Setki tysięcy kobiet zmuszono do prostytucji na rzecz Niemców i ich sojuszników podczas II wojny światowej
Pasażem nazywają żołnierze niemieccy długie przejście pod wysokim kompleksem budynków, które prowadzi na Nowy Świat i w pobliże Alei Jerozolimskich (...). Umundurowani Niemcy (...) przechadzają się w tym przejściu i krytycznymi spojrzeniami lustrują kobiety i dziewczęta w wieku od 15 do 25 lat. (...) Jeden z wojaków wyciąga kieszonkową latarkę i świeci nią zuchwale jednej z kobiet prosto w oczy. Zwracają się ku nam blade, wyrażające znużenie i rezygnację oblicza obydwu kobiet. Ta pierwsza może liczyć około 30 lat. »Czego ta stara kurwa jeszcze tutaj szuka?« - jeden z trzech żołdaków śmieje się jej prosto w twarz. »Chleba, proszę pana« - prosi kobieta. (...) »Kopniaka w dupę możesz dostać, ale nie chleba« - odpowiada żołnierz. (...) Właściciel latarki znowu kieruje światło na twarze i postacie dziewcząt. (...) Najmłodsza liczy może 15 lat, najstarsza mniej więcej 18. (...) Najmłodszej z trzech dziewcząt odpina płaszcz i pożądliwymi łapami obmacuje jej ciało. »Ta świetnie nadaje się do łóżka« - mówi. (...) Mogę sobie wyobrazić, co czuje dziewczynka, którą poniżono i którą maca się jak zwierzę na targu"- pisał w 1942 szwajcarski kierowca misji Czerwonego Krzyża Franz Mawick.
Temat prostytucji i seksualnej przemocy pod okupacją do niedawna stanowił wśród historyków tabu. Dopiero głośna afera z seksualnymi niewolnicami wojsk japońskich, które porywano do domów publicznych z Korei i Chin, sprawiła, że niektórzy historycy zainteresowali się tym problemem w okupowanej Europie. Wnioski są nie mniej wstrząsające. Amerykańska historyczka Wendy Jo Gertjejanssen z Uniwersytetu w Minnesocie w pracy "Sexual Violence on the Eastern Front during World War II" dowodzi, że przemoc seksualna ze strony sił wojskowych i policyjnych III Rzeszy była powszechna.
Pierwsze wypadki gwałtów odnotowano już we wrześniu 1939 r. podczas inwazji Niemiec na Polskę. Niemiecki historyk Jochen Böhler w monografii "Przygrywaka do wojny na wyniszczenie - Wehrmacht w Polsce" pisze o rozkazie wydanym przez Główną Komendanturę Armii, w którym zwraca się uwagę na "wykroczenia przeciwko ludności cywilnej na zajętych obszarach, w tym wypadki gwałtów".
6 lutego 1940 r. na ręce głównodowodzącego Wehrmachtu Walthera von Brauchitscha Johannes von Blaskowitz skierował memoriał. Protestował w nim przeciwko "masowym zgwałceniom, rabunkom i mordom", których dopuszczają się żołnierze Führera w Polsce. Von Blazkowitz został odwołany ze stanowiska, a 4 października 1939 r. sprawcy gwałtów i mordów zostali przez Hitlera objęci amnestią. Znany jest tylko jeden wypadek ukarania sprawców przemocy seksualnej w Polsce. Sprawa dotyczyła zbiorowego gwałtu, którego dopuścili się 27 września 1939 r. trzej szeregowcy w Busku Zdroju podczas najścia na żydowską rodzinę Kaufmanów. Skazani zostali jednak nie za gwałt, ale "pohańbienie rasy".
Porwane za młodu
Przemoc seksualna wobec Polek nie ustała wraz z zakończeniem działań wojennych. Wprawdzie propagandowe slogany głosiły, że Polacy są podludźmi i kontakty seksualne z nimi oznaczają pohańbienie rasy, to jednak praktyka wyglądała inaczej. Naczelny lekarz Wehrmachtu dr Joachim Rost zwracał uwagę, że brak seksualnego spełnienia może prowadzić do rozprzestrzeniania się w armii homoseksualizmu. Abwehra alarmowała, że przygodne kontakty seksualne mogą prowadzić do ujawniania tajemnic wojskowych. Rozwiązanie znaleziono, organizując sieć wojskowych burdeli. Stworzenie ich poparł już 9 września 1939 r. SS-Gruppenführer Reinhard Heyndrich, prawa ręka Himmlera. Rozkaz w tej sprawie wszedł w życie już 16 marca 1940 r.
2 września 1940 r. oficer sanitarny komendantury w Generalnej Guberni donosił, że plan zorganizowania sieci domów publicznych został zrealizowany w prawie wszystkich większych miastach. Gorzej było ze znalezieniem personelu. Rozwiązaniem była przymusowa prostytucja obywatelek podbitej Europy. 3 maja 1941 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych rządu na uchodźstwie w memoriale skierowanym do rządów aliantów alarmowało: "Niemiecka policja regularnie organizuje w rozmaitych miastach rajdy mające na celu schwytanie jak największej ilości młodych kobiet, które są przymuszane do pracy w burdelach odwiedzanych przez niemieckich oficerów i żołnierzy".
Do dokumentu dołączono świadectwo jednej z matek: "Zdecydowałam się opuścić Katowice ze względu na moją 15-letnią córkę, która została zarejestrowana przez władze niemieckie do wysłania do Niemiec, rzekomo do pracy w rolnictwie. Wiem, co to oznacza, znam przypadek pani M., której córki zostały wysłane do prac polowych w Brandenburgii. Przy każdej okazji były one gwałcone przez niemieckich żołnierzy. Kiedy okazało się, że jedna z nich zaszła w ciążę, została odesłana do matki". 31 marca 1943 r. przedstawiciele legalnie działającej Rady Głównej Opiekuńczej w Krakowie złożyli wizytę dyrektorowi ministerialnemu Rhetzowi. "Interweniowano w sprawie opieki nad kobietami ciężarnymi, które wracając z robót w Rzeszy, wstydzą się wracać do swoich rodzin i tułają się z miejsca w miejsce" - napisano w notatce po spotkaniu.
Regulamin dla niewolnic
Niewolniczą pracę w domach publicznych zorganizowano z typową niemiecką skrupulatnością. Zaczynano o 6.00 od badania lekarskiego. Od 11.00 do 13.00 kobiety przebywały w hotelu, przygotowując się do pracy. Klientów obsługiwały między 14.00 a 20.30. Znamy również dokumenty, które regulowały, jak powinna wyglądać wizyta żołnierza w domu publicznym. Przewidywały one, że na zaspokojenie miał on zaledwie kwadrans. Przed wizytą w burdelu musiał wypełnić specjalną ankietę, w której zobowiązywał się do użycia specjalnego pakietu składającego się ze środka bakteriobójczego oraz prezerwatywy.
Dokument nakazujący skorzystanie z usług prostytutki w ciągu 15 minut świadczy o tym, że jedna dziewczyna musiała dziennie obsłużyć ponad dwudziestu mężczyzn. Ale z ankiet wynika, że były nawet takie, które obsługiwały 32 mężczyzn w ciągu doby. Żołnierz za wizytę w burdelu płacił jedynie 3 marki.
Prostytutki miały też pewne przywileje. W "Informacji bieżącej" Delegatury Rządu na Kraj dowiadujemy się, że "w Warszawie czynne są dwa domy publiczne dla żołnierzy niemieckich. Ich pensjonariuszki otrzymują dodatkowe karty nr II oprócz normalnych kart aprowizacyjnych, a przeznaczone dla osób ciężko pracujących w przemyśle związanym z obronnością". Jak ciężkie było ich położenie, świadczy również to, że część pensjonariuszek, nie mogąc znieść poniewierki w burdelach, decydowała się na ucieczkę. Wiemy o co najmniej jednej zbiorowej ucieczce z wojskowego burdelu w Norwegii w 1941 r. Uciekinierki, Polki i Rosjanki, poprosiły o azyl norweski Kościół luterański.
Straszny był los kobiet, które były zmuszane do prostytucji w obozach koncentracyjnych, gettach, a także w domach publicznych dla robotników cudzoziemskich. Fakt istnienia w KL Auschwitz baraku służącego jako dom publiczny dla wyróżniających się więźniów (głównie kapo) jest powszechnie znany historykom. Mniej znanym faktem jest to, że domy publiczne w kacetach były normą, a nie wyjątkiem. O pracownice tych przybytków nie dbano - chore po prostu zabijano. Niedawno w aktach IPN odkryto, że gehenna więźniarek obozów koncentracyjnych trwała również po wojnie. Znaleziono dokument, w którym organa bezpieczeństwa prosiły o interwencję władze sowieckie w sprawie gwałtów, których dopuszczali się na więźniarkach "wyzwoliciele" z Armii Czerwonej.
Niemcy dopuszczali się przemocy seksualnej również w gettach.12 maja 1942 r. przewodniczący warszawskiego Judenratu zanotował: "Zjawił się Avril z filmowcami i zażądał zdjęcia w mykwie na Dzielnej. Do tego potrzeba 20 mężczyzn ortodoksów z pejsami i 20 kobiet z lepszej sfery". Niemieccy filmowcy przymusili ich do odegrania sceny orgii seksualnej. Mimo represji za "pohańbienie rasy" gwałty popełniane na Żydówkach przez Niemców nie były czymś wyjątkowym. Znany był z tego m.in. Joseph Blösche, w warszawskim gettcie zwany Frankensteinem. Zgwałcone Żydówki po prostu zabijał.
Wina bez kary
Do niedawna możliwe było osądzenie sprawców gwałtów lub przynajmniej wypłacenie odszkodowań seksualnym niewolnicom. Tomasz Szarota, autor książki "Okupowanej Warszawy dzień powszedni", odkrył, że w ówczesnej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce przechowywane były akta osobowe warszawskich pracownic domów publicznych. Na początku lat 70. nie były one udostępniane badaczom. Powinny one do dziś się znajdować w archiwum IPN. Jednak zniknęły. Nie jest wykluczone, że zostały one przekazane do niemieckiego archiwum w Ludwigsburgu.
Japończycy - wprawdzie dopiero pod presją światowej opinii publicznej - przeprosili seksualne niewolnice z czasów II wojny światowej i zapowiedzieli zadośćuczynienie ich krzywdom. Wiele wskazuje na to, że polskie niewolnice seksualne zadośćuczynienia się nie doczekają.
Temat prostytucji i seksualnej przemocy pod okupacją do niedawna stanowił wśród historyków tabu. Dopiero głośna afera z seksualnymi niewolnicami wojsk japońskich, które porywano do domów publicznych z Korei i Chin, sprawiła, że niektórzy historycy zainteresowali się tym problemem w okupowanej Europie. Wnioski są nie mniej wstrząsające. Amerykańska historyczka Wendy Jo Gertjejanssen z Uniwersytetu w Minnesocie w pracy "Sexual Violence on the Eastern Front during World War II" dowodzi, że przemoc seksualna ze strony sił wojskowych i policyjnych III Rzeszy była powszechna.
Pierwsze wypadki gwałtów odnotowano już we wrześniu 1939 r. podczas inwazji Niemiec na Polskę. Niemiecki historyk Jochen Böhler w monografii "Przygrywaka do wojny na wyniszczenie - Wehrmacht w Polsce" pisze o rozkazie wydanym przez Główną Komendanturę Armii, w którym zwraca się uwagę na "wykroczenia przeciwko ludności cywilnej na zajętych obszarach, w tym wypadki gwałtów".
6 lutego 1940 r. na ręce głównodowodzącego Wehrmachtu Walthera von Brauchitscha Johannes von Blaskowitz skierował memoriał. Protestował w nim przeciwko "masowym zgwałceniom, rabunkom i mordom", których dopuszczają się żołnierze Führera w Polsce. Von Blazkowitz został odwołany ze stanowiska, a 4 października 1939 r. sprawcy gwałtów i mordów zostali przez Hitlera objęci amnestią. Znany jest tylko jeden wypadek ukarania sprawców przemocy seksualnej w Polsce. Sprawa dotyczyła zbiorowego gwałtu, którego dopuścili się 27 września 1939 r. trzej szeregowcy w Busku Zdroju podczas najścia na żydowską rodzinę Kaufmanów. Skazani zostali jednak nie za gwałt, ale "pohańbienie rasy".
Porwane za młodu
Przemoc seksualna wobec Polek nie ustała wraz z zakończeniem działań wojennych. Wprawdzie propagandowe slogany głosiły, że Polacy są podludźmi i kontakty seksualne z nimi oznaczają pohańbienie rasy, to jednak praktyka wyglądała inaczej. Naczelny lekarz Wehrmachtu dr Joachim Rost zwracał uwagę, że brak seksualnego spełnienia może prowadzić do rozprzestrzeniania się w armii homoseksualizmu. Abwehra alarmowała, że przygodne kontakty seksualne mogą prowadzić do ujawniania tajemnic wojskowych. Rozwiązanie znaleziono, organizując sieć wojskowych burdeli. Stworzenie ich poparł już 9 września 1939 r. SS-Gruppenführer Reinhard Heyndrich, prawa ręka Himmlera. Rozkaz w tej sprawie wszedł w życie już 16 marca 1940 r.
2 września 1940 r. oficer sanitarny komendantury w Generalnej Guberni donosił, że plan zorganizowania sieci domów publicznych został zrealizowany w prawie wszystkich większych miastach. Gorzej było ze znalezieniem personelu. Rozwiązaniem była przymusowa prostytucja obywatelek podbitej Europy. 3 maja 1941 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych rządu na uchodźstwie w memoriale skierowanym do rządów aliantów alarmowało: "Niemiecka policja regularnie organizuje w rozmaitych miastach rajdy mające na celu schwytanie jak największej ilości młodych kobiet, które są przymuszane do pracy w burdelach odwiedzanych przez niemieckich oficerów i żołnierzy".
Do dokumentu dołączono świadectwo jednej z matek: "Zdecydowałam się opuścić Katowice ze względu na moją 15-letnią córkę, która została zarejestrowana przez władze niemieckie do wysłania do Niemiec, rzekomo do pracy w rolnictwie. Wiem, co to oznacza, znam przypadek pani M., której córki zostały wysłane do prac polowych w Brandenburgii. Przy każdej okazji były one gwałcone przez niemieckich żołnierzy. Kiedy okazało się, że jedna z nich zaszła w ciążę, została odesłana do matki". 31 marca 1943 r. przedstawiciele legalnie działającej Rady Głównej Opiekuńczej w Krakowie złożyli wizytę dyrektorowi ministerialnemu Rhetzowi. "Interweniowano w sprawie opieki nad kobietami ciężarnymi, które wracając z robót w Rzeszy, wstydzą się wracać do swoich rodzin i tułają się z miejsca w miejsce" - napisano w notatce po spotkaniu.
Regulamin dla niewolnic
Niewolniczą pracę w domach publicznych zorganizowano z typową niemiecką skrupulatnością. Zaczynano o 6.00 od badania lekarskiego. Od 11.00 do 13.00 kobiety przebywały w hotelu, przygotowując się do pracy. Klientów obsługiwały między 14.00 a 20.30. Znamy również dokumenty, które regulowały, jak powinna wyglądać wizyta żołnierza w domu publicznym. Przewidywały one, że na zaspokojenie miał on zaledwie kwadrans. Przed wizytą w burdelu musiał wypełnić specjalną ankietę, w której zobowiązywał się do użycia specjalnego pakietu składającego się ze środka bakteriobójczego oraz prezerwatywy.
Dokument nakazujący skorzystanie z usług prostytutki w ciągu 15 minut świadczy o tym, że jedna dziewczyna musiała dziennie obsłużyć ponad dwudziestu mężczyzn. Ale z ankiet wynika, że były nawet takie, które obsługiwały 32 mężczyzn w ciągu doby. Żołnierz za wizytę w burdelu płacił jedynie 3 marki.
Prostytutki miały też pewne przywileje. W "Informacji bieżącej" Delegatury Rządu na Kraj dowiadujemy się, że "w Warszawie czynne są dwa domy publiczne dla żołnierzy niemieckich. Ich pensjonariuszki otrzymują dodatkowe karty nr II oprócz normalnych kart aprowizacyjnych, a przeznaczone dla osób ciężko pracujących w przemyśle związanym z obronnością". Jak ciężkie było ich położenie, świadczy również to, że część pensjonariuszek, nie mogąc znieść poniewierki w burdelach, decydowała się na ucieczkę. Wiemy o co najmniej jednej zbiorowej ucieczce z wojskowego burdelu w Norwegii w 1941 r. Uciekinierki, Polki i Rosjanki, poprosiły o azyl norweski Kościół luterański.
Straszny był los kobiet, które były zmuszane do prostytucji w obozach koncentracyjnych, gettach, a także w domach publicznych dla robotników cudzoziemskich. Fakt istnienia w KL Auschwitz baraku służącego jako dom publiczny dla wyróżniających się więźniów (głównie kapo) jest powszechnie znany historykom. Mniej znanym faktem jest to, że domy publiczne w kacetach były normą, a nie wyjątkiem. O pracownice tych przybytków nie dbano - chore po prostu zabijano. Niedawno w aktach IPN odkryto, że gehenna więźniarek obozów koncentracyjnych trwała również po wojnie. Znaleziono dokument, w którym organa bezpieczeństwa prosiły o interwencję władze sowieckie w sprawie gwałtów, których dopuszczali się na więźniarkach "wyzwoliciele" z Armii Czerwonej.
Niemcy dopuszczali się przemocy seksualnej również w gettach.12 maja 1942 r. przewodniczący warszawskiego Judenratu zanotował: "Zjawił się Avril z filmowcami i zażądał zdjęcia w mykwie na Dzielnej. Do tego potrzeba 20 mężczyzn ortodoksów z pejsami i 20 kobiet z lepszej sfery". Niemieccy filmowcy przymusili ich do odegrania sceny orgii seksualnej. Mimo represji za "pohańbienie rasy" gwałty popełniane na Żydówkach przez Niemców nie były czymś wyjątkowym. Znany był z tego m.in. Joseph Blösche, w warszawskim gettcie zwany Frankensteinem. Zgwałcone Żydówki po prostu zabijał.
Wina bez kary
Do niedawna możliwe było osądzenie sprawców gwałtów lub przynajmniej wypłacenie odszkodowań seksualnym niewolnicom. Tomasz Szarota, autor książki "Okupowanej Warszawy dzień powszedni", odkrył, że w ówczesnej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce przechowywane były akta osobowe warszawskich pracownic domów publicznych. Na początku lat 70. nie były one udostępniane badaczom. Powinny one do dziś się znajdować w archiwum IPN. Jednak zniknęły. Nie jest wykluczone, że zostały one przekazane do niemieckiego archiwum w Ludwigsburgu.
Japończycy - wprawdzie dopiero pod presją światowej opinii publicznej - przeprosili seksualne niewolnice z czasów II wojny światowej i zapowiedzieli zadośćuczynienie ich krzywdom. Wiele wskazuje na to, że polskie niewolnice seksualne zadośćuczynienia się nie doczekają.
Więcej możesz przeczytać w 17/18/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.