Jedno przymknięcie oczu oznacza „tak”, dwa – „nie”, ale odczytanie sygnałów nie jest proste, bo trzeba je odróżnić od mimowolnych mrugnięć. – Czasem Julka żartuje. Pytamy ją: „Coś cię boli?”. „Tak”. „Głowa?”. „Nie”. „Brzuch?”. „Nie”. „Robisz nas w konia?”. „Tak!” – opowiada o rozmowach z córką. Sam ma włosy do pasa; nie obcina ich od wypadku Julki. wierzy, że zrobi to sama, jak wyzdrowieje. Spotykam ich w szpitalu w Olsztynie, tuż przed operacją. Julka Kowalczyk była szóstą osobą, której zespół prof. Wojciecha Maksymowicza wszczepił stymulator pobudzający pracę mózgu. O życiu decydują sekundy. Listopad 2011 r. Ośmioipółletnia Julka idzie do szkoły, podekscytowana tym, że po chorobie wróci do pracy ukochana nauczycielka. Przechodzi przez pasy. Do dziś nie wiadomo, jak to się stało, że potrącił ją samochód. Od tej pory jest w śpiączce, a właściwie – w stanie minimalnej świadomości. Dziś Julka nie wygląda na swoje 13 lat: drobna, szczupła, długie włosy zaplecione w warkocz. Długie włosy miała jeszcze przed wypadkiem – takie miały być na pierwszą komunię. Mieszka w Trzetrzewinie niedaleko Nowego Sącza. Ma czwórkę młodszego rodzeństwa. Tata to z zawodu inżynier elektronik, mama – pielęgniarka. Podczas wywiadu Julka uważnie słucha tego, co mówi tata. Pielęgniarki oraz rodzice innych pacjentów podziwiają jego pogodę ducha i troskę o córkę. A Julka uśmiecha się, gdy tata opowiada śmieszne historie o rodzeństwie albo o niej, gdy była mała.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.