym elektoratem populistów są tak jak w Polsce ludzie, którzy uważają się za ofiary wolnego rynku. Motorem napędowym słowackiej gospodarki są zagraniczne inwestycje. Problem w tym, że trafiają one głównie do Bratysławy oraz zachodniej części kraju, połączonej siecią autostrad z Europą. Zacofana wschodnia Słowacja może tylko w telewizji oglądać, jak ich rodacy z zachodu korzystają z gospodarczego boomu.
Fico albo rozsądek
Fico wydaje się pewnym kandydatem do zwycięstwa w zbliżających się wyborach, to jednak nie oznacza, że uda mu się przejąć władzę. Podobna sytuacja była na Słowacji podczas wyborów parlamentarnych w 2002 r. Wtedy Smer także miał wygrać, ale w ostatniej chwili zwyciężył zdrowy rozsądek wyborców i partia Fico musiała się zadowolić trzecim miejscem. Obecnie jednak Smer ma w sondażach dużo większą przewagę nad konkurentami niż cztery lata temu. - Ludzie opowiadają się za Fico, bo są zmęczeni Dzurindą i chętnie wierzą w gruszki na wierzbie obiecywane przez lewicowego demagoga. Gdy jednak dochodzi do głosowania, zaczynają myśleć racjonalnie i głosują na polityka sprawdzonego - ma nadzieję politolog Alexander Duleba.
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.