Chętnie angażuję się w popularyzację prawa w Polsce. To wielki problem: edukacja prawna szwankuje, a Polacy nie przywykli do korzystania z usług prawników. Często zwracają się o pomoc albo poradę, kiedy jest już za późno. Czasami dochodzi do sytuacji dramatycznych, kiedy ktoś traci dorobek całego życia albo kontakt z rodziną, z dziećmi, bo nie był w stanie skorzystać z przysługujących mu praw albo został wprowadzony w błąd. Osobny rozdział zapisują nieuczciwi przedsiębiorcy, którzy nadużywają zaufania konsumentów (w tym wydaniu „Wprost” piszemy o branży telekomunikacyjnej). W czasach rewolucji informacyjnej oraz konsumpcyjnej kiepską edukację prawną uważam za karygodne (wieloletnie) zaniedbanie ze strony państwa. Pokutuje też pogląd, że usługi prawników są drogie. To nie do końca prawda. W większych miastach rzeczywiście bywa drogo, zwłaszcza w Warszawie. W mniejszych jest inaczej.
Przy okazji zaangażowania w różne inicjatywy związane z popularyzacją prawa poznałem wielu prawników. Przekonałem się również, że ich praca ma szczególny wymiar. Docenia się to dopiero wtedy, kiedy trzeba złożyć podpis pod bardzo ważną, życiową umową, na przykład sprzedaży czy zakupu mieszkania, albo gdy staje się przed sądem, choćby tylko w charakterze świadka. Nie mówiąc o sytuacjach, kiedy ktoś nas skrzywdzi albo o coś niesłusznie oskarża. To wtedy namacalnie czuć, jak wielkie ciężary mieszczą się na wadze Temidy.
W tym wydaniu piszemy szerzej o planach ministra sprawiedliwości dotyczących sądów i sędziów. Kiedy pytam o nie prawników, słyszę: tak, niektóre pomysły są dobre, ale inne nie. Z Ministerstwa Sprawiedliwości dobiegają bardziej zdecydowane głosy, wskazujące w zasadzie na potrzebę rewolucji.
Relacje między władzą wykonawczą a sądowniczą nie muszą być sielankowe. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone, gdzie to właśnie sędziowie federalni zastopowali dekret prezydenta Donalda Trumpa dotyczący zakazu wjazdu obywateli siedmiu krajów. Bo konflikty nie są problemem samym w sobie. Podejmowanych kroków prawnych, składanych apelacji, odwołań również do nich nie zaliczam. Każdy ma prawo wyczerpać wszystkie środki w walce o swoje. Problemem natomiast bywa styl prowadzonej debaty – zarzucanie drugiej stronie złej woli, sięganie po epitety zamiast argumentów. Za mocnymi stwierdzeniami powinny iść fakty, dowody. W przeciwnym razie kończy się dialog. Czy w demokratycznym państwie można ze sobą nie rozmawiać? Prywatnie ktoś może nie mieć ochoty się z kimś zadawać, ale służbowo – to co innego. Osoby piastujące funkcje publiczne mają skutecznie załatwiać sprawy Polaków, a nie tonąć w coraz agresywniejszych sporach. Nie za to otrzymują wynagrodzenie z kieszeni podatników. Najbardziej kwieciste oracje i mocne stwierdzenia nie zastąpią skutecznego działania. Tym bardziej że – jak wiele wskazuje – polski wymiar sprawiedliwości potrzebuje zmian. Do tej pory nikt ich nie przeprowadził.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.