Jakie ryzyko niesie rozwój genetyki?
Największym zagrożeniem będzie eugenika, manipulowanie w genomie człowieka. Już przekroczyliśmy niebezpieczny próg, bo zapłodnienie pozaustrojowe jest metodą, która umożliwia stosowanie eugeniki, polegającej na selekcji zarodków, a nawet modyfikacji genów w ich genomach. Można dziś przecież dość precyzyjnie wyciąć kawałek DNA i wkleić na to miejsce inny fragment. Tylko odpowiedzialność uczonego stoi na przeszkodzie, by genomu zarodka, który będzie implantowany, nie poddawać wcześniej modyfikacji.
Dlaczego edycja zarodków z defektami genetycznymi miałaby być tak groźna?
Jednym z najbardziej czarnych scenariuszy, które nam grożą, jest śmierć populacji. To się może zdarzyć, jeśli mutacje wprowadzane przez samą technologię metody in vitro (a nie tylko w wyniku przenoszenia defektów od rodziców) będą wprowadzać do genomu kilkakrotnie wyższą częstość defektów genetycznych. Populacja człowieka może tego nie wytrzymać, bo natura na ogół toleruje nie więcej niż jedną mutację na genom na generację. Skutki naszej działalności poznamy oczywiście dopiero w przyszłości. Musi to potrwać wiele lat, ponieważ defekty są zazwyczaj recesywne i nie widać ich w pierwszym pokoleniu.
Czy naukowcy są świadomi zagrożeń?
Przeważa hurraentuzjazm. Co rusz pojawia się jakaś nowa technologia i czegoś się dowiadujemy, a niektórym genetykom wydaje się, że wiedzą już wszystko. Tymczasem im głębiej się w to wchodzi, tym lepiej widać, że nasza wiedza o genomie jest znikoma.
W którym miejscu trzeba się było już cofnąć, z pokorą uznając swoje dotychczasowe błędne przekonania?
Na przykład w kwestii wielkości frakcji DNA, bez której nasz genom nie będzie normalnie funkcjonował. Wiadomo, że tylko 2-3 proc. genomu to sekwencje kodujące ważne dla organizmu białka, i długo myślano, że to wystarcza, żeby wszystko się kręciło. Tylko po co w takim razie jest nam cała reszta DNA? Naukowcy, także nobliści, nazywali je nawet kiedyś śmieciowym DNA, ale po jakimś czasie zaczęto się z tego wycofywać. Dziś już wiadomo, że aby prawidłowo funkcjonowało te 2-3 proc. DNA, potrzebne jest go co najmniej dziesięć razy tyle do ich kontroli. Białko jest tylko czymś w rodzaju wykonawcy, ponad tym są bardzo ważne systemy kontroli.
Coraz powszechniejsze staje się dziś sekwencjonowanie genomu. Czy w tej kwestii też są jakieś wątpliwości?
W niektórych przypadkach sekwencjonowanie DNA niewątpliwie ułatwi postawienie diagnozy i zastosowanie skutecznej terapii, ale i w tej dziedzinie dostrzegam niebezpieczeństwa. Rozważając problem niemal filozoficznie, można stwierdzić, że dotąd człowiek ewoluował bez tej wiedzy o swoim genomie i chyba nie najgorzej na tym wyszedł. Teraz spróbuje jej użyć do ukierunkowania własnej ewolucji – jesteśmy pewni, jak na tym wyjdziemy? Nieco mniej wzniośle: jednym z pierwszych zastosowań sprawdzania DNA było dochodzenie ojcostwa. Ojcowie zaczęli sprawdzać, czy dzieci uznawane dotąd za ich własne są naprawdę ich potomstwem. Średnio w kilkunastu procentach okazuje się, że nie. Co należy zrobić z tą informacją? Przez wieki było podobnie, ale nie wiedzieliśmy o tym. Czy ta nowa wiedza poprawia nasze stosunki społeczne?
Czy regulacje prawne nadążają za rozwojem genetyki?
W Polsce wolno właściwie wszystko. W środowisku naukowym panuje duże przyzwolenie na nieliczenie się z ograniczeniami, a do tego kontrola jest po prostu słaba. A szerzej: prawo nie jest w stanie przewidzieć, do czego może doprowadzić stosowanie manipulacji genetycznych.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.