Już za kilka dni rozpocznie się ogromne śliwobranie.
Moje najwcześniejsze wspomnienie śliwek to cudowny, jedyny na świecie polski bigos, pełny prawdziwych polskich suszonych i wędzonych śliwek. Bez nich bigos nie jest bigosem i nawet dodanie do niego najlepszego wędzonego boczku nie zapewni mu tego aromatu, który oddają mu wędzone węgierki. W Polsce śliwki się wędzi, bo nie jest u nas tak ciepło jak w Kalifornii. I bardzo dobrze, bo bez polskiej wędzonej węgierki wielu rzeczy w polskiej kuchni po prostu by nie było. Złość mnie bierze okrutna, gdy na półkach polskich sklepów zamiast naszych skromnych, małych suszek widzę olbrzymie ilości łatwych w przełknięciu, mdłych śliwek kalifornijskich.
Byłoby wspaniale, gdyby słońce jeszcze poświeciło, bo ze śliwkami jest jak z winogronami – dobrze, kiedy jest trochę zimno, a potem znów bardzo ciepło, bo śliwki, które długo wiszą na drzewie, zyskują niespotykaną słodycz. Ta słodycz jest absolutnie konieczna do zrobienia prawdziwych śliwkowych powideł, które marzą mi się po nocach. Takie powidła smaży się praktycznie bez cukru, choć wszyscy myślą, że jest go tam całe mnóstwo. Niestety, przygotowanie prawdziwych powideł zajmuje bardzo dużo czasu, pierwsze smażenie trwa nawet osiem godzin, podczas których trzeba je ciągle mieszać, żeby nie przywarły. Nie wolno też zapomnieć o miedzianym naczyniu, w którym przygotowujemy powidła, bo to ono zapewnia nam magię, dzięki której powidła się nie psują.
Ubóstwianym przeze mnie wcieleniem śliwki jest świeża śliwka faszerowana foie gras. Świetnie smakuje też z musem z innych wątróbek drobiowych, choćby z indyka. Przekrawamy śliwki i po wyjęciu pestek posypujemy je cukrem, cynamonem i odrobiną świeżo startego imbiru, po czym podpiekamy przez chwilę – dokładnie tyle, by zeszklił się cukier. Wyciągamy je z piekarnika i przygotowujemy mus ą la foie gras. Najpierw obsmażamy 250 g wątróbek drobiowych i flambirujemy je w kieliszku koniaku z dodatkiem odrobiny cukru. Wątróbki schładzamy i drobno siekamy albo miksujemy na krem. Osobno ubijamy 100 g masła i powoli dodajemy do wątróbek, po czym miksujemy dalej z czterema przeciśniętymi przez praskę ząbkami czosnku i szczyptą gałki muszkatołowej. Masę pakujemy do lodówki w porcelanowym naczyniu i kiedy będzie już twarda, nabieramy łyżeczką jak lody i układamy we wnętrzu śliwek. Świetnie smakuje w towarzystwie dobrego tokaju.
We wrześniu nabieram dzikiej ochoty na knedle ze śliwkami, które tak rzadko są robione prawidłowo. Warto pamiętać, żeby ciasta na knedle, zrobionego z ziemniaków i odrobiny mąki, nie trzymać zbyt długo na blacie. Ważnym składnikiem jest też niewielka ilość masła zmieszanego z cynamonem i cukrem, dodawana do każdej śliwki. Dzięki temu knedel „płynie" po przekrojeniu, a nam leci ślinka na jego widok.
Cudownym wydaniem śliwki, zamykającym lato w słoiku, są śliwki w occie. Umyte i osączone śliwki nakłuwamy widelcem i zalewamy ciepłym (nie gorącym!) syropem przyrządzonym z trzech części wody i jednej części cukru z dodatkiem octu, dwóch lasek cynamonu, czterech ziaren zielonego kardamonu i pięciu goździków. Odstawiamy całość do następnego dnia, kiedy to wyjmujemy śliwki i przez chwilę gotujemy płyn. Znów schładzamy, dodajemy śliwki, odstawiamy i tak przez... trzy dni. Dopiero wtedy możemy ostatecznie przełożyć wszystko do słoików, zakręcić i schować do piwnicy. I już wiemy, dlaczego śliwek w occie nie robimy sami, tylko kupujemy je w sklepie.
Na deser nieziemski smak śliwkowego sosu, pasującego na przykład do delikatnego cynamonowego parfait. Kilogram śliwek zanurzamy w 0,5 l czerwonego, mocno taninowego wina, dodajemy pół słoika miodu, trzy goździki, laskę wanilii, laskę cynamonu i odrobinę soli. Gotujemy wszystko na małym ogniu, a gdy śliwki już się rozgotują, wyjmujemy cynamon i wanilię i miksujemy całość z pięćdziesiątką koniaku.
Niech żyją śliwki węgierki. Zawierają całe mnóstwo witamin, między innymi rzadko spotykaną w owocach witaminę E, a także potas, żelazo, fosfor i wapń. Poprawiają apetyt i dzięki wysokiej zawartości pektyn korzystnie wpływają na trawienie. Zjedzenie kilku surowych śliwek z rana wielu osobom może poprawić samopoczucie, również dzięki kojącym właściwościom witamin z grupy B.
Byłoby wspaniale, gdyby słońce jeszcze poświeciło, bo ze śliwkami jest jak z winogronami – dobrze, kiedy jest trochę zimno, a potem znów bardzo ciepło, bo śliwki, które długo wiszą na drzewie, zyskują niespotykaną słodycz. Ta słodycz jest absolutnie konieczna do zrobienia prawdziwych śliwkowych powideł, które marzą mi się po nocach. Takie powidła smaży się praktycznie bez cukru, choć wszyscy myślą, że jest go tam całe mnóstwo. Niestety, przygotowanie prawdziwych powideł zajmuje bardzo dużo czasu, pierwsze smażenie trwa nawet osiem godzin, podczas których trzeba je ciągle mieszać, żeby nie przywarły. Nie wolno też zapomnieć o miedzianym naczyniu, w którym przygotowujemy powidła, bo to ono zapewnia nam magię, dzięki której powidła się nie psują.
Ubóstwianym przeze mnie wcieleniem śliwki jest świeża śliwka faszerowana foie gras. Świetnie smakuje też z musem z innych wątróbek drobiowych, choćby z indyka. Przekrawamy śliwki i po wyjęciu pestek posypujemy je cukrem, cynamonem i odrobiną świeżo startego imbiru, po czym podpiekamy przez chwilę – dokładnie tyle, by zeszklił się cukier. Wyciągamy je z piekarnika i przygotowujemy mus ą la foie gras. Najpierw obsmażamy 250 g wątróbek drobiowych i flambirujemy je w kieliszku koniaku z dodatkiem odrobiny cukru. Wątróbki schładzamy i drobno siekamy albo miksujemy na krem. Osobno ubijamy 100 g masła i powoli dodajemy do wątróbek, po czym miksujemy dalej z czterema przeciśniętymi przez praskę ząbkami czosnku i szczyptą gałki muszkatołowej. Masę pakujemy do lodówki w porcelanowym naczyniu i kiedy będzie już twarda, nabieramy łyżeczką jak lody i układamy we wnętrzu śliwek. Świetnie smakuje w towarzystwie dobrego tokaju.
We wrześniu nabieram dzikiej ochoty na knedle ze śliwkami, które tak rzadko są robione prawidłowo. Warto pamiętać, żeby ciasta na knedle, zrobionego z ziemniaków i odrobiny mąki, nie trzymać zbyt długo na blacie. Ważnym składnikiem jest też niewielka ilość masła zmieszanego z cynamonem i cukrem, dodawana do każdej śliwki. Dzięki temu knedel „płynie" po przekrojeniu, a nam leci ślinka na jego widok.
Cudownym wydaniem śliwki, zamykającym lato w słoiku, są śliwki w occie. Umyte i osączone śliwki nakłuwamy widelcem i zalewamy ciepłym (nie gorącym!) syropem przyrządzonym z trzech części wody i jednej części cukru z dodatkiem octu, dwóch lasek cynamonu, czterech ziaren zielonego kardamonu i pięciu goździków. Odstawiamy całość do następnego dnia, kiedy to wyjmujemy śliwki i przez chwilę gotujemy płyn. Znów schładzamy, dodajemy śliwki, odstawiamy i tak przez... trzy dni. Dopiero wtedy możemy ostatecznie przełożyć wszystko do słoików, zakręcić i schować do piwnicy. I już wiemy, dlaczego śliwek w occie nie robimy sami, tylko kupujemy je w sklepie.
Na deser nieziemski smak śliwkowego sosu, pasującego na przykład do delikatnego cynamonowego parfait. Kilogram śliwek zanurzamy w 0,5 l czerwonego, mocno taninowego wina, dodajemy pół słoika miodu, trzy goździki, laskę wanilii, laskę cynamonu i odrobinę soli. Gotujemy wszystko na małym ogniu, a gdy śliwki już się rozgotują, wyjmujemy cynamon i wanilię i miksujemy całość z pięćdziesiątką koniaku.
Niech żyją śliwki węgierki. Zawierają całe mnóstwo witamin, między innymi rzadko spotykaną w owocach witaminę E, a także potas, żelazo, fosfor i wapń. Poprawiają apetyt i dzięki wysokiej zawartości pektyn korzystnie wpływają na trawienie. Zjedzenie kilku surowych śliwek z rana wielu osobom może poprawić samopoczucie, również dzięki kojącym właściwościom witamin z grupy B.
Więcej możesz przeczytać w 37/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.