Rozmowa z Zygmuntem Berdychowskim, przewodniczącym rady programowej Forum Ekonomicznego w Krynicy
Małgorzata Zdziechowska: Co zostało z Mitteleuropy zdefiniowanej w pierwszej połowie ubiegłego wieku przez niemieckiego politologa Friedricha Naumanna?
Zygmunt Berdychowski: Po traktacie wersalskim, gdy zniknęły Austro-Węgry, gdy zmieniła się sytuacja geograficzna, polityczna, a także gospodarcza Niemiec, to pojęcie było dalekie od wizji Naumanna. Owszem, powstały nowe państwa: Polska, Czechosłowacja, Węgry, ale one zajmowały się przede wszystkim rozwiązywaniem własnych problemów. Już wtedy nie było mowy o wspólnych przedsięwzięciach gospodarczych.
- A można o nich mówić na początku XXI w?
- Mitteleuropa jest nadal tylko pojęciem geograficznym. Nie można mówić o zacieśnionej współpracy między krajami środkowoeuropejskimi - ani pod względem politycznym, ani gospodarczym. Trudno sobie nawet wyobrazić, na czym miałaby ona polegać.
- Przecież jeszcze kilka lat temu Polska, Czechy, Słowacja i Węgry współpracowały z sobą w ramach Grupy Wyszehradzkiej.
- I wszyscy bardzo na tej współpracy skorzystali. W okresie przedakcesyjnym znieśliśmy wiele istotnych ograniczeń w wymianie gospodarczej, we wzajemnych inwestycjach, wprowadziliśmy nowoczesne rozwiązania w prawie podatkowym, swobodę w świadczeniu usług itp. Obecnie jesteśmy jednak w unii i taka współpraca traci sens. Zasadniczym graczem w naszym regionie, owej geograficznej Mittel-europie, gospodarką o największym potencjale są Niemcy. Niemcy mają jednak swoje interesy o wymiarze raczej globalnym; reszta dawnej Mitteleuropy jest tylko jednym, wcale nie najważniejszym elementem tych interesów.
- Czy Europa Środkowa może realizować jakieś wspólne cele?
- Nie sądzę, by była możliwa realizacja celów pod hasłem: zgrupujmy się w środku Europy, to może osiągniemy coś więcej. Każdy z krajów ma własne priorytety i trudno liczyć na zaakceptowanie naszych interesów przez inne kraje. Inną sprawą jest to, że ciągle nie potrafimy wykorzystać atutu, jakim jest nasze położenie w środku Europy. Nadal mamy za dużo kompleksów, uprzedzeń, niedojrzałości w myśleniu o tym, co można osiągnąć w bliższej współpracy z naszymi partnerami. Najgorsze jest to, że ciągle niewiele możemy zaproponować.
- Co zatem powinniśmy zaproponować?
- Powinniśmy wykorzystać swoją wyjątkową sytuację i stać się pomostem między Wschodem a Zachodem. Z jednej strony, kulturowo, cywilizacyjnie nadal jesteśmy - jakkolwiek byśmy się od tego odżegnywali - bliscy wschodnim narodom Europy (Ukraińcom, Rosjanom, Białorusinom). Z drugiej strony, dzięki przynależności do Unii Europejskiej, zaakceptowaniu pewnych wartości, rozstrzygnięć instytucjonalnych i formalnych, staliśmy się częścią świata zachodniego. Jednym z najistotniejszych celów naszej polityki zagranicznej jest przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej. Jeżeli udałoby nam się to osiągnąć przez nasze zaangażowanie polityczne, byłoby nam znacznie łatwiej rozszerzyć naszą obecność gospodarczą na liczącym 50 mln mieszkańców ukraińskim rynku, który po Niemczech i Francji byłby trzecim - na równi z brytyjskim - w Unii Europejskiej.
- Na razie nie jesteśmy pomostem. Ba, najważniejsze sprawy polityczno-gospodarcze, na przykład budowa Gazociągu Północnego, odbywają się ponad naszymi głowami i wbrew naszym interesom.
- Trudno oczekiwać, że wszędzie osiągniemy sukces. Nie udało się w wypadku Gazociągu Północnego, bo Niemcy bez oglądania się na polską rację stanu podpisały umowę, do której bardzo szybko przystąpili m.in. Holendrzy i Brytyjczycy.
- Czy nie oznacza to, że Wschód z Zachodem bez problemu potrafią się porozumieć bez Polski?
- Nie. To tylko ostrzeżenie, które pokazuje, że nie zawsze odniesiemy sukces w sprawach, które są dla nas ważne. Nie znaczy to jednak, że Polska ma przestać pośredniczyć w kontaktach między Wschodem a Zachodem.
- Na czym ma polegać to pośrednictwo?
- Polska może być przede wszystkim gospodarzem, który organizuje na naszym terytorium dialog między Wschodem a Zachodem. Na przykładzie odbywającego się w tym roku już po raz szesnasty Forum Ekonomicznego w Krynicy obserwuję, że osoby z Zachodu coraz bardziej interesują się Wschodem. Przedsiębiorcy, politycy z Europy Zachodniej nabierają przekonania, że warto tu przyjechać, bo można spotkać ludzi, których nigdzie indziej się nie spotyka, i porozmawiać na tematy, których nigdzie indziej się nie porusza. O tym, że jest to właściwa droga, świadczy rosnące zainteresowanie forum. Co roku liczba uczestników zwiększa się o 10-15 proc.
- Mamy szansę stać się w Europie Środkowo-Wschodniej tym, czym w Mitteleuropie były Niemcy?
- Francuski "Le Monde" napisał w artykule o forum, że Polska coraz częściej występuje w roli regionalnego mocarstwa. Nikt inny w tej części Europy nie jest w stanie zaprosić tylu znakomitych gości z całego świata. "Le Monde" miał w tym rację.
- Nie chodzi jednak tylko o to, kto przyjedzie, ale o efekty tych spotkań.
- O to należałoby spytać ludzi biznesu, których z roku na rok coraz więcej przybywa do Krynicy, i polityków, którzy uznają, że do Krynicy warto przyjechać. Skoro chcą przyjeżdżać, oznacza to, że osiągają swoje cele.
- Jakie są więc najważniejsze efekty forum?
- Lawinowo wzrastające inwestycje europejskie, w tym polskie, a także czeskie, a nawet rumuńskie, w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Bardzo szybko mimo licznych barier wzrasta wymiana gospodarcza między tymi krajami a Polską. Tempo wzrostu szacuje się na poziomie od kilkunastu do kilkudziesięciu procent rocznie. To pokazuje, że w dużej części udaje się wykorzystać te ogromne możliwości niezależnie od klimatu politycznego, który jest po prostu kiepski.
Fot: M. Stelmach
Zygmunt Berdychowski: Po traktacie wersalskim, gdy zniknęły Austro-Węgry, gdy zmieniła się sytuacja geograficzna, polityczna, a także gospodarcza Niemiec, to pojęcie było dalekie od wizji Naumanna. Owszem, powstały nowe państwa: Polska, Czechosłowacja, Węgry, ale one zajmowały się przede wszystkim rozwiązywaniem własnych problemów. Już wtedy nie było mowy o wspólnych przedsięwzięciach gospodarczych.
- A można o nich mówić na początku XXI w?
- Mitteleuropa jest nadal tylko pojęciem geograficznym. Nie można mówić o zacieśnionej współpracy między krajami środkowoeuropejskimi - ani pod względem politycznym, ani gospodarczym. Trudno sobie nawet wyobrazić, na czym miałaby ona polegać.
- Przecież jeszcze kilka lat temu Polska, Czechy, Słowacja i Węgry współpracowały z sobą w ramach Grupy Wyszehradzkiej.
- I wszyscy bardzo na tej współpracy skorzystali. W okresie przedakcesyjnym znieśliśmy wiele istotnych ograniczeń w wymianie gospodarczej, we wzajemnych inwestycjach, wprowadziliśmy nowoczesne rozwiązania w prawie podatkowym, swobodę w świadczeniu usług itp. Obecnie jesteśmy jednak w unii i taka współpraca traci sens. Zasadniczym graczem w naszym regionie, owej geograficznej Mittel-europie, gospodarką o największym potencjale są Niemcy. Niemcy mają jednak swoje interesy o wymiarze raczej globalnym; reszta dawnej Mitteleuropy jest tylko jednym, wcale nie najważniejszym elementem tych interesów.
- Czy Europa Środkowa może realizować jakieś wspólne cele?
- Nie sądzę, by była możliwa realizacja celów pod hasłem: zgrupujmy się w środku Europy, to może osiągniemy coś więcej. Każdy z krajów ma własne priorytety i trudno liczyć na zaakceptowanie naszych interesów przez inne kraje. Inną sprawą jest to, że ciągle nie potrafimy wykorzystać atutu, jakim jest nasze położenie w środku Europy. Nadal mamy za dużo kompleksów, uprzedzeń, niedojrzałości w myśleniu o tym, co można osiągnąć w bliższej współpracy z naszymi partnerami. Najgorsze jest to, że ciągle niewiele możemy zaproponować.
- Co zatem powinniśmy zaproponować?
- Powinniśmy wykorzystać swoją wyjątkową sytuację i stać się pomostem między Wschodem a Zachodem. Z jednej strony, kulturowo, cywilizacyjnie nadal jesteśmy - jakkolwiek byśmy się od tego odżegnywali - bliscy wschodnim narodom Europy (Ukraińcom, Rosjanom, Białorusinom). Z drugiej strony, dzięki przynależności do Unii Europejskiej, zaakceptowaniu pewnych wartości, rozstrzygnięć instytucjonalnych i formalnych, staliśmy się częścią świata zachodniego. Jednym z najistotniejszych celów naszej polityki zagranicznej jest przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej. Jeżeli udałoby nam się to osiągnąć przez nasze zaangażowanie polityczne, byłoby nam znacznie łatwiej rozszerzyć naszą obecność gospodarczą na liczącym 50 mln mieszkańców ukraińskim rynku, który po Niemczech i Francji byłby trzecim - na równi z brytyjskim - w Unii Europejskiej.
- Na razie nie jesteśmy pomostem. Ba, najważniejsze sprawy polityczno-gospodarcze, na przykład budowa Gazociągu Północnego, odbywają się ponad naszymi głowami i wbrew naszym interesom.
- Trudno oczekiwać, że wszędzie osiągniemy sukces. Nie udało się w wypadku Gazociągu Północnego, bo Niemcy bez oglądania się na polską rację stanu podpisały umowę, do której bardzo szybko przystąpili m.in. Holendrzy i Brytyjczycy.
- Czy nie oznacza to, że Wschód z Zachodem bez problemu potrafią się porozumieć bez Polski?
- Nie. To tylko ostrzeżenie, które pokazuje, że nie zawsze odniesiemy sukces w sprawach, które są dla nas ważne. Nie znaczy to jednak, że Polska ma przestać pośredniczyć w kontaktach między Wschodem a Zachodem.
- Na czym ma polegać to pośrednictwo?
- Polska może być przede wszystkim gospodarzem, który organizuje na naszym terytorium dialog między Wschodem a Zachodem. Na przykładzie odbywającego się w tym roku już po raz szesnasty Forum Ekonomicznego w Krynicy obserwuję, że osoby z Zachodu coraz bardziej interesują się Wschodem. Przedsiębiorcy, politycy z Europy Zachodniej nabierają przekonania, że warto tu przyjechać, bo można spotkać ludzi, których nigdzie indziej się nie spotyka, i porozmawiać na tematy, których nigdzie indziej się nie porusza. O tym, że jest to właściwa droga, świadczy rosnące zainteresowanie forum. Co roku liczba uczestników zwiększa się o 10-15 proc.
- Mamy szansę stać się w Europie Środkowo-Wschodniej tym, czym w Mitteleuropie były Niemcy?
- Francuski "Le Monde" napisał w artykule o forum, że Polska coraz częściej występuje w roli regionalnego mocarstwa. Nikt inny w tej części Europy nie jest w stanie zaprosić tylu znakomitych gości z całego świata. "Le Monde" miał w tym rację.
- Nie chodzi jednak tylko o to, kto przyjedzie, ale o efekty tych spotkań.
- O to należałoby spytać ludzi biznesu, których z roku na rok coraz więcej przybywa do Krynicy, i polityków, którzy uznają, że do Krynicy warto przyjechać. Skoro chcą przyjeżdżać, oznacza to, że osiągają swoje cele.
- Jakie są więc najważniejsze efekty forum?
- Lawinowo wzrastające inwestycje europejskie, w tym polskie, a także czeskie, a nawet rumuńskie, w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Bardzo szybko mimo licznych barier wzrasta wymiana gospodarcza między tymi krajami a Polską. Tempo wzrostu szacuje się na poziomie od kilkunastu do kilkudziesięciu procent rocznie. To pokazuje, że w dużej części udaje się wykorzystać te ogromne możliwości niezależnie od klimatu politycznego, który jest po prostu kiepski.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 36/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.