Gerhard Schröder trzyma rękę na wzgórku łonowym swej następczyni. Kanclerz Angela Merkel dzierży w dłoni penisa byłego premiera Bawarii Edmunda Stoibera. Z kolei Stoiber ugniata genitalia szefa liberałów Guida Westerwellego. A minister finansów Peer Steinbrück ściska między nogami Schrödera i samego siebie.
To tylko niektóre z postaci wymodelowanych przez Petera Lenka na ścianie ratusza w Bodman-Ludwigshafen (Badenia-Wirtembergia). To liczące 4 tys. mieszkańców miasteczko nad Jeziorem Bodeńskim jest dziś na ustach Niemców. Relief nosi tytuł „Spuścizna Ludwiga" (od badeńskiego księcia). Oprócz polityków Lenk wyrzeźbił na dziesięciometrowej ścianie pławiące się nago w pieniądzach osobistości świata gospodarki, a nawet papieża Benedykta XVI, wprawdzie ubranego, ale z palcem wzniesionym w mentorskim geście. Niemcy zaciekle dyskutują, czy polityczny Gruppensex Lenka to jeszcze sztuka czy już pornografia, obleśna prowokacja? Burmistrz miasteczka Matthias Weckbach uważa tryptyk Lenka za „bardzo dobry”. Zważywszy na ożywienie w gminie, do której ciągną dziś wycieczki, pomysł był strzałem w dziesiątkę. Gmina wyłożyła na płaskorzeźbę 35 tys. euro.
61-letni rzeźbiarz z Badenii nie pierwszy raz działa na nerwy niemieckiemu establishmentowi. Spod jego dłuta wyszła m.in. postać pisarza Martina Walsera z łyżwami na nogach, dosiadającego starą szkapę (Walser domagał się zakończenia rozrachunku z przeszłością w RFN i zaprzestania używania nazizmu jako „tłuczka moralnego" wobec Niemców); szefa resortu obrony Rudolfa Scharpinga na łodzi podwodnej z nagą nimfą (minister zabawiał się z kochanką w basenie, gdy jego żołnierze wyjeżdżali na front w ramach misji ONZ); Helmuta Kohla jako kłamcy wyborczego, kilku premierów i ministrów jako pruskich żandarmów.
Za sprawą Lenka w kulua-rach Bundestagu i Urzędu Kanclerskiego toczy się ożywiona debata, gdzie leżą granice satyry i swobody artystycznej wypowiedzi. Granic nie ma, orzekli zgodnie niemieccy politycy po opublikowaniu przez „Tageszeitung" z lewicowej niszy kartoflanego wizerunku polskiego prezydenta. Protesty z polskiej strony zostały nad Szprewą uznane za brak poczucia humoru. Mniej zabawne w odbiorze niemieckich polityków były głośne w RFN okładki „Wprost” z przewodniczącą Związku Wypędzonych Eriką Steinbach ujeżdżającą kanclerza Schrödera czy bliźniakami Kaczyńskimi przyssanymi do odsłoniętych piersi pani kanclerz. Dziś Merkel & Co. muszą przełknąć gorzką pigułkę wyprodukowaną przez rodzimego twórcę. Burmistrz Weckbach nie ma zamiaru zasłaniać „gorszącego” dzieła Lenka.
To tylko niektóre z postaci wymodelowanych przez Petera Lenka na ścianie ratusza w Bodman-Ludwigshafen (Badenia-Wirtembergia). To liczące 4 tys. mieszkańców miasteczko nad Jeziorem Bodeńskim jest dziś na ustach Niemców. Relief nosi tytuł „Spuścizna Ludwiga" (od badeńskiego księcia). Oprócz polityków Lenk wyrzeźbił na dziesięciometrowej ścianie pławiące się nago w pieniądzach osobistości świata gospodarki, a nawet papieża Benedykta XVI, wprawdzie ubranego, ale z palcem wzniesionym w mentorskim geście. Niemcy zaciekle dyskutują, czy polityczny Gruppensex Lenka to jeszcze sztuka czy już pornografia, obleśna prowokacja? Burmistrz miasteczka Matthias Weckbach uważa tryptyk Lenka za „bardzo dobry”. Zważywszy na ożywienie w gminie, do której ciągną dziś wycieczki, pomysł był strzałem w dziesiątkę. Gmina wyłożyła na płaskorzeźbę 35 tys. euro.
61-letni rzeźbiarz z Badenii nie pierwszy raz działa na nerwy niemieckiemu establishmentowi. Spod jego dłuta wyszła m.in. postać pisarza Martina Walsera z łyżwami na nogach, dosiadającego starą szkapę (Walser domagał się zakończenia rozrachunku z przeszłością w RFN i zaprzestania używania nazizmu jako „tłuczka moralnego" wobec Niemców); szefa resortu obrony Rudolfa Scharpinga na łodzi podwodnej z nagą nimfą (minister zabawiał się z kochanką w basenie, gdy jego żołnierze wyjeżdżali na front w ramach misji ONZ); Helmuta Kohla jako kłamcy wyborczego, kilku premierów i ministrów jako pruskich żandarmów.
Za sprawą Lenka w kulua-rach Bundestagu i Urzędu Kanclerskiego toczy się ożywiona debata, gdzie leżą granice satyry i swobody artystycznej wypowiedzi. Granic nie ma, orzekli zgodnie niemieccy politycy po opublikowaniu przez „Tageszeitung" z lewicowej niszy kartoflanego wizerunku polskiego prezydenta. Protesty z polskiej strony zostały nad Szprewą uznane za brak poczucia humoru. Mniej zabawne w odbiorze niemieckich polityków były głośne w RFN okładki „Wprost” z przewodniczącą Związku Wypędzonych Eriką Steinbach ujeżdżającą kanclerza Schrödera czy bliźniakami Kaczyńskimi przyssanymi do odsłoniętych piersi pani kanclerz. Dziś Merkel & Co. muszą przełknąć gorzką pigułkę wyprodukowaną przez rodzimego twórcę. Burmistrz Weckbach nie ma zamiaru zasłaniać „gorszącego” dzieła Lenka.
Więcej możesz przeczytać w 38/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.