Był czwartek, około godz. 7.45. 80-letni pasażer lotu z Bejrutu, po wyjściu z samolotu i wejściu do budynku terminala, nagle zasłabł i przewrócił się, uderzając głową w ścianę. – Mężczyzna leżał na podłodze, wokół było dużo krwi. Obok byli inni pasażerowie, którzy próbowali go reanimować, ale w niewłaściwej pozycji – opowiada Aleksandra Lisiewicz z firmy Welcome Airport Services, która akurat przechodziła w pobliżu. – Funkcjonariusz Straży Granicznej, który także był na miejscu, wezwał służbę medyczną, a ja pomogłam ratować tego nieprzytomnego pasażera. Mężczyzna nie oddychał i cały zsiniał. Nie można było też wyczuć pulsu.
Impuls życia
Na szczęście w pobliżu na ścianie wisiał automatyczny defibrylator zewnętrzny (AED) – urządzenie do ratowania życia w przypadkach nagłych zasłabnięć. – Zdjęłam go ze ściany i rozpakowałam, a pasażer, który twierdził, że jest lekarzem, umieścił na ciele mężczyzny elektrody i uruchomił defibrylację. Zdążyliśmy wysłać jeden impuls elektryczny i zaraz na miejscu zjawili się lotniskowi ratownicy – mówi pani Aleksandra. – U mężczyzny wystąpiło nagłe zatrzymanie krążenia w przebiegu migotania komór serca. To najczęstsza przyczyna śmierci ludzi na całym świecie. Przejęliśmy reanimację i kontynuowaliśmy ją przez ponad 20 minut. Kiedy nastąpiła stabilizacja krążenia, pacjent, wentylowany respiratorem, został przewieziony do szpitala przy ulicy Banacha. Dzięki działaniu przypadkowych pasażerów temu człowiekowi udało się uratować życie – mówi Bartosz Ruszkowski, szef lotniskowej służby medycznej.
Walizka z sercem
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.