Siedmioletni Michałek w rodzinnym domu dziecka w Opolu Lubelskim, prowadzonym przez nauczycieli Urszulę i Dariusza Bartoszewskich, mieszkał trzy lata. Trafił tam w połowie 2013 r. Wcześniej opiekowała się nim starsza o kilkanaście lat siostra, ale jej mąż nie tolerował dziecka. Sąd uznał, że Michał doświadcza przemocy fizycznej i psychicznej. Umieścił go u Bartoszewskich, którzy rodzinny dom dziecka prowadzą od 2009 r., a obecnie mają pod opieką dziewięcioro dzieci. Z Bartoszewskimi spotykamy się tuż po świętach Wielkanocy.
Dom jest skromny,ale czysty. W kuchni gotuje się zupa, na stole ciasta, które upiekli dla całej gromady na święta. Maluchy praktycznie nie schodzą opiekunom z kolan, mówią do nich „mamo” i „tato”, przytulają się. Zapewniają, że kochają swoją nową rodzinę. To ogromna różnica dla kogoś, kto, jak Michał, zaznał niezbyt dużo ciepła i czułości w rodzinnym domu. Słuchamy opowieści o Michałku. Matka jest alkoholiczką, piła w ciąży, zapewniając synowi alkoholowy zespół płodowy. Ojciec siedzi w więzieniu. Wychodzi w maju. Starsza siostra to dla niego najbliższa osoba. Gdyby nie szwagier, w oddalonej od Opola Lubelskiego o 10 km Poniatowej, nie byłoby dziecku źle. Po wyprowadzce od siostry nadzieją dla Michałka miała być adopcja, bo sąd pozbawił rodziców praw rodzicielskich, regulując sytuację prawną chłopca. Ale w rodzinnym domu dziecka w Opolu Lubelskim było mu dobrze. Nikt, łącznie z siostrą i ojcem, który dzwonił do niego regularnie co tydzień, nie podejrzewał, że chłopczyk może wyjechać za granicę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.