PiS-owska zmiana na dobre zagościła w publicznym radiu i telewizji. Zwolennicy nowych dziennikarzy i nowych serwisów przekonują, że w publicznych mediach przywrócili równowagę albo – jak kto woli – normalność. Przeciwnicy twierdzą, że serwisy informacyjne i audycje publicystyczne opanowała PiS-owska propaganda. Każdy, kto ogląda telewizję, może sobie sam wyrobić zdanie na ten temat. Ale to, co najważniejsze, jest ukryte dla oczu. A chodzi o cichą wojnę o to, czy media będą narodowe czy po prostu publiczne, a przede wszystkim o to, kto będzie rozdzielał stanowiska i wyjadał telewizyjne konfitury.
Wyścig ustaw
O tym, że sprawa mediów narodowych, w które miały być przekształcone publiczne radio i telewizja, zaczyna się komplikować, wiadomo było już pod koniec ubiegłego roku, kiedy niespodziewanie Sejm uchwalił tzw. małą ustawę medialną, umożliwiającą odwołanie władz telewizji i powołanie nowych. Przeforsował to ówczesny wiceminister kultury, a obecnie prezes TVP Jacek Kurski, odsuwając w czasie ustawę o mediach narodowych, pisaną przez zespół Krzysztofa Czabańskiego, też wiceministra kultury. – Byłem zaskoczony, że udało mu się to tak szybko i sprawnie przeprowadzić – mówi z uznaniem jeden z polityków PiS. Bo Czabański, który na pewno bronił swoich racji, nie wypadł sroce spod ogona – jest twardy, uparty i utalentowany politycznie. – Przeszedł próbę ognia, gdy przegrał wybory w 2011 r., startując z drugiego miejsca w Bielsku-Białej, gdzie zdobyliśmy kilka mandatów – mówi Ryszard Czarnecki, europoseł PiS.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.