Jeśli Samoobronie uda się zawłaszczyć samorządy, obywatelom pozostanie już tylko zemsta przy urnach
Tomasz Nałęcz
Samoobrona planuje zmienić sposób wyboru prezydentów, burmistrzów i wójtów. Nie chce, by o tym decydowali obywatele w bezpośrednich wyborach. Jej zdaniem, lepiej samorządową władzę wykonawczą wyłonią radni, też przecież dysponujący mandatem obywatelskiego zaufania. Ma więc być tak jak przed 2002 r.
Jako koronny argument przemawiający za tą samorządową kontrrewolucją podaje się chęć łatwiejszego odwołania samorządowców wchodzących w kolizję z prawem. Kiedy się to słyszy, człowiek oczy przeciera ze zdumienia. Chciałoby się rzec za panem Zagłobą, że diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni. To przecież do Samoobrony należy niechlubny rekord tolerowania we własnych szeregach działaczy skazanych prawomocnymi wyrokami bądź pozostających pod prokuratorskim zarzutem naruszenia kodeksu karnego. Gdyby Andrzejowi Lepperowi tak zależało na wyeliminowaniu z życia publicznego osób napiętnowanych zarzutem łamania prawa, zacząłby czystkę od swoich szeregów. A tego nie czyni i na dodatek proponuje rozwiązanie, które nie daje żadnej gwarancji wyeliminowania patologii. Można sobie łatwo wyobrazić, że także po przeprowadzeniu postulowanych przez Samoobronę zmian radni powiązani ze swoim burmistrzem czy wójtem wcale nie zechcą go odwołać, kiedy wejdzie w kolizję z prawem. Takie sytuacje już się zresztą zdarzały przed 2002 r.
Gdyby Samoobronie rzeczywiście zależało na podniesieniu morale władzy, zgłosiłaby projekt zakazujący pełnienia funkcji rządowych i samorządowych przez osoby naruszające prawo. Na to jednak nie ma co liczyć.Nietrudno też odkryć, czemu ma służyć zmiana sposobu wybierania samorządowych władz wykonawczych. Chodzi o to, by odebrać te uprawnienia ludziom i dać je partiom. To one będą decydowały o nominacjach na burmistrzów i wójtów. Umożliwi to kombinacje personalne, na jakie wyborcy by nie przystali.
Jest fatalną przypadłością naszych partii, że potrafią zrobić po wyborach zupełnie coś innego, niż wcześniej zapowiadały. Wsłuchując się w kampanię 2005 r., nikt by przecież nie przewidział koalicji PiS z Samoobroną i LPR. PiS głośno zapowiadało wspólne rządy z "przyjaciółmi z PO", zaś Lepper i Giertych nie zostawiali na braciach Kaczyńskich suchej nitki. Do dziś straszą plakaty przestrzegające Polaków przed głosowaniem na ludzi, z którymi autorzy tych przestróg obecnie idą ręka w rękę. Podobnie będzie w samorządach, jeśli tylko odbierze się obywatelom bezpośredni wpływ na decydowanie o ich obliczu.
Józef Piłsudski mówił, że największym złem jest panowanie rozwydrzonych partii nad Polską. Chęć zawłaszczenia samorządów to nic innego jak najnowsze świadectwo tego rozwydrzenia. Jeśli pazerna propozycja Samoobrony zyska większość w Sejmie, to zwykłym obywatelom, ograbionym z ich praw wyborczych, pozostanie już tylko zemsta przy urnach.
Fot: Z. Furman
Tomasz Nałęcz
Samoobrona planuje zmienić sposób wyboru prezydentów, burmistrzów i wójtów. Nie chce, by o tym decydowali obywatele w bezpośrednich wyborach. Jej zdaniem, lepiej samorządową władzę wykonawczą wyłonią radni, też przecież dysponujący mandatem obywatelskiego zaufania. Ma więc być tak jak przed 2002 r.
Jako koronny argument przemawiający za tą samorządową kontrrewolucją podaje się chęć łatwiejszego odwołania samorządowców wchodzących w kolizję z prawem. Kiedy się to słyszy, człowiek oczy przeciera ze zdumienia. Chciałoby się rzec za panem Zagłobą, że diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni. To przecież do Samoobrony należy niechlubny rekord tolerowania we własnych szeregach działaczy skazanych prawomocnymi wyrokami bądź pozostających pod prokuratorskim zarzutem naruszenia kodeksu karnego. Gdyby Andrzejowi Lepperowi tak zależało na wyeliminowaniu z życia publicznego osób napiętnowanych zarzutem łamania prawa, zacząłby czystkę od swoich szeregów. A tego nie czyni i na dodatek proponuje rozwiązanie, które nie daje żadnej gwarancji wyeliminowania patologii. Można sobie łatwo wyobrazić, że także po przeprowadzeniu postulowanych przez Samoobronę zmian radni powiązani ze swoim burmistrzem czy wójtem wcale nie zechcą go odwołać, kiedy wejdzie w kolizję z prawem. Takie sytuacje już się zresztą zdarzały przed 2002 r.
Gdyby Samoobronie rzeczywiście zależało na podniesieniu morale władzy, zgłosiłaby projekt zakazujący pełnienia funkcji rządowych i samorządowych przez osoby naruszające prawo. Na to jednak nie ma co liczyć.Nietrudno też odkryć, czemu ma służyć zmiana sposobu wybierania samorządowych władz wykonawczych. Chodzi o to, by odebrać te uprawnienia ludziom i dać je partiom. To one będą decydowały o nominacjach na burmistrzów i wójtów. Umożliwi to kombinacje personalne, na jakie wyborcy by nie przystali.
Jest fatalną przypadłością naszych partii, że potrafią zrobić po wyborach zupełnie coś innego, niż wcześniej zapowiadały. Wsłuchując się w kampanię 2005 r., nikt by przecież nie przewidział koalicji PiS z Samoobroną i LPR. PiS głośno zapowiadało wspólne rządy z "przyjaciółmi z PO", zaś Lepper i Giertych nie zostawiali na braciach Kaczyńskich suchej nitki. Do dziś straszą plakaty przestrzegające Polaków przed głosowaniem na ludzi, z którymi autorzy tych przestróg obecnie idą ręka w rękę. Podobnie będzie w samorządach, jeśli tylko odbierze się obywatelom bezpośredni wpływ na decydowanie o ich obliczu.
Józef Piłsudski mówił, że największym złem jest panowanie rozwydrzonych partii nad Polską. Chęć zawłaszczenia samorządów to nic innego jak najnowsze świadectwo tego rozwydrzenia. Jeśli pazerna propozycja Samoobrony zyska większość w Sejmie, to zwykłym obywatelom, ograbionym z ich praw wyborczych, pozostanie już tylko zemsta przy urnach.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.