Mimo że łączy nas ponad 400-kilometrowa wspólna granica i co najmniej kilkaset lat historii, nasz wschodni sąsiad jest dla nas jak terra incognita – nie wiemy o nim niemal nic, poza tym, że rządzi tam „ostatni dyktator Europy” i lepiej tam nie jechać. – A to kompletna bzdura – prostuje Henryk Siodmok, prezes zarządu Grupy Atlas, który ma 60 proc. rynku na Białorusi. – To Polska w końcu zaczęła otwierać się na Białoruś. Bo Białoruś od dawna była otwarta na nas. Tylko kwestie polityczne blokowały szerszą kooperację. Prezydenci i premierzy z Polski latali do Chin i szczycili się tymi misjami, mimo że ChRL nie jest krajem demokratycznym. A wymianę handlową Polska ma niemal taką samą z Chinami, jak i z Białorusią – tłumaczy. Nasz wschodni sąsiad od jakiegoś czasu kusi polski biznes. Kraj ten – przeżywający recesję – otwiera się na zagraniczny kapitał, oferując mu priorytetowe warunki inwestycyjne m.in. w specjalnych strefach ekonomicznych oraz w mniejszych miejscowościach. W tym roku ma być prywatyzowanych 60 państwowych przedsiębiorstw.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.