Politycy mają wielki problem. Natura została zachwiana. Rodzi się za mało dzieci
Kiedy jako małolat miewałem próby w Klubie Medyków, zawsze się czułem nieswojo, gdy na dyskotekę wpadali po pracy zimni chirurdzy – pracownicy pobliskiego prosektorium. To specjalni ludzie, odporni na wiele. Nie sądzę, żebym mógł wykonywać ten zawód kiedykolwiek. Z tego samego powodu nie będę dzisiaj się zajmował gangreną, która toczy polską politykę. Gmeranie w rzeczach nieprzyjemnych to nie jest mój konik. Zostawiam go smakoszom.
Dziś zajmę się narodzinami nowego życia. Pamiętam wywiad sprzed lat Romana Polańskiego, który bardzo mi utkwił w pamięci. W odpowiedzi na pytanie, jaka przyszłość czeka ludzkość, Polański niezwykle emocjonalnie wyraził obawę, że największą pułapką dla naszego gatunku jest przeludnienie. Cały wywód brzmiał bardzo przekonująco, ale najbardziej uderzająca była jego pointa. Otóż Polański zakończył rozmowę apelem, by ludzie rozważyli posiadanie nie więcej niż jednego dziecka, aby przysłużyć się dobru życia na ziemi. Czas pokazał, że sam się do niego nie zastosował (ma dziś dwoje dzieci), ale apel brzmiał co najmniej dramatycznie.
Zapamiętałem ten wywiad z jeszcze jednego powodu. Otóż intuicyjnie jestem przekonany, że człowiek jako gatunek nie ma predyspozycji do życia w zbyt licznych stadach. Jest to ponad jego siły i percepcję, w konsekwencji suma stresów go przerasta i zaczyna wariować.
Minęły lata i ponura prognoza Polańskiego zderzyła się z niezwykle widowiskową wpadką wszelkich dotychczas wynalezionych systemów społecznych. Otóż zewsząd słychać, że politycy na całym świecie mają wielki problem. Natura została zachwiana. Rodzi się za mało dzieci. Struktura stadno-ekonomiczna została wywrócona do góry nogami. Niemal na całym świecie system ubezpieczeń społecznych wygląda tak samo: pracujący wpłacają składki (u nas na ZUS) i kasa ta natychmiast frunie na wypłaty dla emerytów. Jeśli emerytów jest mało, sytuacja jest świetna. Młodzi dają niewiele, pula się dzieli łagodnie, każdy emeryt dostaje sążnistą wypłatę. Ale jeśli jest odwrotnie i emerytów jest więcej niż pracujących – wówczas pracujący nie są w stanie emerytów utrzymać i system się wali.
Taki był zapewne plan natury. Posiadanie dzieci było zaletą ekonomiczną zarówno w czasach prastarych, jak i w średniowieczu, nie mówiąc o feudalizmie, kapitalizmie czy komunizmie. Dzieci pracowały fizycznie od wczesnych lat, pracowały w fabrykach, kopalniach i w polu, służyły w armii, były inwestycją porównywalną do późniejszych inwestycji w maszyny produkcyjne. Dziś dzieci nie mają czasu pracować, epoka intelektu zmusza je do wieloletniej edukacji, a rodzice zamiast ulgi wynikającej z posiadania dzieci mają kłopot, gdyż muszą przez lata pracować na ich wychowanie i naukę. Błędne koło.
Nie trzeba naukowca, by zauważyć, że jest to kompletnie rozchwiana figura geometryczna, która stacza się ku katastrofie. Krach finansowy, który uderzył w kulę ziemską wiele miesięcy temu, wykazał, że współczesne systemy gospodarcze mają wadę serca. Ekonomiczne tsunami z łatwością zdemolowało gospodarki wielu krajów. Kapitalizm przestał być kapitalizmem, został w desperacji dofinansowany z budżetu państwa, co de facto jest socjalizacją gospodarki – i to się stało w USA. Aż dziwne, że dając takie pieniądze upadającym firmom, rząd Stanów Zjednoczonych nie stał się ich formalnym właścicielem.
Teraz okazuje się, że najistotniejsza współczesna funkcja wszystkich systemów społecznych – ubezpieczenia społeczne i fundusze emerytalne – może się globalnie zawalić, bo jest za mało dzieci na ziemi, a starzy ludzie coraz dłużej żyją. Teraz trzeba im dłużej wypłacać emerytury, a jest relatywnie coraz mniej miejsc pracy i perspektyw na dobre zarobkowanie.
Gdzieś nad tym wisi wielki klops, który oznacza kolejne wyzwanie dla ludzkości: musi powstać zupełnie nowy ład gospodarczy. Kapitalizm musi zostać zastąpiony jakąś formą socjalizacji gospodarek. Cud rozmnażania się przez podział wśród ludzi nie występuje, a mroczne ( jak to u Polańskiego) przeludnienie osacza całą ludzkość z drugiej strony.
And that’s the way it is – jak mówił Walter Cronkite. PS Wyjaśniam, skąd tytuł niniejszego felietonu. Gdy siadałem do jego napisania, chciałem roznieść polityka kłamcę, dla którego dzielenie Polaków jest celem życia. Napisałem tytuł. Potem zmieniłem zdanie, ale tytuł zostawiłem.
Dziś zajmę się narodzinami nowego życia. Pamiętam wywiad sprzed lat Romana Polańskiego, który bardzo mi utkwił w pamięci. W odpowiedzi na pytanie, jaka przyszłość czeka ludzkość, Polański niezwykle emocjonalnie wyraził obawę, że największą pułapką dla naszego gatunku jest przeludnienie. Cały wywód brzmiał bardzo przekonująco, ale najbardziej uderzająca była jego pointa. Otóż Polański zakończył rozmowę apelem, by ludzie rozważyli posiadanie nie więcej niż jednego dziecka, aby przysłużyć się dobru życia na ziemi. Czas pokazał, że sam się do niego nie zastosował (ma dziś dwoje dzieci), ale apel brzmiał co najmniej dramatycznie.
Zapamiętałem ten wywiad z jeszcze jednego powodu. Otóż intuicyjnie jestem przekonany, że człowiek jako gatunek nie ma predyspozycji do życia w zbyt licznych stadach. Jest to ponad jego siły i percepcję, w konsekwencji suma stresów go przerasta i zaczyna wariować.
Minęły lata i ponura prognoza Polańskiego zderzyła się z niezwykle widowiskową wpadką wszelkich dotychczas wynalezionych systemów społecznych. Otóż zewsząd słychać, że politycy na całym świecie mają wielki problem. Natura została zachwiana. Rodzi się za mało dzieci. Struktura stadno-ekonomiczna została wywrócona do góry nogami. Niemal na całym świecie system ubezpieczeń społecznych wygląda tak samo: pracujący wpłacają składki (u nas na ZUS) i kasa ta natychmiast frunie na wypłaty dla emerytów. Jeśli emerytów jest mało, sytuacja jest świetna. Młodzi dają niewiele, pula się dzieli łagodnie, każdy emeryt dostaje sążnistą wypłatę. Ale jeśli jest odwrotnie i emerytów jest więcej niż pracujących – wówczas pracujący nie są w stanie emerytów utrzymać i system się wali.
Taki był zapewne plan natury. Posiadanie dzieci było zaletą ekonomiczną zarówno w czasach prastarych, jak i w średniowieczu, nie mówiąc o feudalizmie, kapitalizmie czy komunizmie. Dzieci pracowały fizycznie od wczesnych lat, pracowały w fabrykach, kopalniach i w polu, służyły w armii, były inwestycją porównywalną do późniejszych inwestycji w maszyny produkcyjne. Dziś dzieci nie mają czasu pracować, epoka intelektu zmusza je do wieloletniej edukacji, a rodzice zamiast ulgi wynikającej z posiadania dzieci mają kłopot, gdyż muszą przez lata pracować na ich wychowanie i naukę. Błędne koło.
Nie trzeba naukowca, by zauważyć, że jest to kompletnie rozchwiana figura geometryczna, która stacza się ku katastrofie. Krach finansowy, który uderzył w kulę ziemską wiele miesięcy temu, wykazał, że współczesne systemy gospodarcze mają wadę serca. Ekonomiczne tsunami z łatwością zdemolowało gospodarki wielu krajów. Kapitalizm przestał być kapitalizmem, został w desperacji dofinansowany z budżetu państwa, co de facto jest socjalizacją gospodarki – i to się stało w USA. Aż dziwne, że dając takie pieniądze upadającym firmom, rząd Stanów Zjednoczonych nie stał się ich formalnym właścicielem.
Teraz okazuje się, że najistotniejsza współczesna funkcja wszystkich systemów społecznych – ubezpieczenia społeczne i fundusze emerytalne – może się globalnie zawalić, bo jest za mało dzieci na ziemi, a starzy ludzie coraz dłużej żyją. Teraz trzeba im dłużej wypłacać emerytury, a jest relatywnie coraz mniej miejsc pracy i perspektyw na dobre zarobkowanie.
Gdzieś nad tym wisi wielki klops, który oznacza kolejne wyzwanie dla ludzkości: musi powstać zupełnie nowy ład gospodarczy. Kapitalizm musi zostać zastąpiony jakąś formą socjalizacji gospodarek. Cud rozmnażania się przez podział wśród ludzi nie występuje, a mroczne ( jak to u Polańskiego) przeludnienie osacza całą ludzkość z drugiej strony.
And that’s the way it is – jak mówił Walter Cronkite. PS Wyjaśniam, skąd tytuł niniejszego felietonu. Gdy siadałem do jego napisania, chciałem roznieść polityka kłamcę, dla którego dzielenie Polaków jest celem życia. Napisałem tytuł. Potem zmieniłem zdanie, ale tytuł zostawiłem.
Więcej możesz przeczytać w 37/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.