W 2011 r. chory na raka Steve Jobs zapłacił 100 tys. dolarów i został jedną z pierwszych 20 osób na świecie, którym sporządzono pełną mapę genomu oraz odczytano sekwencje genów złośliwego guza. Wszystko po to, żeby dobrać do każdego pacjenta indywidualnie terapię niszczącą wyłącznie komórki nowotworowe. Jak można przeczytać w biografii Jobsa autorstwa Waltera Isaacsona, współzałożyciel firmy Apple miał wtedy powiedzieć, że albo będzie jednym z pierwszych, którzy dotrą do brzegu, albo jednym z ostatnich, którzy zostaną wyrzuceni za burtę.
Okazało się, że był jednym z tych ostatnich, bo dzięki nieprawdopodobnemu technologicznemu przyspieszeniu terapia celowana wykorzystująca niepowtarzalny profil genetyczny każdego z nas, przez który np. inaczej reagujemy na te same leki, przestała być dostępna tylko dla wybranych. Sekwencjonowanie genomu jest też coraz powszechniej wykorzystywane do identyfikacji tych genów, które sprzyjają występowaniu różnorakich chorób. Przy okazji popularność zdobywają również badania genetyczne służące po prostu poznaniu rodzinnych korzeni.
Jest więc coraz więcej sposobów wykorzystania wiedzy o DNA człowieka, co sprawia, że koszty sekwencjonowania pełnego genomu znacząco spadają i wynoszą, np. w USA, 1-2 tys. dolarów. Rośnie też wydajność instytutów zajmujących się sekwencjonowaniem. Analitycy związanego z MIT i Harvardem Broad Institute, którzy zsekwencjonowali pięć lat temu DNA Steve’a Jobsa, są dziś w stanie w ciągu roku opisać genom ponad 14 tys. osób, bo cała procedura trwa zamiast, jak kiedyś, trzech tygodni zaledwie kilka godzin. Czy odczytywanie sekwencji genów będzie więc w przyszłości równie dostępne jak badanie krwi? Naukowcy są pewni, że nastąpi to w ciągu kilku lat. Pytanie tylko, co każdy z nas zrobi z tą niepowtarzalną informacją o sobie?
DNA jak towar
Naukowcy wciąż wiedzą oczywiście zbyt mało o skutkach obecności poszczególnych odmian genetycznych w naszym organizmie, ale to też jest tylko kwestią czasu, bo materiału do badań nie zabraknie. Prezydent Barack Obama zapowiedział rok temu, że przeznaczy 215 mln dolarów na badania genetyczne miliona Amerykanów. Nad podobnym, choć o wiele większym, programempracują także Chiny. Trwa również projekt sekwencjonowania genomu ponad 340 tys. weteranów amerykańskiej armii.
Dlatego Greg Lennon, amerykański genetyk i współzałożyciel SNPedii, internetowej encyklopedii oferującej informacje związane z genetyką człowieka, jest przekonany, że początek rewolucji genomowej to najlepszy moment, żeby pomyśleć o prawie dostępu do własnych genetycznych danych. Obawia się bowiem, że w całym tym rewolucyjnym ferworze zarówno rządy, jak i prywatne firmy mogą go nam ograniczać. – Dane dotyczące naszego genomu powinny być traktowane tak jak zdjęcie rentgenowskie. Jeśli już zapłacimy za sekwencjonowanie, musimy mieć prawo do przechowywania całej naszej genetycznej mapy, a nie tylko jej niektórych fragmentów, jak to proponują niektóre firmy – przekonuje dr Lennon. – Zatroszczmy się o nasze prawo, jeszcze zanim usługi sekwencjonowania genomu staną się powszechne, a co z nim zrobimy, tzn. czy udostępnimy nasz genom jakimś lekarzom albo rodzinie, to już nasza sprawa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.