. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Być może to zasługa Kota, który dumnie przechadzał się po Paisley Park, zupełnie nie zwracając uwagi na mieszkające w budynku pawie. Kiedy czekałem na Artystę, skinąłem na Kota, a ten natychmiast wskoczył mi na kolana i zasnął. Po mniej więcej 20 minutach otworzyły się wahadłowe drzwi do studia i wyszedł Gospodarz i Właściciel Kota. Otworzył oczy ze zdumienia i zawołał całą swoją załogę. Jak się okazało, do tamtego momentu Kot tolerował tylko swego Pana. Lepszego wejścia na wywiad nie mogłem sobie wymarzyć. A potem rozmawialiśmy w zasadzie tylko o muzyce. Bo tylko to interesowało Prince’a. Wtedy się ożywiał, gestykulował i podskakiwał.
Najbardziej pamiętam odpowiedź na pytanie: „Czyśni ci się muzyka?”. „Tak! – odparł. – Ale to problem. Bo na przykład wczoraj śniły mi się anioły. Jak wiesz, one, istoty niebiańskie, w odróżnieniu od ludzi nie oddychają, co pozwala im śpiewać głosem ciągłym, bez przerw. I jak to potem odtworzyć w studiu?”. Sam był muzyką i instrumentem. Miał nieskrępowaną kreatywność, wrodzoną niezgodę na niemożliwe, duszę wiecznego eksperymentatora. Dwadzieścia lat przed resztą świata zaczął mieszać gatunki i wszystko ze wszystkim. Bawił się scenicznym wizerunkiem, a nawet branżową ksywą. Kiedy wytwórnia zażądała wpływu na kolejny album, zerwał się z łańcucha i sam wydał nagrania opatrzone symbolem zamiast imienia. Zawsze pracował, nagrywał i wydawał tylko na własnych warunkach. W archiwach spoczywa pewnie kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset jego niewydanych płyt.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.